Artykuły

Adam Woronowicz wie, że o miłość trzeba dbać

Od małego był ministrantem, znajomy ksiądz namawiał go więc na seminarium. To jednak nie było jego powołanie. Nauczycielka polskiego zainteresowała go teatrem. Dziś gra z powodzeniem świętych i złoczyńców.

ADAM WORONOWICZ

Polski aktor filmowy, telewizyjny i teatralny. Urodził się w 1973 roku w Białymstoku. Ukończył tamtejsze V Liceum Ogólnokształcące. Potem dostał się do warszawskiej Akademii Teatralnej. Ukończył ją w 1997 roku. Występował w Teatrze Rozmaitości w Warszawie w latach 1997-2001 i w Teatrze Powszechnym w Warszawie od 2001 do 2009 roku. Od 2009 ponownie występuje w Teatrze Rozmaitości, obecnie znanym pod nazwą TR Warszawa. Przygodę z kinem zaczął od ról w filmach "Skok" i "Torowisko" z 1999 roku. Wcielił się w postać księdza Jerzego Popiełuszki w filmie "Popiełuszko. Wolność jest w nas" oraz ojca Maksymiliana Kolbe w filmie "Dwie korony". Za występ w "Kamerdynerze" dostał Złote Lwy dla aktora drugoplanowego na festiwalu w Gdyni w 2018 roku. W telewizji można go było zobaczyć w serialach "Diagnoza" i "Kod genetyczny". Ma żonę Agnieszkę i trójkę dzieci.

Z aktora charakterystycznego wyrósł w ostatnich latach na jedną z większych gwiazd polskiego filmu. Niedawno oglądaliśmy go w telewizyjnym serialu "Kod genetyczny". Przedtem był złowrogim Artmanem w "Diagnozie" i psychopatycznym mordercą w "Czerwonym pająku". Ale zagrał też kapłana Solidarności w filmie "Popiełuszko" i ojca Maksymiliana Kolbe w "Dwóch koronach". Mało tego - w "Biblii Audio" udzielił swego głosu samemu Jezusowi.

- Staram się do każdego filmu podejść jak do obrazu, myśleć o sobie jak o kawałku płótna rozpiętym na blejtramie. Zamalowywać poprzednią rolę białą farbą, by można było znowu nanieść takie kolory, jakich wymaga kolejna i jakich się ode mnie oczekuje. Każdy potrzebuje czegoś innego i ja to rozumiem. Bardzo lubię tę zmienność. Ona mnie napędza i rozwija - podkreśla w Onecie.

Przez pierwsze pięć lat życia mieszkał na wsi z rodzicami w jednym pokoju z kuchnią. Potem Woronowiczowie dostali mieszkanie na osiedlu tuż za dworcem w Białymstoku. Ojciec był dyspozytorem, a matka - pracowała w lokalnych zakładach mięsnych. Kiedy mały Adaś chodził do podstawówki, w szkole obowiązywały trzy zmiany, bo było tylu uczniów i zdarzało mu się wracać do domu dopiero wieczorem.

- Dzieckiem byłem uroczym, z bujną czupryną blond, w co może trudno dzisiaj uwierzyć. Tylko że nie jadłem. Na maksa. Żywiłem się wodą z kranu, zjadłem z siostrą jedno jajko gotowane na spółkę i mogłem potem biegać cały dzień, a ruchliwy byłem straszliwie. Dorośli się bali, że mam jakieś robaki, bo to przecież niemożliwe, żeby tak kompletnie nic nie jeść - wspomina w "Zwierciadle".

Już w podstawówce interesował się muzyką i filmem. Całe dnie spędzał z kolegami w sklepie "Music For You", gdzie odsłuchiwał rockowe nowości z pirackich kaset. "Gwiezdne wojny" obejrzał po raz pierwszy w malutkim kinie "Syrena". Nic dziwnego, że nie przykładał się do przedmiotów ścisłych i zawalił matematykę, przez co musiał powtarzać klasę.

- Byłem ministrantem. W ogóle wszystkich ministrantów u nas w parafii było chyba ze 300. Nie musieli mnie namawiać, strasznie chciałem.

Absolutnie nie kłóciło mi się to z tym, że na co dzień byłem niezłym łobuziakiem. Kościół był wtedy dla mnie symbolem wolności - podkreśla w "Zwierciadle".

Uwielbiał czytać i był jednym z najczęstszych gości w szkolnej bibliotece. Nawet myślał, żeby samemu napisać książkę. Niestety przeszkodziła mu w tym poważna dysleksja. Nauczycielka polskiego widziała jego zapał i postanowiła mu pomóc: ogłosiła, że ten, kto pójdzie do teatru i przyniesie jej bilet na dowód, dostanie dobrą ocenę. Adam zapalił się do tego pomysłu i tak zaczął chodzić do teatru.

- Pojechałem do Warszawy na "Mistrza i Małgorzatę", podszedłem do sceny w Teatrze Współczesnym i miałem poczucie, że chcę tam tylko postać. Nic więcej! Nie chodziło o zostanie aktorem, ale o potrzebę bycia tam. Strasznie się na początku wstydziłem tego uczucia, ale powoli uświadamiałem sobie, że muszę być aktorem - opowiada we "Frondzie".

Choć ksiądz namawiał go na seminarium, on poczuł inne powołanie. Pojechał do Warszawy i zdał do tamtejszej Akademii Teatralnej. Po wakacjach zameldował się w akademiku, gdzie dostał przydział do trzyosobowego pokoju. Zamieszkał z dwoma chłopakami - Marcinem Dorocińskim i Jankiem Wieczorkowskim.

- Moja ciocia, rodzona siostra mojej mamy, była siostrą zakonną i pracowała w pałacu prymasowskim. Mama wysyłała jej jedzenie, a ona robiła mi kanapki. I ja rano po mszy świętej zachodziłem do pałacu prymasowskiego na furtę, żeby je odebrać. Chodziłem do niej na obiady niedzielne - opowiadał we "Frondzie".

Wiara dawała mu siłę, by przetrwać trudne chwile. Codziennie chodził kościoła, służył do mszy, a nawet zamieszkał na pewien czas u ojców kapucynów. Tam spotkał przyszłą żonę: pewnego dnia spojrzał inaczej na dziewczynę, którą często mijał na nabożeństwach. Poznali się - i po kilku miesiącach oboje postanowili, że wezmą ślub. Koledzy pukali się w głowę, ale on wiedział, że wybrał właściwą osobę.

Do roli księdza Popiełuszki startowało wielu aktorów, ale reżyser postawił właśnie na niego. Dlatego chciał się przygotować jak najlepiej. Czytał o bohaterskim księdzu, rozmawiał z ludźmi, którzy go znali, odwiedzał miejsca, w których żył, a nawet zamieszkał na tydzień w seminarium. Wszystko to przyniosło znakomite efekty: film odniósł wielki sukces, a on awansował do aktorskiej ekstraklasy.

- W moim pokoleniu każdy chciał być takim fajnym aktorem jak Zbigniew Zamachowski. Miałem takie marzenie - zagram z nim kiedyś w filmie, wsiądziemy do samochodu, który zatrzyma się przed dziesięciopiętrowym blokiem i wszyscy zrobią wielkie oczy. A ja pójdę do domu i powiem: "To jest Zbyszek Zamachowski, pracuję razem z nim". Po wielu latach, kiedy faktycznie graliśmy razem w filmie "Popiełuszko. Wolność jest w nas", opowiedziałem o tym Zbyszkowi. Wtedy on powiedział: "No dobra, to wsiadamy w samochód i jedziemy do twojej mamy" - wspomina w "Wirtualnej Polsce".

Kolejne świętego zagrał kilka lat później: tym razem był to ojciec Maksymilian Kolbe. I tu oddał roli wiele czasu i energii: odwiedził nie tylko Niepokalanów, ale również Auschwitz. Tak narodził się "szalony Maks" - jak współcześni mówili o ojcu Kolbe. Kontrapunktem do tych ról były występy w filmie "Czerwony pająk" i serialu "Diagnoza", gdzie wcielił się w psychopatyczne postacie. "Ludzie omijają mnie na ulicy" - śmiał się potem.

Mimo tych sukcesów we wszystkich wywiadach podkreśla, że najważniejszymi rolami w jego życiu są rola męża i ojca. Żona aktora ma na imię Agnieszka i pracuje w wydawnictwie. Para doczekała się trójki dzieci. - Wyjście z moją żoną na kolację czy do kina to święta sprawa. Na to zawsze musi być czas. Staramy się o tym pamiętać. Miłość to nie jest emocja, to coś, co trzeba pielęgnować. Staram się też spędzać czas z dziećmi. To jest najważniejsze - deklaruje w "Gościu Niedzielnym".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji