Artykuły

Adres w Buenos Aires

Tragiczno-groteskowy obraz starości uświadamia, że od przygasania życia nikt się nie uwolni.

Sztuka "Podróż do Buenos Aires" Amanity Muskarii jest jak rentgenowskie zdjęcie. Bezlitośnie diagnozuje kolejne stadia jednostki chorobowej klinicznego przypadku Walerii F. Odczytujemy zapis zachowań starej kobiety, sterowanej przez galopującą demencję.

Choroba jako metafora

Inscenizacja Mariana Półtoranosa rezygnuje z naturalistycznej poetyki. Realności przeczy pustka scenicznej przestrzeni, przeczy młody wiek aktorki. Przeczy ironicznie gorzki ton padających słów i nieprzystający do nich gest. "Postne" teatralne środki uwydatniają karnawałowy charakter języka, mimiki, ruchu postaci. Ta tragiczno-groteskowa deformacja starości włącza obserwatorów w świat choroby. Monolog Walerii rozgrywa się w wieloznacznej przestrzeni: na scenie, w pokoju, na progu drzwi śmierci. Tytułowa podróż staje się nie tylko realnym - choć nieosiągalnym - pragnieniem wyjazdu, ale także drogą ku wciąż zamkniętym drzwiom.

Nie mamy pewności, czy rzeczy, tak skrupulatnie ewidencjonowane przez słabnącą pamięć bohaterki - naprawdę istnieją; czy kołdry, ręczniki, piżamy leżą złożone w szafie, czy też nigdy ich nie było. Czy zgubiony notes w ogóle oglądał światło dzienne, czy rzekomo zapisany adres jest prawdziwy. Nie wiemy, czy niedowidzącym oczom Walerii ukazują się postacie bliskich, czy też pisząc listy łączy się z dziećmi jedynie w myślach. Nie otrzymujemy odpowiedzi, czy huk piorunów podczas Wielkiej Improwizacji na szczycie łóżka jest Bożym gniewem, czy tylko początkiem burzy. Słabnąca świadomość wykrzywia obraz rzeczywistości. Kaleki monolog bohaterki zwodzi nas, tak jak ją samą - choroba. Chroma .opowieść uświadamia, że proces przygasania życia, ujętego w metaforę choroby, dotyczy każdego.

Oczywiście, oszustwu własnego mózgu można się przeciwstawić. Można uczyć się angielskiego. Zastąpić pamięć szalikiem i wiązać na nim supełki. Ale szalik, jak sztuczna szczęka wobec zębów, jest tylko protezą pamięci.

W końcu splątuje się, a wtedy imiona własnych dzieci stają się tylko nieprzeliczonymi obcymi słówkami: "Józef Franciszek Józio Hanna Hania Haneczka...".

Zapominanie jako przypominanie

Doświadczanie umierania możliwe jest dzięki kreacji Gabrieli Muskały. Jej Waleria Foryś zstąpiła z obrazów Piotra Bruegela, z ułomnych zabaw starych-maleńkich dorosłych dzieci. Aktorka z nieobecnym wzrokiem, z włosami sczesanymi na boki, drepcze po scenie niepewnymi kroczkami, żeby za chwilę wskoczyć na podwyższenie i z rozczapierzonymi palcami odprawiać sabat czarownic. Precyzyjnie przestraja styl gry, z wirtuozerią prowadzi jednocześnie kilka wątków, bezbłędnie kontrolując reakcje publiczności.

A zagubiony adres? "Na co ja tu przyjechałam (...) chyba nieświadoma byłam" - żali się Waleria, zapominając o nim. Ale jednocześnie przypomina nam, że to stamtąd weszliśmy do ciemnego pokoiku świata. Drzwi, przed którymi czekała Waleria, w końcu otwierają się i wpuszczają ją do Buenos Aires. Kiedy otworzą się dla nas, miejmy przy sobie notes z właściwym adresem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji