Artykuły

#Czekamy

Czas dystansowania społecznego z całą pewnością nie jest dobrym czasem dla teatru. Teatr - przynajmniej ten w tradycyjnym rozumieniu - wymaga przecież fizycznej bliskości i bezpośredniego kontaktu - pisze Jarosław Cymerman w felietonie.

Sceny w Polsce - w zasadzie z dnia na dzień - stanęły w obliczu utraty naturalnej relacji ze swoimi widzami. Stąd chcąc ją podtrzymać bardzo szybko przeniosły przynajmniej część swojej działalności do sieci. I choć Internet jest w stanie dać pewne pozory bliskiego, czasem nawet intymnego kontaktu, to często są to - oczywiście bardzo ważne - ale jednak, mimo wszystko, tylko pozory normalnego kontaktu.

To zerwanie, uderzając w samą istotę teatru jako takiego, jednocześnie boleśnie dotknęło bardzo wielu twórców i inne osoby zaangażowane na co dzień w pracę nad spektaklami. Pozbawiło ich dochodów, uniemożliwiło ukończenie wielu projektów. Trzeba bowiem pamiętać, że z pracą teatru jest trochę jak z jazdą rowerem - trzeba jechać, by się nie przewrócić, a bez podpórki trudno stać dłużej niż chwilę.

Teatry w Polsce - pomimo nagłego zatrzymania swojej działalności - w sporej części nie zwolniły obrotów. Niemal następnego dnia po zawieszeniu spektakli pojawiły się premiery online, teatry sięgnęły do swoich archiwów, by podzielić się rejestracjami swoich spektakli, niektóre zaczęły przygotowywać specjalne produkcje zrealizowane zgodnie z obostrzeniami epidemicznymi przez aktorów nieruszających się ze swoich domów. Warto pamiętać, że kierowano się nie tylko chęcią zaistnienia w nowej sytuacji. Bardzo ważnym (o ile nie najważniejszym) impulsem była przecież chęć dostarczenia widzom zamkniętym w swoich czterech ścianach wartościowego sposobu na spędzenie czasu przymusowej izolacji.

Było też w tym oczywiście pragnienie przypomnienia o swoim istnieniu, a być może i udowodnienia potrzeby własnego istnienia. Jeśli komuś przemknęły takie myśli przez głowę, to warto się zastanowić - jak to jest, że jedna z najstarszych gałęzi sztuk, nierozerwalnie związana z życiem społecznym, a co najmniej od 1765 roku mająca w naszym kraju tradycję instytucjonalnego funkcjonowania przy wsparciu funduszy publicznych, musi stale przypominać o pożytkach ze swego istnienia. Do pytania tego dobrze będzie wrócić już w lepszych, popandemicznych czasach i postawić je wszystkim zaangażowanym w życie teatralne w Polsce. Warto bowiem o tym rozmawiać po obu stronach rampy.

Organizowana w ramach Dnia Teatru Publicznego od 2015 roku akcja "Bilet do teatru za grosze" od samego początku przypomina o miejscu teatru w przestrzeni publicznej. Dzięki dopłatom do biletów teatry mogły tego dnia szerzej otworzyć swoje drzwi dla widzów, odbudować, a czasem i zbudować nowe relacje z widzami. W tym roku tak się nie stanie. Trudno też powiedzieć, kiedy sytuacja epidemiczna pozwoli wrócić publiczności na widownię. Stąd w tym roku w Zespole Instytutu Teatralnego pojawiła się myśl, by - niejako w imieniu tych widzów, którzy gdyby nie koronawirus tłoczyliby się przed teatrami - po prostu przekazać fundusze na dopłaty do biletów teatrom, a tym samym wysłać komunikat - tak, jesteście nam wszystkim potrzebni. W zamian poprosiliśmy jedynie o to, by na różne sposoby raz jeszcze teatry przypomniały, że czekają na swoich widzów. Oby to czekanie było jak najkrótsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji