Artykuły

Rola komisji kultury jest niewielka

- Jestem daleki od twierdzenia, że dyrektorem teatru musi być aktor czy reżyser, szpital ma prowadzić lekarz, a krowa zarządzać mleczarnią. W komisji zasiadają ludzie z różnych środowisk, którzy mają jakąś wiedzę o kulturze. Moim zdaniem lepiej, żeby prawdziwi artyści zajmowali się tworzeniem, a nie zarządzaniem kulturą - mówi Maciej Rakowski, który przewodniczył komisji kultury w Radzie Miejskiej Łodzi.

Krzysztof Kowalewicz: Jak to się stało, że adwokat przewodniczył komisji kultury?

Maciej Rakowski [na zdjęciu]: Okazało się, że wśród osób zasiadających w komisji kultury było wielu zainteresowanych działalnością kulturalną, ale tylko kilka osób silnie związanych ze środowiskiem. Zatem i na przewodniczącego wysunięto osobę, która ścisłych związków z twórcami nie ma. Zadaniem przewodniczącego jest organizowanie prac komisji, czuwanie nad stroną formalną, a nie zarządzanie życiem kulturalnym Łodzi. Zdawałem sobie sprawę, że moja rola jest przede wszystkim porządkowa. Dlatego się zgodziłem.

W zbliżających się wyborach o mandat radnego starają się również artyści. Czy ich obecność może pomóc pracy nowej komisji kultury?

- Jestem daleki od twierdzenia, że dyrektorem teatru musi być aktor czy reżyser, szpital ma prowadzić lekarz, a krowa zarządzać mleczarnią. W komisji zasiadają ludzie z różnych środowisk, którzy mają jakąś wiedzę o kulturze. Moim zdaniem lepiej, żeby prawdziwi artyści zajmowali się tworzeniem, a nie zarządzaniem kulturą. Łatwiej patrzy się na środowisko i jego problemy, nie będąc jego częścią. Wtedy na podejmowanie decyzji nie przenosi się sporów czy animozji z przeszłości.

Co najważniejszego załatwiła komisja kultury?

- Pchnęliśmy naprzód sprawę remontu Teatru Muzycznego. Nie udało się zdobyć unijnych dotacji na wielki remont, dlatego zostaną przeprowadzone tylko niezbędne prace za miejskie pieniądze. Nie można nas jednak winić za to, że nie dostaliśmy środków z UE. Kto inny podejmował decyzje. Drugim poważnym problemem w tej kadencji był Teatr Nowy i Grzegorz Królikiewicz. Z powodu awantury musiałem nawet przerwać wyjazdowe posiedzenie komisji w teatrze. Na szczęście problemy wokół tej sceny zostały w zasadzie rozwiązane. Kolejna sprawa to Festiwal Dialogu Czterech Kultur. W tym roku, z powodu kłopotów z pozyskaniem sponsorów, ciężar finansowy zorganizowania imprezy spadł w większym zakresie na miasto. Potrzeba w tej sprawie rozwiązań systemowych na przyszłość. Oczywiście wolałbym, żeby nie wydawać publicznych pieniędzy i żeby lokalne firmy odczuwały potrzebę wspierania sztuki oraz finansowania tego festiwalu, ale nie jestem marzycielem. Festiwal powinien trwać, choć niekoniecznie tak mocno zależeć finansowo od budżetu miasta.

Tylko tyle udało się zrobić? A co zajęło radnym z komisji resztę czasu przez cztery posiedzeń?

- Nazywanie ulic. W pierwszych kadencjach istniała osobna komisja, która tylko tym się zajmowała. W minionej radzie przypadło to naszej komisji. Ktoś to musi robić. Wbrew pozorom nie jest łatwo wymyślić sensowne nazwy dla nowo tworzonych niewielkich uliczek gdzieś na obrzeżach miasta. Tam, gdzie stoi kilka domów, nie będziemy sięgać po jakiegoś patrona. Z drugiej strony większość rzeczowników pospolitych jest już zajęta, a przecież istnieje granica między dobrymi pomysłami a absurdem. Jako swoją zasługę mogę wymienić ograniczenie do minimum sporów na komisji na temat patronów ulic. Często z góry wiadomo, że i tak będzie kłótnia na sesji, więc po co druga na komisji. Poza nazwami ulic sporo czasu zajęło nam przygotowywanie uchwał o powstających pomnikach.

W sprawach kultury radni głosowali według klucza partyjnego?

- Zazwyczaj tak, chociaż kwestie dotyczące kultury powinny być rozstrzygane ponad podziałami.

W komisji działało 19 radnych. Czy to nie za dużo?

- Ważniejsze jest, kto zasiada w komisji, a nie ile liczy osób. Gorzej, gdy zbierze się pięciu kłótliwych dyletantów niż kilkunastu społeczników chcących poznawać i rozumieć sprawy kultury. Na początku kadencji w tej komisji zasiadało mniej osób, skład powiększał się z czasem. Widocznie radni dowiedzieli się, że atmosfera pracy jest dobra. Obrady trwały dosyć krótko i były merytoryczne. Nie prowadziliśmy wielogodzinnych debat o niczym, tylko po prostu załatwialiśmy sprawy.

Co przewalczył Pan osobiście na komisji?

- Dokonałem kilku przesunięć kwot w budżecie. Reszta to były drobiazgi, nie mam się czym specjalnie chwalić. Gdybym zgłosił wniosek o powstaniu jeszcze jednego miejskiego teatru, to wtedy by się o mnie mówiło, ale na takie wnioski nie ma przecież szans.

Stał się Pan bardziej znany w środowisku artystycznym?

- Nie odbierałem szczególnie wielu podziękowań czy też negatywnych opinii od twórców. Artyści zdają sobie sprawę, że decyzje podejmuje prezydent. To z nim twórcy rozmawiają o konkretnych sprawach. Komisja tylko może wydać opinię, a nie zmusić prezydenta do działania. Mamy niewielki wpływ na bieg wydarzeń. Może jako przewodniczący powinienem mówić inaczej, ale jestem realistą.

Jeśli po wyborach znów zostanie Pan radnym, to będzie chciał kierować komisją kultury?

- Nie chcę wybiegać w przyszłość. W wyborach startuje ponad tysiąc osób z czego tylko 43 osoby zostaną radnymi. Statystycznie szanse są minimalne. Dlatego lepiej się nie przymierzać do takiej czy innej komisji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji