Artykuły

Jerzy Trela. Z romantykami za pan brat

- Im jestem starszy, tym mam więcej wątpliwości, tym jestem ostrożniejszy w definiowaniu świata - z Jerzym Trelą rozmawia w Trybunie Krzysztof Lubczyński.

"On je współwymyślił i współtworzył. Był wspaniałym partnerem do odkrywania roli, bo ja gotowej recepty nie miałem" - powiedział kiedyś o Panu Konrad Swinarski nawiązując do pracy nad inscenizacjami, najpierw mickiewiczowskich "Dziadów" w 1973 roku, a rok później "Wyzwolenia" Stanisława Wyspiańskiego, w których kreował Pan Konradów...

- Wydaje mi się, że Konrad Swinarski powiedział tak, bo był człowiekiem wspaniałomyślnym, mającym wrodzony szacunek dla ludzi i dla partnerów pracy artystycznej. Myślę, że proponując mi te role, dał mi duży kredyt, który starałem się spłacić. Ja ufałem jemu i czekałem na sygnały z jego strony, na jego wiedzę, a to że w jakimś stopniu uczestniczyłem we współtworzeniu tych inscenizacji, było w jakimś sensie oczywiste. "Wyzwolenie" było dla Swinarskiego, a dla mnie szczególnie, wielkim rebusem.

Wcześniej interesował się Pan Wyspiańskim?

- Tak, nawet mogę powiedzieć, że pasjonował mnie od czasów młodości, od okresu gdy byłem uczniem liceum plastycznego i wtedy była to przede wszystkim fascynacja jego twórczością plastyczną, malarstwem, witrażami. W dalszej kolejności zainteresowałem się jego poezją i dramatami. Zresztą, jak wiadomo, sam Wyspiański był zafascynowany Krakowem, który bardzo go inspirował i odciskał piętno na jego twórczości. Inspirowała go zresztą nie tylko tradycja Krakowa, ale i współczesna Wyspiańskiemu rzeczywistość tego miasta.

Czy kiedy przyjechał Pan do Krakowa, to przemawiał do Pana wyobraźni fakt, że jest to miasto Wyspiańskiego?

- Nie będę dorabiał ideologii do zwykłego faktu, że przybyłem do Krakowa z powodów prozaicznych, ale na pewno cieszyłem się, że mogę zamieszkać w mieście, w którym żył i tworzył Wyspiański. Wcześniej bywałem tu na szkolnych wycieczkach, a wycieczki szkolne, jak to wycieczki, łączą się z przymusem, męczącą podróżą pociągiem i chodzeniem tam, gdzie się chce, ale i gdzie się nie chce. Na szczęście wieczorem kończyło się w teatrze, w wygodnym, miękkim fotelu, bo to był Teatr im. Słowackiego, więc można było się wreszcie po całym dniu przespać. Nota bene ten teatr był też teatrem Wyspiańskiego, także dlatego, że przecież tu w 1901 roku była prapremiera jego "Wesela".

Wielu widzów "Wyzwolenia" z Panem w roli Konrada odczuwało wielką magię tego przedstawienia. Na czym polegała niezwykła magia, narkotyczność tej inscenizacji?

- Bardzo trudno jest wytłumaczyć magię, metafizykę. Myślę, że decydujący wpływ na kształt tego przedstawienia, poza Wyspiańskim, miał Konrad Swinarski, który posiadał niezwykły dar budowania tonu, nastroju metafizycznego i magicznego. "Wyzwolenie" było ukoronowaniem tego tematu, który zaczął realizację "Dziadów". O ile "Dziady" były wyprowadzone poza przestrzeń sceny, to "Wyzwolenie" było zamknięte w jej ramach. Metafizyka tego spektaklu była owocem niesamowitej duchowej mieszanki Wyspiańskiego ze Swinarskim. Ten ostatni potrafił głęboko rozumieć i czuć Wyspiańskiego. Był to także rezultat wspaniałej kondycji, potencjału artystycznego całego zespołu Starego Teatru w Krakowie. Dużą rolę odgrywał też czas, w jakim graliśmy ten spektakl. Zaczynaliśmy na początku, czy raczej w połowie lat 70., bo w roku 1974, a potem graliśmy w 1981 roku, w okresie niezwykłego ruchu społecznego "Solidarności", a potem w okresie stanu wojennego, po stanie wojennym. To przedstawienie było więc konfrontowane z coraz to nową narodową rzeczywistością i było misterium dla widzów. Grając, miałem wtedy poczucie, że ta inscenizacja jest potrzebna, że mam partnera w widzu, że wiem do kogo mówię, wiem z kim rozmawiam.

"Wyzwolenie" było polemiką z romantyzmem, z "Dziadami", a w związku z tym Konrad Wyspiańskiego był postacią kontrapunktową do Konrada mickiewiczowskiego. Przyszło Panu obie te role grać niejako równolegle. Jaki sposób znalazł Pan na to, by je i duchowo i ideowo oddzielić od siebie, i w swoim wnętrzu i na scenie?

- Kiedy pewnego dnia, już po premierze "Dziadów", Konrad Swinarski powiedział mi, że będzie robił "Wyzwolenie", a ja zagram Konrada, zdziwiłem się: "Jak to? Po "Dziadach"? Konrada w "Wyzwoleniu"? - spytałem, na co Swinarski odparł, że Jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B". Punktem wyjścia były dla mnie pierwsze słowa Konrada w "Wyzwoleniu": "Idę z daleka, nie wiem z raju czyli z piekła. Błyskawic gradem drży ziemia z której pochodzę, we krwi brodzę, nazywam się Konradem". Konrad mickiewiczowski wyzwala się z okowów Mickiewicza, przeistacza się w Konrada Wyspiańskiego i przejmuje ideę Wyspiańskiego, polemiczną w stosunku do idei Mickiewicza. Miałem świadomość tego wszystkiego, a ponadto Konrad Wyspiańskiego był mnie osobiście bliższy od Konrada Mickiewicza, z którym miałem i jako człowiek i jako aktor więcej kłopotów. Na szczęście Konrad Swinarski pomagał mi przezwyciężać trudności, a ponadto przy drugim Konradzie było mi już łatwiej, byłem pewniejszy. I tak to polemizowałem z tym Konradem z "Dziadów", a bywało, że w jeden wieczór grałem "Dziady", a w następny "Wyzwolenie".

Poza Konradem zagrał Pan, na przestrzeni około czterdziestu lat, w teatrach Starym i Narodowym, także role w innych dramatach Wyspiańskiego: Starego Wiarusa w "Warszawiance" u Henryka Tomaszewskiego, Jaśka w "Weselu" u Jerzego Grzegorzewskiego, Odysa w "Powrocie Odysa" u Krystiana Lupy, ponownie w "Weselu", u Wajdy, Poetę, Samuela w "Sędziach" u Grzegorzewskiego, po raz trzeci w "Weselu" u Grzegorzewskiego - Czepca, następnie Starego Aktora w "Wyzwoleniu" Mikołaja Grabowskiego, no i ostatnio, Reżysera w telewizyjnej inscenizacji "Wyzwolenia" w reż. Macieja Prusa. Proszę powiedzieć coś o odrębnościach widzenia Wyspiańskiego przez każdego z tych reżyserów...

- Każdy z nich na swój sposób fascynował się Wyspiańskim. Andrzej Wajda w teatrze wracał do "Wesela" kilka razy, a także zrealizował wspaniały film. Maciej Prus z kolei wracał do "Wyzwolenia", które po raz pierwszy wystawił w Kaliszu z Henrykiem Talarem w roli Konrada. Lupa zmagał się z Wyspiańskim głównie przez Odysa. Grzegorzewski chyba najbardziej z nich wszystkich fascynował się Wyspiańskim, do tego stopnia, że uczynił Teatr Narodowy w Warszawie Domem Wyspiańskiego.

Dlaczego właśnie Domem Wyspiańskiego, a nie Słowackiego, twórcy "Kordiana"

i innych dramatów?

- Trudno mi mówić za Grzegorzewskiego, ale wydaje mi się, że dlatego, iż Wyspiański był nie tylko poetą, dramaturgiem, malarzem, ale także wizjonerem i teoretykiem teatru. Wyspiański był twórcą, który zburzył pewne konwencje teatralne, zbudował nowożytny polski teatr na początku XX wieku i to, jak myślę, fascynowało Grzegorzewskiego.

Zagrał Pan w "Wyzwoleniu" także w Teatrze Telewizji w reżyserii Macieja Prusa, rolę Reżysera. Czy upływ czasu bardzo zmienił Pana odbiór tego tekstu?

- Czas zawsze wywiera piętno na naszym myśleniu i odczuwaniu. "Wyzwolenie" Swinarskiego, w którym gratem dziesięć lat, wywarło na mnie wielki wpływ, ono dalej we mnie mieszka i działa. Ten tekst ma w sobie coś ponadczasowego i ciągle możemy z niego czerpać.

Jak Pan odczytał najistotniejszy sens, przesłanie tej inscenizacji Prusa?

- Trudno mi mówić za Macieja Prusa, ale wydaje mi się, że największy nacisk położył on na rolę sztuki w życiu społeczeństwa i narodu, na to, że czas, w którym żyjemy dławi ją i tłamsi, zgniata, niszczy, dewaluuje. Dla Swinarskiego ważne były inne, istotne dla tamtych czasów wątki, ludzkie, społeczne, historyczne.

Może słynne słowa "Poezjo, precz, jesteś tyranem" wypowiedziane przez Konrada w "Wyzwoleniu" mają dziś przeciwny sens niż sto lat temu?

- Myślę, że tym słowom nie można przypisywać żadnego prostego sensu. One są rodzajem dyskusji z samym sobą, zaprzeczaniem sobie samemu, żeby utwierdzić się w pewnej racji. Myślę jednak, że Maciej Prus szukał w tym tekście racji dla dowartościowania poezji i sztuki w ogóle.

Jak Pan odczytał postać Reżysera dla siebie na dziś?

- Jako kogoś, kto patrzy na Konrada nowych czasów w wykonaniu Piotra Adamczyka, człowieka innego pokolenia. Patrzyłem na niego z podziwem, obserwując, jak próbował znaleźć siebie w "Wyzwoleniu" i obecnym czasie.

Sugerował mu Pan coś jako dawny Konrad?

- Niczego. To jest jego czas i jego Konrad.

A co zmieniło w Panu jako w człowieku tyle wspólnych fal z Konradem Wyspiańskiego?

- Im jestem starszy, tym mam więcej wątpliwości, tym jestem ostrożniejszy w definiowaniu świata, ale Konrad dał mi chyba umiejętność stale świeżego spojrzenia na świat.

Dziękuję za rozmowę,

***

Jerzy Trela - ur. 14 marca 1942 w Leńczach, absolwent PWST w Krakowie (1969), poseł na Sejm (1985-1989), rektor krakowskiej PWST (1984-1990), jeden najwybitniejszych i najbardziej utytułowanych polskich aktorów, mający w sumie na swoim koncie setki ról w teatrze, filmie i telewizji, laureat dziesiątków prestiżowych nagród. Wśród jego najwybitniejszych kreacji teatralnych można wymienić także: Kowalewa w "Nocie" M. Gogola w reż. J, Łukowskiego (1969), Murdel-Bęskiego w "Matce" Witkacego w reż. J. Jarockiego (1972), Raskolnikowa w "Zbrodni i karze" F. Dostojewskiego w reż, M. Prusa (1977), Odys w "Powrocie Odysa" St. Wyspiańskiego w reż. K. Lupy (1981), Cla-rina w "Życie jest snem" Calderona w reż. J. Jarockiego (1983), Masynisse. w "Irydionie" Z. Krasińskiego w reż. M. Grabowskiego (1983), Inkwizytora w "Don Carlosie" F. Schillera w reż. L. Adamika (1984), Księcia Józefa w "Termopilach polskich" T. Micińskiego w reż. K. Babickiego (1986), Rejenta w "Zemście" A. Fredro w reż. A. Wajdy (1986), Anatola w "Portrecie" S. Mrożka w reż. J. Jarockiego (1988), Ignacego w "Ślubie" W. Gombrowicza w reż. J. Jarockiego (1991), Gruszczyńskiego w "Śnie srebrnym Salomei" J. Słowackiego (1993), Mefista w "Fauście" J.W. Goethego w reż. J. Jarockiego (1997). Wśród ról w Teatrze Telewizji, m.in. tytułowego "Ptatonowa" A. Czechowa w reż. B. Hussakowskiego (1976), Mefista w "Nieboskiej komedii" Z. Krasińskiego w reż. Z. Hubnera (1981), tytułowego "Gyubala Wahazara" Witkacego w reż. J. Bunscha (1993), Wernyhore, w "Śnie srebrnym Salomei" J. Słowackiego (1995), Baszmaczkina w "Płaszczu" M. Gogofa w reż. A. Domalika (1999), Źewakina w "Ożenku" M. Gogola w reż. J. Stuhra (2002), Kreona w "Królu Edypie" Sofokfesa w reż. G. Holoubka (2005). Role filmowe: m.in. w "Do krwi ostatniej" J. Hoffmana (1978), "Królowa Bona" J. Majewskiego (1980), "Hiszpan" w "Matce Królów" J. Zaorskiego (1982), Billaud-Varenne w "Dantonie" (1982) i Podkomorzy w "Panu Tadeuszu" A. Wajdy (1999), Skarga w "Do krwi ostatniej" K. Kutza (1994).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji