Artykuły

Warszawa. Opero-teatr Jarzyny

Ryzykowny eksperyment teatralny. W Teatrze Wielkim trwają ostatnie próby przed premierą "Giovanniego". Grzegorz Jarzyna próbuje połączyć operę i teatr.

Reżyser sięga po operę Mozarta, jednak do udziału w spektaklu zaprosił aktorów dramatycznych, m.in. Andrzeja Chyrę, Maję Ostaszewską, Danutę Stenkę. Aktorzy przez wiele tygodni pobierali lekcje śpiewu. Ale na scenie w partiach operowych będą tylko ruszać ustami. Widzowie usłyszą zaś wcześniej przygotowane nagranie solistów operowych, m.in. Adama Kruszewskiego, Izabeli Kłosińskiej i Agaty Zubel.

Grzegorz Jarzyna zdaje sobie sprawę, że to ryzykowne posunięcie. Ale tylko w ten sposób może osiągnąć to, o co mu chodziło: perfekcyjne, teatralne aktorstwo i perfekcyjne wykonanie muzyczne. - Widz będzie miał oczywiście świadomość, że aktorów wspomagają nagrania - mówi reżyser. - Mam nadzieję, że forma będzie na tyle silna, że iluzja będzie jedynie wzmagać iluzję. Tak samo jak zawsze wiemy, że aktor nie jest postacią ze sztuki, a jednak chętnie w to wierzymy.

Rozpoczynając próby, zadał sobie kilka pytań, które od dawna go nurtowały: Co zrobić, aby widz oprócz pięknego śpiewu wyniósł ze spektaklu prawdę opowiadanej historii. Jak "pogłębić" i ożywić "kamienne" operowe postaci? Dlatego pisząc scenariusz, sięgnął nie tylko po operę Mozarta, ale też po "Don Juana" Moliera. Na scenie nie zabraknie też nagości. Bo trudno w dzisiejszym świecie opowiadać o związkach męsko-damskich udając, że jej nie ma.

Jarzyna zastrzega jednak, że te zabiegi to nie gwałt na operze. Nie zamierza niczego niszczyć ani wyśmiewać. To próba zderzenia ze sobą dwóch gatunków, które są mu bliskie: teatru i opery. - Nie będę reformować opery. Chciałbym raczej zaprosić operę do teatru. Nie ukrywam, że ten spektakl adresuję raczej do widowni teatralnej, a nie koneserów opery - wyjaśnia.

Na kilka dni przed premierą nie ma wątpliwości, że w operze pociąga przede wszystkim muzyka. Tu bardzo intensywna, energetyczna. Ale ona też w jego przedstawieniu będzie poddana eksperymentowi. Adaptację muzyki Mozarta dokonali wspólnie kompozytor Jacek Grudzień i Grzegorz Jarzyna.

To nie pierwsze związki Jarzyny z operą. W zeszłym roku w Poznaniu wystawił operę "Cosi fan tutte" Mozarta. Jest też współautorem libretta do opery Zygmunta Krauzego "Iwona, księżniczka Burgunda" na podstawie dramatu Witolda Gombrowicza, której prapremiera odbędzie się pod koniec września podczas tegorocznej Warszawskiej Jesieni.

"Giovanni" to produkcja Teatru Rozmaitości, ale grana będzie gościnnie na Scenie Kameralnej w Teatrze Wielkim. Dwa premierowe przedstawienia odbędą się w czwartek i piątek o godz. 19.15.

***

Między operą a teatrem

Dorota Wyżyńska: Dlaczego reżyser z teatru dramatycznego sięga po operę?

Grzegorz Jarzyna: "Giovanni" to eksperyment, kontynuacja moich ostatnich poszukiwań. W "Makbecie" interesowało mnie zderzenie teatru i filmu. Tu też próbuję skonfrontować dwa gatunki, które są mi bliskie. Teatr i operę.

Jaki jest cel tej konfrontacji?

- Próba stworzenia nowej wartości. Zastanawiałem się, czy możliwe jest przeniesienie z teatru do opery podobnego sposobu narracji czy pracy z aktorem. Co zrobić, aby widz teatru operowego oprócz pięknego śpiewu wyniósł ze spektaklu dotkliwą prawdę opowiadanej historii. Jak pogłębić operowe postaci? Ta ich kamienność wpisana jest w ten gatunek. I każda próba zmianyjej języka traktowana jest przez miłośników gatunku jako zamach, gwałt, gest przeciwko muzyce. Szanuję to. Nie będę niczego niszczył. Chciałbym raczej poczuć przyjemność w kontakcie z operą. Wejść w jej głąb i przesunąć akcenty. Zaprosić operę do teatru.

Eksperymentujesz ze śpiewem. Twoi aktorzy będą tylko ruszać ustami. Podczas spektaklu usłyszymy nagrania artystów operowych. Ryzykowny zabieg.

- Nagrania dokonaliśmy z zespołem Teatru Wielkiego, mąjąc już w głowie pewnąinterpretację, dopasowując tę ścieżkę dźwiękową do postaci, które tworzymy. Aktorzy długo uczyli się operowego śpiewu i techniki. Tak aby wzmóc iluzję, że to oni śpiewają. Na początku trudno było im się do tego przekonać: W związku z tym poświęcili dużo energii, żeby to robić perfekcyjnie.

Widz będzie miał świadomość, że aktorów wspomagają nagrania. Tak samo jak zawsze wiemy, że aktor nie jest postacią ze sztuki. A jednak chętnie w to wierzymy. Chcemy się poddać tej iluzji. Na tym polega przyjemność oglądania spektaklu. Paradoks teatru polega na tym, że widz chce być oszukiwany. A im lepiej jest oszukiwany, tym bardziej ceni sobie przedstawienie.

"Jarzyna bada, kim jest Don Giovanni dzisiaj, na ile mit zachował swoją siłę, analizuje różne rodzaje miłosnego uzależnienia..." - przeczytałam w materiałach reklamowych. Jakie wnioski z badań? Jak dziś postrzegany jest mit Don Juana?

- W naszych czasach mity są skonsumowane. Mamy poczucie, że ten mit stał się po prostu jednym z pragmatycznych znaków naszej cywilizacji. To coś powszechnie używanego, już poza sferą mitologii. Każdy z tego mitu korzysta. Zjawisko "giovannizmu" polega dziś na tym, że nie stosuje się sztuki uwodzenia. Ta metoda poznawcza płci została zredukowana do prostych znaków. To jest mrugnięcie okiem, jedno słowo, gest. Wiadomo, o co chodzi. Ten dzisiejszy Giovanni "nie pracuje" nad kobietami. On wysyła znaki i już. Tam, gdzie jest szybka odpowiedź, w to wchodzi. Na inne szkoda mu czasu. Liczy się szybki znak. Ważna jest konfrontacja energii seksualnych, a nie proces poznawczy. To jest charakterystyczne dla naszej rzeczywistości - oszczędność czasu i wysyłanie szybkich komunikatów: "to jest ta", "to jest ten", "moja ofiara".

Bardzo cyniczne. A co na to kobiety?

- Sygnał został wysłany przez Giovannich, ale kobieta, potencjalna ofiara, też ma w tym swoje interesy. W wypadku Anny to chęć dominacji. Dla niej silniejszy partner jest wyzwaniem. Musi mu udowodnić, że to ona jest silniejsza. Z Elwirą jest inaczej. Ona jest może bardziej naiwna, infantylna, oszukuje samą sobie. Z kolei Zerlina chciałaby tego dotknąć. Jest ciekawa i dlatego chętnie da się "złapać".

A Twój "giovanizm"?

- Już trochę za mną. Przynaj mniej teraz mam takie poczucie.

Premiera odbędzie się w Teatrze Wielkim. To poniekąd zrozumiałe: operę zagracie w operze. Ale to też kolejny znak, że w Waszej siedzibie przy Marszałkowskiej duże inscenizacje się nie mieszczą? Cały zeszły sezon władze miasta szukały dla TR Warszawa drugiej sceny. Czy są jakieś szanse?

- Nikłe. Mój optymizm już opadł. Miasto nie jest zainteresowane, aby dać naszemu teatrowi większą przestrzeń. Te wszystkie deklaracje, które ukazywały się w mediach, miały charakter polityczny. Władze miasta nie są w stanie przeprowadzić tej wizji.

Wystawiając "Giovanniego" w Teatrze Wielkim, tłumaczymy sobie, że to kontynuacja Terenu Warszawa. Jednym z założeń Terenu było to, aby grać spektakl w miejscu, które wynika z tematu sztuki. Gramy więc operę w operze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji