Artykuły

Na szczytach nie ma ciszy

Krystian Lupa [na zdjęciu] od wielu lat zmaga się z twórczością austriackiego pisarza Thomasa Bernharda. Bada ją i się nią zachwyca. W Teatrze Dramatycznym w sobotę [23 września] odbędzie się premiera "Na szczytach panuje cisza" według sztuki Bernharda.

Po wielkich bernhardowskich spektaklach: "Kalkwerku" (Stary Teatr w Krakowie) i "Wymazywaniu" (Teatr Dramatyczny) tym razem znów ma przyjemność pracować nad utworem swojego mistrza. W Teatrze Dramatycznym w sobotę odbędzie się premiera "Na szczytach panuje cisza" według sztuki Bernharda.

Rzecz dzieje się w starej willi, gdzieś na przedgórzu Alp. Mieszka tu Moritz Meister (mistrz) - profesor literatury, uznany przez świat za geniusza. Właśnie ukończył swoje dzieło życia - tetralogię o profesorze Stieglitzu; swoim alter ego.

Obserwujemy go w codziennych sytuacjach, słuchamy, co opowiada o nim żona, widzimy ludzi, którzy zachwycają się już nie tylko jego twórczością, ale wszystkim tym, co jest z nim związane. On sam też tak często słyszał już o swoim geniuszu, że po prostu w to uwierzył. Mówi się potocznie, że ktoś osiągnął szczyty. "Czy na szczytach panuje cisza?" - pyta Krystian Lupa w swoim spektaklu i nie ma wątpliwości, że tytuł jest tu ironiczny.

Teatr Dramatyczny: "Na szczytach panuje cisza", przekład lacek St. Buras, reżyseria, adaptacja i scenografia Krystian Lupa, muzyka - Pawet Szymański, kostiumy - Piotr Skiba. Występują: Maja Komorowska, Władysław Kowalski, Piotr Skiba, Agnieszka Śnieżyńska. Premiera w sobotę, 23 września o godz. 19.

***

Krystian Lupa, rezyser: - "Na szczytach panuje cisza" - to tekst obnażający i podobnie jak "Wymazywanie" bardzo osobisty. Bernhard wchodzi we wstydliwe rejony. Rejony, które zwykle się ukrywa i zafałszowuje. Utwór traktuje o naszym zadufaniu, pysze, bezkrytycyzmie. Bohaterem jest artysta: pisarz, który został uznany za geniusza i sam w tę swoją genialność uwierzył i teraz musi ją coraz mozolniej pielęgnować i coraz bardziej niewolniczo jej służyć. Czytelnik rozgląda się za pierwowzorami głównej postaci. Ale bez względu na to, czy będzie to Goethe czy Thomas Mann, czy współcześni koledzy Bernharda w Austrii i Niemczech, to przecież i tak najważniejsze jest, że w tym utworze Bernhard pisze w pierwszym rzędzie o sobie - to "ja" Bernhardowskie jest zniewalające, każdy czytelnik, każdy widz musi się z nim utożsamić i uznać za swoje wszystko, co w tym "ja" bernhardowskim się dzieje.

Tytuł jest oczywiście ironiczny, wieloznaczny. Mówimy sobie, że na wyżynach, tam na Olimpie panuje zwycięski spokój. Wydaje się nam, że ludzie wielcy poradzili sobie z nawałnicą namiętności, spraw małych. Że za pomocą twórczości i związanego z nią procesu samodoskonalenia, uzyskujemy to, co jest naszym marzeniem - wyzwolenie się od zamętu, od chaosu. Ale Bernhard uśmiecha się, chichocze złośliwie. Nic z tego. Mylicie się. Pokazuje egzystencję pustą, pozbawioną prawdziwych przeżyć. Człowieka samotnego, w którego życiu, jeśli nawet pojawiają się ludzie, to on i tak nie jest w stanie wejść z nimi w jakiekolwiek emocjonalne związki. Ci ludzie są jego wielbicielami, ale i to uwielbienie staje się coraz bardziej jałowe i podejrzane. Panuje mróz. Pustka, panuje śmierć. A może ta cisza, do której tak tęskni człowiek wspinający się na szczyty, wyobrażający sobie to miejsce jako raj, jest w gruncie rzeczy naszym piekłem? Może piekło to nie płomienie, ale zlodowacenie i kłamstwo, które w tej ciszy leży bezwładnie? Paraliżuje? To pytania, które zadajemy sobie podczas prób.

Not. DOW [Dorota Wyżyńska]

Rozmowa z Krystianem Lupą w sobotę [23 września] w "Gazecie Stołecznej".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji