Artykuły

O jednego Feliksa za dużo

Feliksy Warszawskie przetrwały, mimo że po śmierci ich fundatora nikomu specjalnie na ich utrzymaniu nie zależało. Tak jak nikomu specjalnie nie zależy na tym, by ta finansowa nagroda straciła swój koteryjny charakter, który od początku odbiera jej szlachetności - pisze Iza Natasza Czapska w Życiu Warszawy.

Feliksy przyznaje bowiem koleżanka koleżance z garderoby, aktor aktorowi z tego samego zespołu, a na przyjęciu w Bristolu udusić się można od umizgów, zapachu naftaliny i sztucznej wesołości. Zdarzały się już w ubiegłych latach takie absurdy, jak ten, że zasiadająca w jury aktorka odbierała w tym samym roku Feliksa. Teraz organizatorzy poszli dalej - kapituła (składająca się z laureatów) zmieniła regulamin, tak by nagrodzeni w poprzednich latach mogli odebrać Feliksa i kopertę raz jeszcze. Rzuca to raczej mdłe światło na Zbigniewa Zapasiewicza (Feliks za rolę Króla Leara w Powszechnym w 2001 roku) i Jerzego Jarockiego (Feliks za spektakl "Błądzenie" w Narodowym w 2004 roku), artystów wybitnych i na wszystkie możliwe sposoby nagrodzonych. Niepotrzebnie. Jeszcze jeden Feliks na półce nic w ich karierze nie zmieni. A może przyznawanie w tak krótkim czasie dwa razy tej samej nagrody tym samym artystom to wyraz bezradności jury wobec słabego sezonu, jaki mamy za sobą? Na pewno znalazłoby się jednak parę nazwisk, które można by łaskawie do Bristolu zaprosić. Dać szansę nieco młodszym i z salonami nieobytym. Jednak, jak widać po tegorocznym werdykcie, młodzi w Bristolu nie są mile widziani. Jedna Monika Obara bowiem wiosny nie czyni. Wszystkim laureatom Feliksów oczywiście serdecznie gratulujemy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji