Artykuły

Łódź. Sancho Pansa i zaginione partytury Krzysztofa Pendereckiego

Jest takie teatralne powiedzenie: "Lalka powinna być lekka jak piórko i mieć wytrzymałość stali". Teatr Pinokio zaprasza na oprowadzanie kuratorskie wystawy „Jubilalki”.

Jest takie teatralne powiedzenie: "Lalka powinna być lekka jak piórko i mieć wytrzymałość stali". Teatr Pinokio zaprasza na oprowadzanie kuratorskie wystawy „Jubilalki”.


Codziennie o pełnej godzinie od poniedziałku do piątku w godz. 10–14 o lalkach, plakatach i elementach scenografii rozsianych po całym teatrze opowiada zwiedzającym Monika Bojanowska z działu plastycznego.


Oddać charakter lalki


W Pinokiu pracuje od 1994 r. – Trafiłam tu po liceum plastycznym, za namową koleżanki, która tu pracowała. W międzyczasie skończyłam teatrologię, bo połknęłam bakcyla teatralnego – opowiada. – Ta praca nigdy nie jest nudna. To zawsze spotkanie z człowiekiem, poznawanie scenografów i ich wizji artystycznych. Ciągle się uczę, szukamy w pracowni nowych rozwiązań technicznych przy wykonywaniu lalek i elementów scenografii.


Na wystawie można obejrzeć jedną z pierwszych realizacji Bojanowskiej – Sancho Pansę z „Don Kichota” według projektu Rajmunda Strzeleckiego.


– Strzelecki był człowiekiem otwartym i pozwolił nam rozwinąć skrzydła. Mam do niego wielki sentyment. Prosił o oddanie charakteru lalki, nie wymagał od nas kurczowego trzymania się wymiarów – opowiada Bojanowska.


W pracowni jesteśmy odtwórcami realizującymi projekty scenografa, ale zdarzają się scenografowie, którzy pozwalają nam na wykorzystanie odrobiny wyobraźni i własnej inwencji

mówi Monika Bojanowska z działu plastycznego.


– Najpierw powstała forma z gąbki. Kleiłyśmy z koleżanką olbrzymią kulę, korpus i głowę, potem dorzeźbione były ręce i nogi lalki. Nie obyło się bez pomocy krawcowych, które obszywały elementy z gąbki. Praca nad spektaklem „Don Kichot” była dla nas prawdziwą frajdą! W pracowni jesteśmy odtwórcami realizującymi projekty scenografa, ale zdarzają się scenografowie, którzy pozwalają nam na wykorzystanie odrobiny wyobraźni i własnej inwencji.


Niestety, Sancho Pansa jest w kiepskim stanie, bo gąbka szybko się utlenia. Zarówno on, jak i bohaterki ekowesternu „Świnki 3” mogą nie dotrwać do kolejnego jubileuszu.


Jabłka z drukarki 3D były za ciężkie


Bardziej odporna na zniszczenie jest pianka poliuretanowa. Lalkarki rzeźbią też w glinie. Odlew gipsowy wyklejają potem metodą papier mâché i po wyschnięciu zszywają. Szyją pacynki, a nawet lepią z plasteliny. Bardzo rzadko pracują w styropianie, bo to niewdzięczny materiał, który się pyli i kurzy. Robiły kilka lalek z silikonu, ale jest on drogi.


Głowy lalek do spektaklu „Momo” były zrobione z tworzywa sztucznego (PET). Pinokio skorzystał też z usługi drugiej łódzkiej sceny lalkarskiej – Arlekina, w którym zamówiono wykonane w drukarce 3D jabłuszka do „Bajek robotów” Lema. Nie za bardzo się sprawdziły, bo były za ciężkie. Aktorzy często na to narzekają.


– Jest takie teatralne powiedzenie: „Lalka powinna być lekka jak piórko i mieć wytrzymałość stali”. Musi być wykonana zgodnie w projektem scenografa, ale jej ciężar nie może utrudniać pracy aktorom. Pracownie dokładają starań, by sprostać oczekiwaniom realizatorów – mówi Bojanowska.


Najstarsze lalki z pinokiowego magazynu pochodzą ze spektaklu „Krakowiacy i górale” Wojciecha Bogusławskiego w reżyserii Wojciecha Kobrzyńskiego (1985). Scenografię do spektaklu tworzył Ali Bunsch; została dokończona przez Ewę Przemycką.


Magazynowanie jest problemem, więc część lalek z Pinokia była sprzedawana na aukcjach. Niektóre oddano w depozyt Muzeum Archeologicznemu i Etnograficznemu w Łodzi – stamtąd Pinokio wypożyczył na jubileusz lalki ze spektakli „Przygody rozbójnika Rumcajsa” (1975 i 1983) i „Królewicz i żebrak” (1957). Ale sporo zachowało się w teatralnych skrzyniach – „Turlajgroszek” Tadeusza Słobodzianka z 1983 r. (w reżyserii Piotra Tomaszuka), „Kopciuszek” ze scenografią Adama Kiliana (reżyseria Bohdan Głuszczak, 1966).


Partytury Pendereckiego


Z lat 50. i 60. zachowało się niewiele muzealiów, głównie plakaty, zdjęcia, rysunki (m.in. z pierwszej Pinokiowej premiery – „Bajowych bajeczek i świerszczykowych skrzypeczek” Marii Kownackiej w reżyserii Marty Janic). Te najstarsze widz znajdzie w kąciku Krzysztofa Pendereckiego. Zmarły niedawno kompozytor stworzył muzykę do dziewięciu spektakli Pinokia: „Pajączka”, „Diamentowej Rosy”, „Kozalinki”, „Krzesiwa”, „Pana Twardowskiego”, „Tomcia Palucha”, „Królewicza i żebraka”, „Kalewali” i „Dziadka Zmruż-Oczko”. Nad „Krzesiwem” pracował z Jerzym Nowosielskim (po lalkach niestety ostały się wyłącznie rysunki, są na wystawie).


Prace detektywistyczne zaprowadziły ekipę Pinokia aż do Europejskiego Centrum Krzysztofa Pendereckiego. – Próbowaliśmy odnaleźć partytury, żeby zaprezentować je na wystawie. Niestety, przepadły – mówi Łukasz Bzura, pełniący obowiązki dyrektora artystycznego. – Dzięki pomocy wdowy po Pendereckim możemy pokazać tylko kopie partytur powstałych w tym czasie, w którym kompozytor współpracował z Pinokiem. Może na 80-lecie uda nam się zgromadzić więcej eksponatów.


Obok prac Tadeusza Hołówki, Wandy i Stanisława Byrskich, Stanisława Fijałkowskiego, Mirka Kaczmarka i Zygmunta Smandzika na wystawie można obejrzeć realizacje młodych artystów, m.in. Anny Chadaj, Klaudii Gaugier, Mariki Wojciechowskiej i Marty Zając. Bojanowska lubi scenografów, których styl można rozpoznać na pierwszy rzut oka. Marikę Wojciechowską – po kolorach, bieli i czerni, oraz po pasach. Strzeleckiego – po surowości formy. 


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji