Artykuły

Przypadki z Fabryki Snów

"Opowieści Hollywoodu" Christophera Hamptona w reż. Kazimierza Kutza z Teatru Telewizji, rejestracja udostępniona na portalu Ninateka. Pisze Szymon Spichalski w Teatrze dla Wszystkich.

"Czuły prześmiewca" - takim mianem określił Kazimierza Kutza jeden z polskich dziennikarzy kulturalnych. Skąd taki przydomek?

Zmarły półtora roku temu reżyser był bez wątpienia jedną z najważniejszych postaci XX-wiecznego kina nad Wisłą. Konsekwentnie wchodził w konflikt z romantycznymi mitami, które zwykły kojarzyć się z polską mentalnością. Dowodem tego była chociażby produkcja "Nikt nie woła", stanowiąca odpowiedź na "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy. W słynnym filmowym tryptyku przedstawił trudne dzieje swojej ukochanej lokalnej ojczyzny - Śląska.

Jego robotnicze pochodzenie pomogło mu w używaniu w swoich dziełach plebejskiej perspektywy, w duchu Żeromskiego pozwalającej na pełen empatii stosunek do swoich bohaterów. Przy tym wszystkim nie unikał brutalnej demitologizacji, jak w słynnym "Do piachu". Podniosłym tonem wyróżniała się także "Śmierć jak kromka chleba", nawiązująca do wydarzeń z kopalni Wujek. Nawet jeśli widz miał odmienne zdanie co do interpretacji przedstawionych wydarzeń historycznych, dzieła Kutza stanowiły przykład artystycznej dojrzałości i filmowej wirtuozerii.

Pochodzący z Szopienic reżyser był również znakomitym twórcą przedstawień telewizyjnych. Poczesne miejsce w historii Teatru Telewizji zajęły takie spektakle jak "Kolacja na cztery ręce" z Romanem Wilhelmim i Januszem Gajosem czy "Antygona w Nowym Jorku" znakomicie wygrana przez trio Dymna-Peszek-Trela. Jednak niewątpliwie najlepszym spektaklem Kutza z tego grona są "Opowieści Hollywoodu". Artysta zrealizował je w 1986 roku, premiera odbyła się w lutym roku następnego.

Punkt wyjścia popularnej wówczas sztuki Christophera Hamptona stanowiła opowieść o fikcyjnych losach pisarza Odona von Horvatha na emigracji w Stanach Zjednoczonych w okresie II wojny światowej. W rzeczywistości twórca "Opowieści lasku wiedeńskiego" (podobieństwo tytułów nieprzypadkowe!) zginął w 1938 roku. W trakcie paryskiej burzy przygniótł go konar opadającego drzewa. Hampton napisał historię alternatywną, w której pisarz ucieka z hitlerowskich Niemiec do Ameryki. Janusz Warmiński, który podsunął Kutzowi "Opowieści...", widział w tej roli Daniela Olbrychskiego. Reżyser odmówił, tłumacząc że "to musi być zupełnie inny aktor, dramatyczny, ale również komediowy, kabaretowy i piosenkarz". To emploi nie było bez znaczenia w wypadku takiego utworu. Ostatecznie główną rolę przejął Janusz Gajos.

Akcja przedstawienia obejmuje lata 1939-1950. Zaczyna się w stolicy Francji sceną śmierci anonimowego przechodnia, na którego... przewraca się masywne drzewo. Stojący obok niego Odon cudem przeżywa i podejmuje decyzję o wyjeździe za ocean. Prowadząc narrację z perspektywy pierwszoosobowej wprowadza widzów w świat "amerykańskiego snu". Choć chciałoby się powiedzieć - i zarazem szybkiego przebudzenia! Odon trafia do Los Angeles, gdzie spotyka się z hollywoodzkim producentem o jakże wymownym nazwisku Charles Money (Jerzy Fedorowicz). Ten poleca mu napisanie scenariusza o Edwardzie II. Kiedy Horvath przynosi mu gotowy tekst, wściekły zleceniodawca wyrzuca go za drzwi. No bo jak to tak, przedstawiać całą prawdę o tej postaci, w tym jej homoseksualizmie?! Jak stwierdza Money, "nie jesteśmy na to gotowi". Mechanizmy rządzące Fabryką Snów są przecież jasno ustalone: ma być lekko, łatwo i przyjemnie. Zderzenie artystycznych ambicji z komercyjnymi realiami jest gwałtowne i znaczące.

Te zachowania środowiska amerykańskich filmowców Hampton znał z autopsji. Nie mogła ich zrozumieć plejada niemieckich twórców, którzy w tym czasie faktycznie przebywali w ojczyźnie Lincolna. W "Opowieściach..." spotykają się Bertolt Brecht, Heinrich i Thomas Mannowie (choć do ich rzeczywistego zetknięcia się w Stanach nigdy nie doszło). Każdy z nich na swój sposób próbuje odnaleźć się w amerykańskich realiach. Brecht (Henryk Bista) jest zagorzałym komunistą, akcentującym swój antykapitalizm i nieszczędzącym złośliwych uwag rodakom oraz samym Jankesom. Jednocześnie akceptuje swój los i bierze udział w tworzeniu komercyjnych filmów.

Na przeciwnym biegunie stoi opanowany i dostojny Thomas Mann (Jan Peszek), próbujący zyskać polityczne wpływy i uznanie przy zachowaniu arystokratycznej wyższości nad otoczeniem. Na postać tragiczną urasta jego starszy brat Heinrich. Grany przez Jerzego Bińczyckiego stopniowo popada w finansową ruinę. Na dodatek jest zdradzany przez swoją żonę Nelly (Monika Niemczyk), która nie jest w stanie pogodzić się ze społeczną degradacją i popada w alkoholizm. Mimo wszystko próbuje przyjąć reguły gry, kiedy z goryczą stwierdza, że "gdy przedstawienie jest dobre, to mówię, że jest dobre. Gdy jest słabe - też mówię, że jest dobre. Natomiast gdy spektakl jest fatalny, mówię, że jest interesujący".

Wyobcowanie postaci zostaje podkreślone przez językowe nieporozumienia. Kiedy Odon spotyka się z amerykańskimi bohaterami (wspomnianym producentem czy swoją aktorką-kochanką), mówi z łamanym akcentem. To przemieszanie tragizmu i komizmu stanowi o sile przedstawienia. Zespół aktorski wygrywa znakomicie napisane dialogi i podkreśla ludzkie oblicze swoich bohaterów. "Czuły prześmiewca" świetnie zbalansował wszystkie te elementy, często puszczając przy tym oko do widza. W scenie z producentem odsłania telewizyjną kuchnię, ukazując w oku kamery podwieszane reflektory. Jednocześnie zdaje się w pewnym stopniu sięgać po konwencję rodem z popularnego w latach 40. kina noir. Kadry spektaklu skąpane są w mroku, wzmagając wrażenie alienacji postaci.

Tematem "Opowieści..." jest również uwikłanie artystów w ideologię. Kutzowi udaje się uniknąć czarno-białego spojrzenia na tę kwestię. Chociaż na postać szlachetnego konsula radzieckiego Łomachina (Jerzy Trela) i jego bezinteresowną pomoc okazaną Heinrichowi Mannowi należy dziś patrzeć z oczywistym dystansem... Zdeklarowany i butny komunista Brecht również ma chwilę zawahania, kiedy mówi o losie swojej kochanki aresztowanej w Moskwie za "trockistowskie" poglądy. Odon von Horvath długo ukrywa swój flirt z hitlerowcami, zaś Thomas Mann próbuje w pragmatyczny sposób wytłumaczyć swój konformizm. Pojawia się wątek makkartyzmu, który choć wyrósł na ostrożnej podejrzliwości względem części środowiska filmowego sympatyzującego z komunizmem, szybko zmienił się w "polowanie na czarownice".

W dzisiejszych burzliwych czasach, kiedy wojny ideologiczne przybierają na sile, a środowisko artystyczne musi być gotowe na pauperyzację, wątki z "Opowieści..." zdają się zyskiwać na aktualności. Nie należy oczywiście patrzeć na spektakl jak na dokument historyczny, tylko próbę przedstawienia pewnych postaw ludzkich w określonych okolicznościach. Może kultura masowa w ogóle stała się Fabryką Snów...? Spektakl Kutza można postrzegać jako próbę reżysera w rozprawieniu się z własnym idealizmem i cynizmem, który wymusiły na polskich artystach mroczne lata 80.

Sztuka sztuką, a czy najbardziej niepokojąca nie jest w tej wielkiej Historii rola przypadku...? Odon umiera w czasie kąpieli wskutek przypadkowego uderzenia głową w kant schodów basenowych. Prozaiczność życia kpi z doniosłych wyobrażeń i wielkości człowieka, o czym przekonał się już niejaki król Pyrrus. Ot, ironia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji