Artykuły

Niepokój wszystkim wam

Najnowszy spektakl autorski Piotra Tomaszuka gromadzi tłumy. "Bóg Niżyński" nie pozostawia widza obojętnym. Recenzje ma albo "na kolanach", albo odsądzające od czci i wiary. A sam Wierszalin - tylu wrogów, co wielbicieli. Jest świetnie wyreżyserowaną i zagraną historią tragicznej i wielkiej postaci. Trzeba ją obejrzeć.

Diagilew nie żyje... Tymi słowami zaczyna się najnowszy autorski spektakl Piotra Tomaszuka "Bóg Niżyński". W opuszczonym pomieszczeniu - kaplicy - w domu dla obłąkanych zaczyna się przedziwna panichida. Nabożeństwo żałobne dla mentora i kochanka odprawia Wacław Niżyński. Dowiedział się, że Sergiusz Diagilew zmarł w Wenecji. Kiedyś obiecał mu: "Serioża, zatańczę na twoim grobie". I tańczy, błogosławiąc swym "wyznawcom" - grupie pensjonariuszy, zamieniając się w szamana, odgrywając swe artystyczne wcielenia z "Popołudnia Fauna" i "Święta wiosny", coraz bardziej pogrążając się w obłęd, aż w końcu kreuje scenę własnej śmierci na krzyżu, za swoje i innych grzechy, zbawiając siebie i innych.

Między geniuszem a obłędem

Prowokacja? Dla środowisk prawicowych, związanych z Kościołem i dla Cerkwi prawosławnej - na pewno. Ale Piotr Tomaszuk już dawno pokazał, że będąc odpowiedzialnym twórcą nie ucieka od prowokacji, nie stosuje autocenzury. W "Bogu Niżyńskim" posunął się nawet o krok dalej, sięgając po tak "śliski" społecznie temat, jak życie Wacława Niżyńskiego, genialnego tancerza polskiego pochodzenia, ale zrusyfikowanego (Polak, który lubi ikony - mówi o sobie Niżyński), żyjącego w latach 1889-1950. Uwielbiany przez tłumy, noszony na rękach, w wieku 30 lat popadł w obłęd i resztę życia spędził w zakładach zamkniętych. W swoich pamiętnikach, opublikowanych dopiero kilka lat temu, ogłosił się Bogiem.

Spektakl Tomaszuka rozgrywa się w domu wariatów. Niżyński, brawurowo zagrany przez Rafała Gąsowskiego, czołowego aktora Wierszalina, wraca w nim do najważniejszych momentów swego życia. Wybuchowa mieszanina miłości, nienawiści, pogardy dla siebie i żalu za grzeszne postępki oraz pychy, w jaką wbili go wielbiciele, daje odpowiedź na pytanie, dlaczego u szczytu sławy tancerz odszedł w niebyt. Dodatkowo Niżyński rozdarty był pomiędzy dwiema miłościami. Związany był z zaborczym kochankiem, Diagilewem, który będąc twórcą i dyrektorem Baletów Rosyjskich wykreował go na głównego solistę i idola, a jednocześnie organizował mu całe życie prywatne. Niżyński zakochał się w kobiecie, ożenił, miał dzieci. Zerwał z Diagilewem, który w odwecie wyrzucił go z zespołu. Niżyński próbował założyć własną grupę, ale dotychczasowi poplecznicy odwrócili się od niego. Wybuchła wojna, ukrywał się przed wcieleniem do wojska. Właśnie wtedy załamał się. Wyrok lekarzy: schizofrenia bez szans na wyleczenie.

Ofiara miłości

Niżyński według Tomaszuka nie jest wariatem, ale kimś na kształt szamana. Na pewno nie przeszkadza w tej kreacji charyzma aktora Rafała Gąsowskiego, balansującego na cienkiej linie między uduchowieniem a erotyką. Mimo że o balet tylko otarł się na początku edukacji, to ma - zdaniem reżysera i krytyków - niebywałą zdolność ekspresji cielesnej. Tym bardziej brakuje w spektaklu bardziej rozbudowanych partii tańca i choreografii, która dałaby mu pole do popisu. Za to pieśni śpiewane przez aktorów, utrzymane w klimacie prawosławia, aż wciskają w fotel (w ławkę, w przypadku Wierszalina). Także ascetyczna scenografia, przygotowana przez Evę Farkasową i Jana Zavarskiego. Zwłaszcza niektóre bardzo plastyczne sceny, jak np. misterium szatana, czy sama finałowa scena ukrzyżowania, porażają.

Spektakl niesie w sobie silny przekaz o randze miłości w życiu człowieka. Zresztą nie tylko ten. Poprzednie tytuły Wierszalina: "Ofiara Wilgefortis" oraz "Święty Edyp" także zbudowane są na kanwie ofiary ponoszonej dla miłości. Zazwyczaj to ciało bohatera dotyka sroga kara za porywy duszy. Niżyński najpierw poddał się "grzesznej" (według niego) miłości homoseksualnej, potem się jej wyrzekł i znienawidził, co doprowadziło go na skraj obłędu. Czuł, że kochanek zabiera mu duszę. Ale wybaczył sobie i Serioży, czyniąc ofiarę z samego siebie. To obsesyjne nazywanie się Bogiem, błogosławienie innym wariatom: "Niepokój wam wszystkim", celebrowanie nabożeństw tańcem, to nic innego jak szukanie Boga. Owszem, na oślep, po omacku, ale po to, by znaleźć w Nim ukojenie.

Sztuka czy bluźnierstwo

Jednak to nie poszukiwanie Boga i miłości dostrzegli w spektaklu stali krytycy twórczości Wierszalina. I nie po raz pierwszy. I nie tylko w supraskim Wierszalinie.

Warto przypomnieć niechlubne "kalendarium" konfliktów polityki ze sztuką, z religią w tle. Grudzień 2000 - poseł Witold Tomczak i posłanka Halina Nowina-Konopczyna niszczą rzeźbę Maurizio Cattelana, przedstawiającą papieża przygniecionego przez meteoryt. Styczeń 2002 -działacze LPR oskarżają Dorotę Nieznalską, autorkę "Pasji", o obrazę uczuć religijnych. Zostaje skazana przez sąd na prace społeczne. Listopad 2003 - zamknięcie wystawy "Pies w sztuce polskiej" w białostockiej galerii Arsenał, po protestach radnej LPR Beaty Antypiuk. Luty 2004 - działacz LPR Sylwester Chruszcza powiadamia prokuraturę o popełnieniu przestępstwa przez Boerre Larsena, twórcę rzeźb "Pomocna dłoń" i "Wybacz mi". Wrzesień 2004 - poseł Andrzej Fedorowicz niszczy pracę Radosława Szlagi, przedstawiającą psią budę z napisem "Censorus, wszechpolus, bestia, nie głaskać".

Święta Wilgefortłs na cenzurowanym

W styczniu tego roku ciśnienia nie wytrzymał radny sejmiku wojewódzkiego Zbigniew Puksza z LPR. "Wierszalin to robaczywy rodzynek, który trzeba wykreślić z budżetu!" - zakrzyknął. - "Lepiej wspomóc zespół ludowy "Kurpie Zielone" -upierał się na sesji poświęconej finansowaniu instytucji kultury.

Co go tak zbulwersowało? Spektakl "Ofiara Wilgefortis", którego zresztą nie oglądał i obejrzeć nie zamierzał. Wystarczyły mu informacje, które znalazł w internecie, zwłaszcza kadry, przedstawiające drewnianą figurę ukrzyżowanej, obnażonej do połowy męczenniczki.Tymczasem "Ofiara Wilgefortis" oparta jest na średniowiecznej legendzie o córce portugalskiego króla, którą chciano wydać za mąż za poganina. Dziewczyna tak długo modliła się o czystość, że Bóg dał jej swoją, brodatą twarz. Ojciec kazał ją za to ukrzyżować. Spektakl wielokrotnie oglądali księża i zakonnicy, zdobył on wiele nagród.

Na szczęście ani marszałek, ani inni radni poza klubem LPR nie odebrali poważnie tej "krucjaty". Na poły rozbawiły, na poły przeraziły ich zapowiedzi "przegonienia Wierszalina kijem".

Sacrum i profanum

Teatr, który na najważniejszym festiwalu teatralnym w Edynburgu wygrał aż trzy razy, wziął pod skrzydła samorząd województwa. Przekazał na ten rok 250 rys. zł dotacji. Drugie tyle obiecał dać minister kultury, głęboko poruszony "Ofiarą Wilgefortis". Tyle że do dziś nie doszło do podpisania porozumienia i przekazania pieniędzy.- Jesteśmy przekonani, że w ministerstwie nadal jest dobra wola pomocy. Nie mogę jednak podać jeszcze konkretnej daty - ostrożnie mówi Bożena Bednarek, rzecznik prasowy marszałka.

Przeszkodzić temu może jednak interwencja senatora RP Jana Szafrańca, popieranego przez prawosławnego biskupa białostockiego i gdańskiego Jakuba. Senator napisał list otwarty do ministra i marszałka, w którym prosi o zweryfikowanie stanowiska w sprawie Wierszalina. W liście cytuje obszerne fragmenty z "Boga Niżyńskiego". Tak wybrane, by dawały dowód "świętokradczej profanacji": " Bóg Niżyński odsłania genitalia i woła: Oto Faun! On jest Panem! Krople potu i sperma. Lepsza kurwa od nudy! Faun i jego złe myśli... Smak i zapach penisa. Zadziw mnie! Jestem Faunem! Gdzie jest twoja wolność! Nie ma wstydu i grzechu! Głupota jest grzechem! Faun jest piękny! Napięty! Pokaż go! Pokaż światu! Niech sika na głowy! Na głowy niech sika! Moralność jest zemstą brzydoty..."

Senator Szafraniec zarzuca Tomaszukowi, że "motywowany religijną obsesją usiłuje udowodnić, że religia może nie tylko mamić, ale nawet wyrządzać krzywdę. (...) Twórcy Wierszalina nie dostrzegają, albo nie chcą dostrzec dychotomii dwóch rzeczywistości, jakimi są sacrum i profanum, rzeczywistości wzajemnie wykluczających się. Stąd też w sposób bezprawny wykorzystują dowolnie wybrane przez siebie akty publiczne kultu religijnego, (...) by za ich pośrednictwem kalać to, co przez miliony ludzi uznawane jest jako świętość."

***

Nie ugiął się pan pod presją krytyki LPR.

Piotr Tomaszuk: - Ani się nie ugiąłem, ani ugiąłem. W moim przekonaniu argumentacja tych kręgów nie dotyczy Teatru Wierszalin. Wszelkie próby doczepiania przedstawieniu łatek natury prowokacji czy obrazy uczuć religijnych są nieporozumieniem. To nigdy nie było naszym celem. Spektakl mówi o rzeczach ważnych, widownia i my głęboko je przeżywamy. Żadne poszczekiwanie wszechpolaków nie zburzy tego uczucia. Bo dzieło artystyczne nie ma nic wspólnego z polityką i doraźnością. "Bóg Niżyński" mówi o cierpieniu i kondycji ludzkiej, cierpieniem przepełnionej. Widownia głęboko rozumie te intencje i odpowiada na chęć mówienia o tym, jak ważną i skomplikowaną rzeczą jest miłość. To dla nas rodzaj nagrody za dwa lata ciężkiej pracy. Nie chcę tego zburzyć.

A Co przede wszystkim zainspirowało pana w historii Wacława Niżyńskiego?

- Był Polakiem wybitnym, którego roli w historii tańca i baletu nie da się przecenić, warto takie postaci przypominać. Poza tym cena, jaką zapłacił za swój geniusz, obecne w nim same znaki zapytania i tak wiele bólu, i jakaś doniosłość, przebijająca z "Dzienników", czynią z niego postać "przylegającą" do teatru. Człowiek jest nieprzenikniony w swoim dąże

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji