Artykuły

Kochajmy się!

Ton spektaklu wyznacza świetna scenografia od dawna już (niestety) me pracującego dla teatru Michała Jędrzejewskiego. Jest oszczędna, umowna i metaforyczna. Zamek zamieszkiwany przez zwaśnionych rywali: Cześnika Raptusiewicza (Tadeusz Wnuk) i Rejenta Milczka (Waldemar Obłoza) tworzą dwie geometryczne, ozdobione "taszystowskimi" malowidłami, bryły, ponad którymi zawieszono w powietrzu kolorowe Stożki. Między wieżami słynny mur graniczny - bezpośrednia przyczyna całej opowiadanej przez Fredrę awantury. W tej inscenizacji, dzięki osadzeniu na kółkach, jest to mur ruchomy, wskutek czego staje się on nieomal osobą dramatu. W zależności od zmian akcji dzieli lub - w scenach Klary i Wacława - łączy skłóconych. W ogóle kształt plastyczny jeleniogórskiej "Zemsty" uderza swą prostotą i szlachetnością wyrazu.

To samo powtórzyć można pod adresem reżyserii Zygmunta Bielawskiego. Nie ma w jego przedstawieniu, tak chętnie od lat kilku podejmowanych, usilnych (a w efekcie jakże często - wysilonych) poszukiwań "drugiego dna" fredrowskich komedii, nie ma prób interpretacyjnego forsowania tekstu w celu uczynienia zeń traktatu o Polsce i Polakach. A co jest? Lekkość, żart, zabawa. I jeszcze: tak charakterystyczna dla całej twórczości hrabiego pogoda, roztapianie się wszelkich zwad i konfliktów w jednym, wszechobejmującym, staropolskim - kochajmy się! Nawet bitwa o mur graniczny staje się w tym spektaklu zadzierżystym żurem, w którym razy, gęsto padają, nikomu krzywdy nie uczynią gdyż zadawane są pałkami z gąbki.

Trzeba na koniec dostrzec i to, że praca nad "Zemstą" była dla zespołu Teatru im. Norwida spotkaniem z nowym rodzajem repertuaru w czasie poprzedniej, pięcioletniej dyrekcji, aktorzy jeleniogórscy przede wszystkim w przedstawieniach muzyczno-balowych których scenariusze "Muzeum", "Kontredans") budowane były z okruchów tekstu. Tu zetknęli się - ze świetnie napisanymi lecz piekielnie trudnymi, rosłymi tradycją rolami, wymagającym doświadczenia, wielkiej sprawności aktorskiej, wierszem i z pełnym pułapek łudzącym pozorną łatwością stylem fredrowskim.

Efekty tego spotkania było (bo być musiały) różne lecz w kilku przynajmniej przypadkach godne uwagi. Duże wrażenie zrobił na mnie przede wszystkim Papkin Dariusza Bereskiego. Rola konsekwentnie, pomysłowo i niezwykle dowcipnie zbudowana, zagrana na przekór warunkom zaskakująca u aktora, któremu groziło zaszufladkowanie w emplois amanta-rezonera. Bardzo dobrze wypadła też para młodych kochanków - Klara Alicji Kabały i Wacław Piotra Konieczyńskiego, którzy swym wdziękiem i poczuciem humoru zdobyli sobie sympatię licznej, gorąco cały spektakl oklaskującej publiczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji