Artykuły

Teczka Wojciecha Dzieduszyckiego

Nie da się uczciwie i sprawiedliwie ocenić tego, co się stało, nie znając wszystkich okoliczności tamtych wydarzeń. Oparcie się jedynie na tym, co zachowało się w dokumentach ocalałych po UB i SB, jest daniem zgody na to, żeby ludzie, którzy stali na straży zniewolonego narodu, teraz wystawiali mu świadectwo moralności - redakcja Odry komentuje sprawę współpracy Wojciecha Dzieduszyckiego z SB.

Było oczywiste, że lustracja dotrze w końcu także do Wrocławia. Ale że zacznie się od Wojciecha Dzieduszyckiego, pewnie niewielu osobom przyszło do głowy. Tymczasem dziś jest to już faktem. Wojciech Dzieduszycki, legenda i symbol Wrocławia, podpisał pod koniec lat czterdziestych zobowiązanie do współpracy z tajną policją.

Piszemy o tym natychmiast, gdy dotarta do nas wiadomość, że "teczka Dzieduszyckiego" zaczęła już żyć własnym życiem. Być może dokumenty z niej pojawią się na łamach dzienników wcześniej niż ukaże się ten numer "Odry" (piszemy te słowa 16 września), ale na to wpływu nie mamy. Piszemy o tym, bo milczenie jest najgorszą postawą, jaką można wobec lustracji przyjąć.

Nie ma wątpliwości, jak było. Wojdciech Dzieduszycki potwierdził swojej córce, że blisko sześćdziesiąt lat temu, w szczególnych okolicznościach, podpisał zgodę na współpracę z UB i kontynuował ją do końca lat sześćdziesiątych. Nie podlega więc dyskusji, że okazał słabość, pozwolił się złamać, a później już nie potrafił wyplątać się z sieci, którą na niego zarzucono. Nie da się jednak uczciwie i sprawiedliwie ocenić tego, co się stało, nie znając wszystkich okoliczności tamtych wydarzeń. Oparcie się jedynie na tym, co zachowało się w dokumentach ocalałych po UB i SB, jest daniem zgody na to, żeby ludzie, którzy stali na straży zniewolonego narodu, teraz wystawiali mu świadectwo moralności. Kapo z obozów koncentracyjnych nie otrzymali przecież prawa wyrokowania o moralności więźniów.

W przypadku Wojciecha Dzieduszyckiego ma to wymiar szczególny. Więzień obozów koncentracyjnych w Gross-Rosen i Litomierzycach, skazany na śmierć i tylko cudem uratowany, musiał wiedzieć dobrze, co to znaczy terror i strach.

Nie wiemy jeszcze dokładnie, co znajduje się w "teczce Dzieduszyckiego". Bardzo trudno nam uwierzyć, że "człowiek, który przez całe życie uprawiał krytykę, używając tylko superlatywów", w kontaktach z bezpieką zmieniał się w Mr. Hyde'a. Jeśli tak było, system, który bez skrupułów wykorzystywał i niszczył ludzi, jeszcze raz potwierdzi swoje bezwzględne oblicze. Pozostanie winą Wojciecha Dzieduszyckiego, że nie potrafił odmówić, zgodził się na współpracę, informował, pisał charakterystyki, składał raporty w zamian za paszport czy choćby tylko za spokój i prawo do kontynuowania kariery, trudno jednak uwierzyć, że świadomie chciał tym, co mówił i pisał, wyrządzić komuś krzywdę. Ale prawdę poznamy dopiero wtedy, gdy uzyskamy pełny dostęp do dokumentów. Wtedy wrócimy do tematu.

Wojciech Dzieduszycki nie był nigdy etatowym pracownikiem "Odry", nie uczestniczył w pracach redakcji i zapewne znacznie lepiej znał środowiska teatralne i telewizyjne, z którymi współpracował na co dzień, i to o nich miał znacznie więcej do powiedzenia. Nie oznacza to, że się go wypieramy; przez 45 lat, póki pozwalało mu zdrowie, był felietonistą "Odry". Dlatego podwójnie ciężko przyszło nam pogodzić się z tym, co się stało. Po pierwsze z tym, że okazał się człowiekiem słabym, po drugie, że lustracja we Wrocławiu zaczyna się właśnie od niego. Jeśli bowiem mogła z całą bezwzględnością dotknąć 94-letniego człowieka, o którym dotąd można byto mówić tylko dobrze, to znaczy, że dalej może być już tylko gorzej.

Oczywiście musimy pogodzić się z wiedzą, że nasz kolega informował tajną policję o poczynaniach przynajmniej niektórych z nas. Musimy żyć ze świadomością, że być może informacje o sprawach dziejących się w redakcji trafiały do osób, dla których nie byty przeznaczone. Dziś każdy we własnym sumieniu musi rozstrzygnąć o swoim stosunku do tej wiedzy i o swoim stosunku do naszego autora. Muszą poradzić sobie z tą informacją także wrocławianie, dla których Wojciech Dzieduszycki był symbolem, i władze Wrocławia, które przyznały mu w 1999 roku tytuł honorowego obywatela miasta.

A wszyscy musimy żyć w świecie, który pozbawił nas jeszcze jednego złudzenia.

Redakcja "Odry"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji