Artykuły

Natalia Fijewska-Zdanowska: Rzeczywistość nie wróci już do dawnego kształtu

- Też przeżywam bunt na onlinowe formy, szczególnie złości mnie hasło "teatr online". Od początku epidemii zmagam się z poczuciem, że prawdziwy teatr w tej formie po prostu nie jest możliwy - mówi Natalia Fijewska-Zdanowska, reżyserka i dyrektora artystyczna Teatru Młyn w Warszawie, w rozmowie z Wiesławem Kowalskim w Teatrze dla Wszystkich.

Zdecydowała się Pani w swoim opowiadaniu podzielić różnego typu refleksjami dotyczącymi przeżywania czasu pandemii, które w odcinkach czyta online na fanpage'u FB i kanale YouTube Teatru MŁYN Zuzanna Fijewska-Malesza. Ciekaw jestem jak duże jest zainteresowanie taką formą kontaktu z widzem w okresie panującego koronawirusa. Pytam, bo nieszczególnie śledzę to, co dzieje się w sieci, jako że dość szybko proponowane formy obcowania z teatrem zupełnie rozmijały się z moimi oczekiwaniami.

- Dobrze pana rozumiem. Też przeżywam bunt na onlinowe formy, szczególnie złości mnie hasło "teatr online". Od początku epidemii zmagam się z poczuciem, że prawdziwy teatr w tej formie po prostu nie jest możliwy. Możemy nagrywać spektakle (i róbmy to), ale nie odtworzymy atmosfery sceny i widowni bez bezpośredniego kontaktu. Szczególnie w teatrze kameralnym, takim, jak nasz, ten brak kontaktu jest wyjątkowo dojmujący. Mimo to mam głębokie przekonanie, że sztuka jest w tym trudnym czasie potrzebna. Może nawet bardziej niż przed wybuchem epidemii. Dlatego zdecydowałam się na napisanie tekstu DALEKO i czytanie w sieci. Jak duże jest zainteresowanie? A jak to liczyć? Ilością wyświetleń? Jeśli tak, to duże. Dla mnie jednak ważniejsze są osobiste komentarze odbiorców. Dostałam ich trochę. To dla mnie dużo cenniejsze niż facebookowe statystyki.

"Intymny dziennik z czasów zarazy" - tak nazywa Pani swoją opowieść. To dość popularny już przed wiekami sposób opisywania dramatycznej rzeczywistości. Ten, który wydany został w 1722 roku jako "Dziennik roku zarazy", po epidemii dżumy w Londynie, napisany został przez Daniela Defoe i był dość katastroficzny i przygnębiający. Jaka atmosfera dominuje w Pani historii?

- Tak, czasy epidemii zawsze skłaniają do pisania, trochę, jak czasy wojny, prawda? W odróżnieniu od "Dziennika" Defoe, czy "Dżumy" Camusa, w naszej rzeczywistości więcej było izolacji, niż samych ofiar. O ofiarach wiemy z mediów, ze statystyk, ale nie byliśmy w większości, jako społeczeństwo, zaangażowani w realną opiekę na chorymi, walkę z chorobą. Naszym zadaniem było (i jest) - przestać żyć, tak jak żyliśmy dotąd. "Zostań w domu" - czyli przestań działać, podróżować, zdobywać, pracować, bawić się, szaleć, spełniać. Mniej tu katastrofy, więcej takiego dziwnego bezruchu.

Na ile jest to opowieść o Pani samej? O Pani życiu w czasie izolacji, o Pani relacjach z najbliższymi czy o sposobach przeżywania tego niecodziennego czasu... Jak dalece utożsamia się Pani z bohaterką opowiadania?

- Nie mam zwyczaju pisać o sobie samej w sposób literalny. Bohaterka i jej rodzina nie są odwzorowaniem mojego życia i relacji z najbliższymi. Ale, tak, oczywiście - fakt, że spędzałam ten czas na odludziu podlaskiej wsi, był dla mnie ogromną inspiracją. Jestem osobą aktywną, działam na wielu frontach, w wielu dziedzinach. Ten rodzaj zatrzymania, który dotknął nas w wyniku epidemii był dla mnie jako osoby, wyjątkowo trudny. W tym sensie utożsamiam się z bohaterką.

Z zapowiedzi tego wydarzenia wynika, że w opowiadaniu zajmuje się Pani również rodzącymi się w tym szczególnym czasie różnymi formami bliskości, które przybierają niekiedy w tej nowej perspektywie dość zaskakujący wymiar. Jaka refleksja towarzyszy Pani bohaterce w tej materii?

- Bohaterka "Daleko" to osoba bardzo ambitna, sprawcza. Stawia przed sobą kolejne zadania i wypełnia je, najlepiej jak potrafi. W obliczu epidemii stara się dzielnie dostosować życie swoje i rodziny do nowej rzeczywistości, w pewnym sensie "przepisać je". Zapytał pan, jaka towarzyszy jej refleksja? W tym właśnie rzecz, że za wszelką cenę stara się nie dopuścić do siebie refleksji. Stara się "nie myśleć", bo to by mogło oznaczać, że będzie musiała skonfrontować się z czymś, co będzie nie do uniesienia. W pewnym momencie dochodzi do niej jednak, że rzeczywistość nie wróci już do dawnego kształtu, że zmiana, którą zaserwowała nam epidemia, jest zmianą jakościową i trwałą. I to jest przełom...

Jak Pani sądzi, czego nauczył nas ten czas, kiedy byliśmy skazani tylko na siebie samych w swoich własnych domach, z rodziną? Kiedy nie bardzo mieliśmy gdzie się skryć czy uciec? Czy to doświadczenie coś w nas przewartościowało, coś w nas zmieniło, coś nowego nam uświadomiło...?

- To chyba pytanie, które każdy musi sobie zadać sam Według mnie czas izolacji mógł zadziałać, jak taki papierek lakmusowy - wskazać nam nasze osobiste braki w naszych osobistych rzeczywistościach. Izolacja uniemożliwiła nam codzienne przyjemności, różnego rodzaju "ułatwienia", czy wręcz "znieczulenia", które sobie serwujemy, żeby przetrwać - takie jak poprawiające nastrój zakupy, wymyślanie ogromnej ilości zajęć dodatkowych dla własnych dzieci, po to, żeby nie roznosiły domu, zagłuszanie problemów pracą, zabawą, imprezowaniem. Fajnie, jeśli umiemy na ten papierek lakmusowy uczciwie popatrzeć i szczerze zinterpretować wyniki... Ale to bardzo trudne zadanie.

Nie bała się Pani, że w takiej formie opisywania rzeczywistości, można powiedzieć na gorąco, łatwo o przekroczenie jakiejś granicy, choćby intymności?

- To dobre pytanie. Tak, bałam się. Do tej pory się boję, że mogło mi zabraknąć dystansu, że być może niektóre wątki są zbyt bliskie mnie jako autorce, ale też zbyt bliskie odbiorcom, bo przecież wszyscy doświadczaliśmy rzeczywistości epidemii. Jeśli przekraczam jakieś granice, to dlatego, że ta sytuacja izolacji była sytuacją graniczną, tak zupełnie egzystencjalnie po Sartre'owsku. Ale dlatego też zdecydowałam się na taką formę - w pierwszej osobie, w czasie teraźniejszym, skrótowo, bezpośrednio.

Mówi Pani, że tytuł "Daleko" nawiązuje do spektaklu "Blisko", który miał premierę w Teatrze Młyn w grudniu w 2019 roku i też nawiązywał do problemów związanych z tożsamością, wolnością i kondycją człowieka. Czy jest szansa, że "Daleko" pojawi się również na teatralnej scenie?

- Być może. Ale gdyby miało tak być musiałby przejść jakiś rodzaj teatralnej adaptacji. Z zamierzenia to bardziej literacki niż teatralny tekst. Tak jak mówiłam, od początku pandemii jasne było dla mnie, że teatru online zrobić się nie da. Że trzeba szukać innych form. "Daleko" jest więc raczej rodzajem opowiadania, niż dramatu.

Jak mocno pandemia wpłynęła na działalność Teatru Młyn? Czy Wasze plany musiały ulec jakieś diametralnej zmianie?

- To był dla naszego zespołu bardzo intensywny czas. Nasza działalność musiała przejść przemianę - jeśli chodzi o formę. Powstały nowe projekty. Słuchowiska dla dzieci. Teledyski dla dorosłych. Nagrania spektakli. Ale rdzeń naszej misji nie zmienił się. Wciąż widzimy sens naszych działań w tworzeniu sztuki, która poddaje artystycznej analizie rzeczywistość wokół nas. Myślę, że w dzisiejszym czasie to wyjątkowo potrzebne. Ale i wyjątkowo ciekawe.

Kiedy zamierzacie zaprosić ponownie widzów do swojego teatru? Czy będzie się Wam opłacało grać dla i tak niewielkiej publiczności, która może Was odwiedzić? Na razie widać, że teatry dość ostrożnie podchodzą do odmrażania swoich repertuarów.

- Mamy nadzieje, że jesienią będziemy mogli znów zaprosić widzów do teatru. Czy będzie się opłacało? To nie jest pytanie do twórców takiego niszowego teatru, jak nasz... U nas generalnie nic się raczej specjalnie "nie opłaca". Ale w wymiarze międzyludzkim - tak, sądzę, że będzie się opłacało zagrać nawet dla dwudziestu widzów, jeśli takie będą wytyczne sanitarne dla naszej sceny. Wyobrażam sobie, że kameralność i intymność takiego spotkania zyska nowy wymiar zarówno dla twórców, jak i dla odbiorców.

Jak Pani myśli, który z Państwa dotychczasowych spektakli, bardzo kameralnych i będących najczęściej wiwisekcją ludzkich zachowań, może teraz być dla widza szczególnie interesujący? Bardziej "Niedzielne popołudnie" czy "(Maska)Rada Gminy"?

- Oba tytuły obecnie nagrywamy. Pracując z kamerą, szukam zarówno adekwatnej formy nagrania, jak i reinterpretacji tych spektakli, która byłaby odpowiednia do dzisiejszego czasu. Myślę, że obrazek społeczno-politycznych podziałów z "(Maska)Rady" może być poruszający, szczególnie teraz, w trakcie przedwyborczych sporów, zmęczenia i kryzysu zaufania do wszelkiej polityki. A "Niedzielne popołudnie" - no cóż, chyba każdy związek, który odrobił pandemiczną lekcję i przetrwał razem czas izolacji, odnajdzie w tym spektaklu jakieś swoje wątki. Już w czerwcu premierowe pokazy nagrań obu spektakli. Zapraszam gorąco!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji