Artykuły

Modnie dołujące zakończenie

"Poduszyciel" w reż. Agnieszki Glińskiej Teatru Narodowego na scenie Teatru Małego w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Agnieszka Glińska z maestrią wystawiła "Poduszyciela" Martina McDonagha. Ceniony dramaturg odszedł w nim od ulubionej irlandzkiej prowincji na rzecz uniwersalnej tematyki, bardziej mrocznej i drastycznej.

W państwie określanym jako totalitarne nawet przez stróżów prawa dwóch policjantów (Krzysztof Stelmaszyk, Piotr Machalica) prowadzi śledztwo w sprawie makabrycznych zbrodni popełnianych na dzieciach. Głównym podejrzanym staje się pisarz Katurian (Marcin Hycnar). Wygląda na to, że wskazówki zawarte w jego opowiadaniach kierowały sprawcą. Problem w tym, że tylko jedno ukazało się drukiem. Do pozostałych, oprócz autora, dostęp miał jedynie jego opóźniony w rozwoju brat Michał (Robert T. Majewski).

Brutalne przesłuchanie ich obu z wolna odsłania skomplikowaną prawdę. Nie tylko dotyczącą okoliczności ostatnich zbrodni na dzieciach, ale i tych sprzed lat, dotąd niewykrytych.

Złem zdają się skażeni wszyscy. Dorośli deprawujący dzieci to zadziwiająco często ich rodzice. Skrzywdzeni biorą niekiedy sprawy w swoje ręce, mszcząc się okrutnie.

Przesłuchujący, jak i podejrzani, okażą się wkrótce siebie warci. Nikt nie pozostaje czysty, bo jak powiada autor: "zawsze były dla mnie podejrzane postaci odmalowane jako śliczne, dobre istoty ludzkie. Wtedy zwykle chcę sprawdzać, gdzie chowa się ciemność".

Pesymizm dzieła McDonagha byłby nie do zniesienia, gdyby nie ironia zawarta w czynach i słowach bohaterów. Specyficzny czarny humor jedynie po części oswaja brutalną diagnozę współczesnego świata. Pozostaje więc czekać na tytułowego poduszyciela, budzącego zaufanie, miękkiego jak poduszka pocieszyciela, który podsuwa dzieciom pomysły doprowadzające je do śmierci. Robi to... z litości, żeby nie musiały dłużej cierpieć (cytuję) "pojebanego życia", jakie jest im pisane.

Jednocześnie McDonagh pyta, do jakiego stopnia autor jest odpowiedzialny za swoje dzieła. Katurian gotów jest oddać życie, by ocalić własną twórczość, bo według niego "najważniejszym zadaniem pisarza jest opowiadać". Bez względu na to, jak odstręczająca byłaby to historia, powinna mieć "modnie dołujący koniec".

Agnieszka Glińska doskonale buduje nastrój. Ciekawy teatr cieni na ścianie czyni z opowiadającego bohatera upiorną, baśniową postać, a aktorzy grają jak w natchnieniu.

Obok coraz bardziej znanego, zawsze dobrego Marcina Hycnara niespodzianką był dla mnie Robert T. Majewski, wcześniej na narodowej scenie o wiele mniej widoczny. Świetnie poradził sobie z ukazaniem osobnika, którego umysłowa niepełnosprawność szokuje zadziwiająco logiczną precyzją myślenia. Notabene w programie przedstawienia jego rola została przypisana Wojciechowi Solarzowi, grającemu epizod ojca braci. Dopiero Glińska z aktorskiego niebytu wydobyła też Krzysztofa Stelmaszyka, który był rewelacyjny jako śledczy. Wraz z Piotrem Machalicą, jako policyjnym prymitywem i brutalem, stworzył udany tandem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji