Artykuły

Nie oczekujcie Mozarta ani Moliera

- Bohater jest człowiekiem kompletnie niezależnym. Wciąż sprawdza, czy są jeszcze granice, które mógłby przekroczyć. Wymyka się jednoznacznej ocenie - o przygotowaniach do premiery "Giovanniego" w TR Warszawa mówi MAJA OSTASZEWSKA.

21 września w TR Warszawa premiera "Giovanniego" w reżyserii Grzegorza Jarzyny. W roli tytułowej Andrzej Chyra, jako Elwira - Maja Ostaszewska.

Jacek Wakar: Grasz u Grzegorza Jarzyny po raz trzeci. Od "Magnetyzmu serc" minęło siedem lat. Jarzyna zmienił się przez ten czas?

Maja Ostaszewska: Tak. Jest już innym człowiekiem i innym twórcą. Proponuje teatr na wskroś autorski. Zawsze miał własną wizję przedstawienia. Niegdyś my, aktorzy, w większym stopniu ją współtworzyliśmy. Przy "Giovannim" podporządkowaliśmy się jego widzeniu. Jarzyna zawsze chciał działać na zmysły widzów. Teraz jeszcze wyraźniej stawia na wrażeniową warstwę inscenizacji.

Wykorzystałaś w pracy wrażenia z wizyt w operze?

Jasne. Uwielbiam operę. Nowością była zabawa w śpiewaczkę. Spotykaliśmy się ze śpiewakami, którzy podkładali za nas głosy. Za mnie - wspaniała Agata Zubel. Rozmawiałam z nią, potem poszłam na nagranie, żeby jej posłuchać i popatrzeć, jak śpiewa. Grzesiek wymagał od nas tej nietypowej w teatrze operowej ekspresji. Chciał aktorstwa w połączeniu z głosami najwyższej próby.

"Giovanni" to nie opera Mozarta ani dramat Moliera. Jarzyna próbuje inscenizować cały mit o Don Juanie.

Dla aktora jest to przedsięwzięcie fascynujące i trudne. Najciekawsza była szansa obcowania z operą - tak bliskiego, jak to możliwe dla kompletnego laika. Musieliśmy się nauczyć partii wokalnych. Niewielkich fragmentów, ale to i tak karkołomne zadanie. W tym przedstawieniu wspierają nas śpiewacy, ale nie jest tak, że my tylko bezgłośnie otwieramy usta. Każda próba była niespodzianką. Z początku myślałam, że będę grać donnę Elwirę bliską dramatowi Moliera. Stało się inaczej. Dla Jarzyny najważniejszy jest sam Giovanni, potem Leporello. Kobiety - niczym znaki - istnieją na drugim planie.

Spektakl będzie grany w Sali Młynarskiego w Teatrze Wielkim. Nowa przestrzeń jest wyzwaniem?

Scena ma operowe parametry, z widowni aktor wydaje się bardzo mały. Ale zespół TR dużo podróżuje, gramy w różnych miejscach.

W ubiegłym roku pokazywaliśmy "Kruma" Krzysztofa Warlikowskiego w Awinionie, na dziedzińcu pod gołym niebem dla 700 osób. Jesteśmy przyzwyczajeni do oswajania nowych przestrzeni.

Jak przed premierą odczytujesz główną myśl przedstawienia?

Nie oczekujcie ani Mozarta, ani Moliera. Sądzę, że będzie to bardzo osobista impresja Grzegorza na temat Don Giovanniego. Myślę, że bliska jest mu niezgoda bohatera na podporządkowanie się jakimkolwiek regułom, ciągłe wyzywanie Nieba, igranie z losem. Bohater jest człowiekiem kompletnie niezależnym. Wciąż sprawdza, czy są jeszcze granice, które mógłby przekroczyć. Wymyka się jednoznacznej ocenie.

Jest to spektakl współczesny czy odwołujący się do klasyki?

Jest osadzony poza konkretnym czasem, ale bliżej mu do współczesności. Być może widz odniesie wrażenie, że ta opowieść dzieje się podczas jednego wieczoru, jednej imprezy, kiedy pijacki i narkotyczny rausz przynosi odruch buntu wobec rzeczywistości, a jednocześnie wyzwolenia z niej. Wtedy wszystko staje się możliwe.

Jarzyna odcisnął się na twojej drodze zawodowej?

Na pewno. Moment, kiedy próbowaliśmy "Małych lunatyków", a potem "Bzika tropikalnego", był pierwszym, kiedy w grupie przyjaciół po krakowskiej PWST mogliśmy powiedzieć, jaki teatr chcemy robić. Grzegorz zaraził nas wyobraźnią. Mieliśmy poczucie wspólnoty. Podobnie czułam się, pracując pierwszy raz z Warlikowskim nad "Krumem".

Niebawem zagrasz w jego nowym spektaklu...

"Anioły w Ameryce" Kushnera to rzecz o AIDS i innych kataklizmach współczesności. Bardzo się na to cieszę. Niedługo w Teatrze TV odbędzie się też premiera "Chciałam ci tylko powiedzieć" Małgorzaty Imielskiej o kobiecie chorej na schizofrenię - rzecz dla mnie bardzo ważna. Zaczynam też próby do "I. znaczy Inna" - nowego telewizyjnego spektaklu Marii Zmarz-Koczanowicz. Chcę podejmować wyzwania. Aktor jest tylko lokatorem w świecie reżysera, dlatego ważne jest, by odwiedzić tych światów jak najwięcej.

Na zdjęciu: scena z próby "Giovanniego" w TR Warszawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji