Artykuły

"Homer i Orchidea"

Po pierwszej odsłonie sztuki Gaycego padło w czasie przerwy zdanie, że Homer z prapremiery nic nie ma w sobie z aureoli przyszłego genialnego twórcy. Czy nie trzeba włośnie, aby tak było?

W wspomnieniu nasuwa się uświadomione jeszcze mocniej premierą podobieństwo: między życiem Gaycego i losem bohatera jego sztuki.

PRÓBA ŻYCIA

Sugestia z prelekcji wstępnej dr Kudlińskiego o Gaycym- poecie - żołnierzu, gotowa zostać mylnie zrozumiana. Poeta ten był bardzo odległy od polskiego typu bojowca, od owej łatwości, poręczonej nam jakby narodowym dziedzictwem krwi- łatwości do bezpośredniej akcji zbrojnej.

Kiedy poznaliśmy go w r. 1943, spoglądaliśmy nie bez sceptyzmu na tego uroczego kolegę, estetę, nawet w stroju poniekąd. W rozmowie objawiał się nam marzyciel, tragiczny, tęskniący w czasie wojny i- do sielanki, cygan-indywidualista, dusza na wskroś artystyczna. Nie zapomniałem jego nieco ironicznej wypowiedzi o Bratnym w "Dźwigarach": "Atmosfera kuli i walki, roztaczająca się w jego poezji, podparta autopsją, daje wygłos dzielności wewnętrznej, której jednak brak w płaszczyźnie artystycznej . Wypowiedź, nacechowana wysokim poczuciem odpowiedzialności - jest w niej cały Topornicki - artysta.

Lecz dla nas wówczas jedynie ważna była owa dzielność "rzeczywista", pytanie, czy poeta umiałby czynem zaświadczyć swoim szczytnym pojęciom. I drugie: czy poezja jego stanie się wyrazicielką epoki, świadectwem na miarę swego czasu. Wówczas wątpiliśmy prawie w Topornickim o jednym i o drugim, o człowieku i o poezji.

Nie widzieliśmy, że w naszym młodym towarzyszu zapadła już nieodwołalna decyzja: kategoryczny imperatyw jedności życia i poezji, wola pełnego integralnego człowieczeństwa. Jego na wskroś artystowskiej konstytucji duchowej przychodziło z najwyższym trudem poddać się - poza sztuką - innym koniecznościom i więzom. Jego zdrowy, harmonijny humanizm zwracał go przecież uparcie z nieba poezji ku ziemi i światu, ku doli i niedoli rzeczywistego życia, ku losom narodowej wspólnoty.

Z jakimże osobistym interesem brał udział w tej porywającej dyskusji, jaka potoczyła się w lokalu na Nowogrodzkiej (przy EKD), kiedy to wspaniały "dziadzio Irzykowski" odczytał nam, młodym, swoje "Rozważania o tchórzostwie". Nie była to licha zaprawa do "dzielności". Przezwyciężając się tak dopracował się Topornicki również bohaterstwa żołnierza, nie tylko wielkości artysty. Zaszczytna śmierć na patrolu, w Powstaniu, w szeregach A. K., dopełniła piękne tego życia.

POEZJA "WEWNĘTRZNEJ DZIELNOŚCI"

Zasadnicze dążenie Gaycego jako integralnego humanisty odzwierciedla się i powtarza w losie jego bohaterów: Homera i Orchidei.

Kimżeż oni są? On - składający udatne strofy pod wtór formingi, ale kio wie, może i naprawdę "słabeusz", jak go lekceważąco określa młodziutka żona. A ona? - naiwna; pieszczotliwa, kapryśna; kobieciątko czyniące wymówki ukochanemu: "kłopoty z tobą i kłopoty". Gdzież obojgu do wielkości?

Na tych prostych, młodych ludzi spada z całą siłą cierpienie i niechęć ludzka, skazując na wygnanie i ślepotę. Świadomie przyjęte, prowadzi ich one jednak ku wewnętrznej sile i głębi. Oto krótka treść sztuki: dojrzewanie przez cierpienie. Nic bardziej klasycznego w sztuce - będzie wielka, jest ona zawsze sublimacją, oczyszczeniem (katharsis), wyzwoleniem.

O sile dramatu stanowi napięcie sprzeczności i walki. Tu pozornie nikt z nikim nie walczy, bohaterowie zdają się ulegle przyjmować wyroki losu. Jakiejże jednak wymagało siły, aby pozorną klęskę obrócić na triumf, aby zwycięsko dokonać zawrotnej sublimacji: wypełnić takie życie.

Piękno tej poezji nie narzuca się na zewnątrz, dramat rozgrywa się w samej głębi serc, w nieustannej walce z zniechęceniem. Tylko wybrani są nieszczęśliwi - mówi Gaycy. Wybraństwo, dar widzenia nie przypada człowiekowi bezkarnie. Piękna-, chrześcijańska koncepcja życia przegląda z tej sztuki: życie jest zadaniem do wypełnienia, tym cięższym, im się jest więcej obdarowanym. Tym więcej wymaga męstwa. Aby się nie uchylać, nie wyłgiwać, być dzielnym, dopełnić życia i pieśni.

Na antycznym tle sztuki Gaycego przesuwa się kalderonowski cień "Księcia Niezłomnego". Jest to tragedia, ale tragedia wybawiona.

A "DZIELNOŚĆ ARTYSTYCZNA"?

Dojrzałość i "dzielność artystyczna" Gaycego wyraża się w napięciu, jakie przejawia się stale w jego dramacie między ideą, mistyczną nieomal, która mu przyświeca a konkretem społecznym i artystycznym, w którym tkwi cały. Równowaga utrzymana między obu biegunami: transcendentnym i immanentnym, jest równowagą zmienną i dynamiczną.. Wzniosłość i groza wymieniają się tu, jak u Szekspira, umiejętnie z wesołością, czar poezji z swoistością prozy. Pełna żartobliwego uroku jest w swym serio sprzeczka miłosna nad brzegiem morza, W świątyni Orchidea przemawia do Apollina z rozbrajającą bezpośredniością, zalotnik jej zaś komicznie przeciwstawia aspiracjom pary Don Kichotów - filozofię życiową Sancho Panchy. Zali pożywicie się heksametrem? Beztroską cieszy scena pijacka w domu Homera. Nawet po latach w Atenach gospodarze Homera okażą zabawny snobizm i zazdrosny lokalny patriotyzm wobec zaprosin z Chios. Humor zawsze szczęśliwie osadza w miejscu przerosły patosu czy liryzmu.

A jakie celnie jest użyte poetyckie słowo. Nie tylko w cudnych wskazówkach do dekoracji, ale i w dialogu, prostym i naturalnym, niekiedy celowo anachronicznym, kiedy indziej brzmiącym jak mistyczna tęsknota.

Jakże prosta, dyskretna, pełna powściągliwości jest cała konstrukcja dramatyczna utworu. Jak szlachetny rysunek postaci. Ile kobiecego czaru ma np. Orchidea. Jak coraz silniej żłobi los piętno wielkości no Homerze. Ile cech charakterystycznych u reszty postaci, ile liryzmu poświęconego przyjaciołom i przyjaźni.

Ale te wartości nie działają same dla siebie. Artyzm to jedność w wielości. Poszczególne elementy organiczne współdziała ją w pełnym zabrzmieniu utworu. Wszystkie pracują harmonijnie nad wydobyciem omówionej już humanistycznej jego myśli przewodniej: poezji dzielności wewnętrznej.

WIDOWISKO NA SCENIE

To samo prawo sztuki obowiązuje i współtwórcę Teatralnego widowiska, inscenizatora i reżysera. Dyr. Iwo Gall wypełnia swe za danie w sposób niedorównany. Dla Wybrzeża tym bardziej nie mogła środowa prapremiera nie być objawieniem.

Na czoło wysunęła się realizacja plastyczna widowiska. Wszystkie cztery dekoracje sztuki łączyły w sobie oszczędną prostotę i klasyczny umiar z pełnią plastycznego wyrazu. "Pusty, wysoki brzeg morski" z sylwetką oliwki w pierwszej odsłonie, w połączeniu z horyzontem, subtelnie naświetlonym, wyczarował wrażenie powietrzności, potęgował sugestię widniejącego na scenie skrawkiem morza i jego aury. We "Wnętrzu świątyni Apollina" linia białych kolumn , doryckich prowadziła po przekątnej sceny ku - w głębokim tonie utrzymanemu - tłu z posągiem Apollina. Apollo świadomie w typie prymitywnego, jak owe czasy, wzoru z Tenei - dzieło sopockiego rzeźbiarza M. Potrawiaka. Całość wnętrza świątyni sprawia i wrażenie potężne. Biesiada w III odsłonie i niezwykle szczęśliwie wyprowadzona w pół - plener, tło jakiejś antycznej "werandy" nad brzegiem morza - system stopni wiodący ku biesiadnemu stołowi uwydatnił znakomicie plastyczny układ ludzkich postaci. We wszystkich odsłonach powtarzają się żółte, marmurowy jakby fragmenty - nadają one ex post jedność atmosferze plastycznej całego widowiska.

Atmosfera ta w połączeniu z rolą światła ponad wszystko porywała. Zasługa to obok Galla - Stanisława Łuckiewicza. Jego były i kostiumy, dające wraz z charakteryzacją efekt bardzo interesujący. Homer z laurem na głowie, w świątecznej szacie, wyglądał jak efeb z autentycznych fresków. Postać ojca z brodą jakby z rzeźb greckich wzięta. Biesiadnicy, tłum oddany sugestywnie, zarówno plastycznie jak i w zespołowym ruchu, ilustracją muzyczną dyrygował osobiście kompozytor Eugeniusz Dziewulski. Nowe przejmujące wrażenie. Muzyka na wskroś dramatyczna, ale zarazem pełna czystości, niezwykle prześwietlona w wyrazie. Jej piękna, modernistyczna forma nawiązywała trafnie do stylu instrumentalnego antycznej Hellady. Akcenty muzyczne wycelowane na węzłowe momenty dramatycznej akcji.

I wreszcie samo wykonanie ściślej reżyserskie i aktorskie. Ci, którzy obawiali się młodości zespołu Iwo Galla, zapewne wyzbyli się już wątpliwości. Ten materiał aktorski jest niebywale chwytliwy. Wielu z młodych artystów występowało bodaj po raz pierwszy na wielkiej scenie. I od razu w sztuce trudnej, w której patos graniczy niekiedy dość blisko z śmiesznością. Mimo to już osiągnięcia.

Maciej Maciejewski jako Homer miał rolę szczególnie odpowiedzialną. Oddal ją żarliwie, niemal aż zbył fanatycznie. Zofia Porczyńska - to wymarzona Orchidea, nawet po latach "ta sama Orchidea, o łagodnym pieszczotliwym glosie, Orchidea - naiwna, Orchidea - kochająca, Orchidea - kapryśna". Wygrała wszystkie tony kobiecości, od uroczej przekory po głębię poświęcenia. Nawet z ryzykownej w samym tekście partii kolejnej wyszła na ogół obronną ręką.

Ale tu niewłaściwym może chwalić poszczególnych wykonawców. Pochwała należy się przede wszystkim zespołowi jako całości, po mistrzowsku prowadzonej przez reżysera. Cały ten zespół przepięknie, nie tylko z ekspresją wypowiada poetyckie słowo - jest to rzadkością w Polsce. Sam czar tego słowa zdolen by był oddziaływać. W połączeniu z niezrównanym pięknem tła plastycznego, z nastrojem muzycznym, rolą światła, przemyślaną grą indywidualną, grupową i całym zespołem - słowo poetyckie dramatu Gaycego wrażało się do, głębi wszystkich czujących serc.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji