Artykuły

Ona jest tylko po to, by ją kochać

"Błękitny diabeł" w reż. Józefa Opalskiego i Barbary Krafftówny w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Renata Moroz w Dzienniku Bałtyckim.

Przychodzi w życiu każdego człowieka taki czas, kiedy należy sobie powiedzieć dość. Nie daj Boże jednak, żeby Barbarze Krafftównej przyszło to już do głowy.

By przemknęło jej przez myśl, żeby teatr porzucić. Ta filigranowa kobieta to heros sceny. Udowodniła to na swym jubileuszu przygotowanym z okazji 60-lecia pracy artystycznej w gdyńskim teatrze Muzycznym.

Wyrecytowała, ba, wytańczyła i wyśpiewała monodram "Błękitny diabeł", wcielając się w postać Marleny Dietrich. Była tak przekonywająca, że widzowie uwierzyli, iż oglądają ostatnie chwile życia niemieckiej aktorki, że obserwują zmagania starej kobiety z chorobą alkoholową, że wsadzają nos w intymne relacje matki - Marleny i jej córki Marii. I jeszcze coś - trzeba wielkiego aktorstwa, by ukryć wrodzoną radość życia, objawiającą się w oczach. A Krafftównej to się udało. Na półtorej godziny zasłoniła swe roześmiane oczy cieniem smutku i cierpienia.

Gdy wypowiedziała ostatnie zdanie sztuki i opadła kurtyna, cisza na widowni jeszcze chwilę trwała. Jeszcze przez moment widownia delektowała się słowami wybrzmiałej przed chwilą piosenki - "ja jestem tylko po to, żeby kochać mnie". A potem - owacjom na stojąco nie było końca.

Trudno było je przerwać Maciejowi Korwinowi, dyrektorowi Teatru Muzycznego, który na ten wyjątkowy wieczór wcielił się w rolę konferansjera. - Dajcie coś powiedzieć - upominał widzów. Dali. Dzięki czemu mogli poznać tych z pierwszego rzędu, VIP-ów, którzy nie mogli odmówić sobie obejrzenia legendy polskiego teatru. Prezydentowa Maria Kaczyńska przywiozła dla Barbary Krafftówny Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, przyznany przez Prezydenta Rzeczypospolitej. Gdy aktorka została już udekorowana i odgrzmiało dwukrotnie 100 lat, politycy, koledzy aktorzy, profesorowie, ba, nawet rzemieślnicy ustawili się w kolejce. Pani Barbara utonęła w kwiatach.

- Nigdy nie przewróciło mi się w głowie i teraz też nie przewróci - mówiła wyraźnie wzruszona. - Dziękuję wam za przyjęcie, dziękuję Gdyni i teatrowi, na deskach którego zaczęła się moja kariera teatralna.

I znowu brzmiały brawa i znowu ludzie stali. W końcu "przepędzono" ich do foyer, gdzie prezentowana była wystawa archiwalnych zdjęć, poświęconych Krafftównej. Na zewnątrz, na plac przed teatrem, gdzie pani Barbara posadziła drzewko pamięci Iwo Galla, jej nauczyciela i mentora, nikogo też nie trzeba było zapraszać. Poszli wszyscy jak weselnicy za panną młodą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji