Chorzów. Villqist za kamerą
Ingmar Villqist po raz pierwszy stanął za filmową kamerą i zrealizował niezależną produkcję - "Helmucika" wg własnego dramatu.
Teatr zamknięty w sceniczne ramy nie narzuca nachalnie swojej optyki. Filmowe kadry zawsze robią z nas niewidzialnych podglądaczy. Trzecie oko kamery widzi więcej, eksponuje detale, zbliża do tego, wobec czego chcielibyśmy zachować dystans. Ingmar Villqist po raz pierwszy stanął za filmową kamerą i mocne słowa swojego dramatu "Helmucik" zamienił na intensywne obrazy inspirowane śląskim krajobrazem. "Dyszące miasto" dramatu ma w tle pokopalniane ruiny. W domu państwa Wilde nad drewnianymi łóżkami wiszą święte obrazy, zaś komisje klasyfikujące ludzi do kasacji mieszczą się w ogromnych, marmurowych salach katowickiego Urzędu Wojewódzkiego. Niedookreślone "gdzieś" zyskało wyraźne kształty.
Villqistowi udała się rzecz podwójna. Po pierwsze: trzymający w nieustannym napięciu, porażający spektakl, budowany z długich ujęć statycznej kamery, gdzie filmowym obrazom towarzyszy albo przerażająca cisza albo obijający się echem pustych sal i korytarzy ludzki krzyk. W filmowej wersji "Helmucika" zagrali wszyscy aktorzy biorący udział w teatralnej realizacji w Gdańsku, z wyśmienitym w roli głównej Maciejem Zabielskim, aktorem, który liczy sobie zaledwie 130 cm wzrostu.
Po drugie wyimaginowana historia Villqista o Departamencie Zdrowa, w którym komisje lekarsko-wojskowe dokonują segregacji ludzi (zalecenia są klarowne: wszyscy odbiegający od ustalonych norm, czyli chorzy, kalecy, o odmiennych preferencjach seksualnych itp. idą "do kasacji") prowokuje do pytania o pozycję "innego" tu i teraz, na Śląsku. Co myśli się o "innych" w domach z widokiem na "dyszące miasta"? Czy każdy inny to zawsze obcy i gorszy? Wracając z poniedziałkowego pokazu, mijałam ulice Chorzowa i Katowic, gdzie na billboardach widniały plakaty promujące kampanię "Pełnosprawni w pracy". Kto zatrudni Helmucika?
Zdjęcie z planu.