Artykuły

Każdy się boi

Witkacy nie musi odstraszać. Nawet widzów rzadko siadających w teatralnym fotelu. Przekonuje o tym "O beri-beri" w reżyserii Wiesława Komasy.

W Zielonej Górze trudno zapełnić salę kinową, a co dopiero teatralną. Na pytanie, co chciałby obejrzeć tzw. przeciętny zielonogórzanin, który nie ma pamięci do nazwisk ani dramaturgów, ani aktorów, ale stać go na bilet, usłyszymy zazwyczaj odpowiedź: "coś lekkiego, coś do śmiechu, bo na co dzień dość się napracuję". Jeśli więc założyć, że teatr ma przyciągnąć widzów, walczyć o popularność, a z tym się trzeba pogodzić, to wybór dramatu Witkacego może się wydać ryzykownym przedsięwzięciem.

Do Stanisława Ignacego Witkiewicza przyczepiona jest etykietka, na którą Witkacy zresztą zapracował: dziwaka, ekscentryka, filozofa. To może zniechęcać zielonogórzan, wychowywanych przede wszystkim na angielskich farsach i lekturach szkolnych. Jednak spektakl "O beri-beri", który wyreżyserował Wiesław Komasa, ma wszelkie szanse dotarcia do naprawdę różnej publiczności, nie tracąc przy tym pochwał ze strony teatromanów.

Reżyser w oparciu o dramat "Matka. Niesmaczna sztuka w dwóch aktach z epilogiem" wciąga nas w relacje uczuciowe między synem Leonem i matką. Oboje samotni, choć mocno ze sobą związani. Łączy ich miłość, a jednocześnie to uczucie pociąga za sobą kolejne życiowe klęski i niszczy ich samych. Leon przeżywa te emocje śniąc, ale boi się także na jawie.

Widzom na pewno nie grozi nuda (a tej Witkacy nie znosił). Gwarantuje to zespół aktorów trafnie osadzony przez reżysera w rolach. Wojciech Czarnota w roli Leona, wrażliwy inteligencik

nieudacznik, wpędzający swą żonę (Marta Artymiak) w prostytucję. Najlepsza z ról czterech scenicznych matek - Tatiana Kołodziejska rozpamiętująca minioną młodość, błędy wychowawcze, które popełniła wobec syna.

Ucieka w nałóg alkoholizmu. Stąd mimo nieukrywanego wstrętu wobec Pijaka, ojca swojej synowej (Jerzy Kaczmarowski) szybko wchodzi z nim w alkoholową komitywę, nie tracąc przy tym nic ze swej godności "baronówny".

Brawa widzów zbiera Elżbieta Donimirska grająca Lucynę Beer (kochała wściekle Leona, nie szczędząc mu pieniędzy) za wyznanie miłości na cygańską nutę. Jej towarzysze - "umiarkowani kokainiści" hrabia Pęcherzewicz (Cezary Wiśniewski) oraz Podejrzane Indywiduum (Marcin Wiśniewski doskonale Podejrzany) dzielnie zaświadczali o zaletach narkotyku i nie szczędzili prawdy Leonowi, wyznając mu, że od dwóch lat są kochankami jego żony.

Andrzej Nowak (w sztuce Joachim Cielęciewicz, a na co dzień zastępca dyrektora Teatru Lubuskiego) wyjątkowo trafił na jakby stworzony dla siebie wizerunek: duże bokobrody, małe irokeziki na głowie, bogaty futrzany kołnierz wokół twarzy, fular i marynarka w prążek.

Aktorzy dali popis swoich możliwości w scenach tanecznych (podziw wzbudza szpagat Marty Artymiak) i partiach śpiewanych. Chwilami widzowie zaglądają do teatru muzycznego.

Widowisko jest atrakcyjne wizualnie dzięki scenografii i kostiumom Małgorzaty Grabowskiej-Kozery (wykorzystała talenty sekcji tkactwa z Uniwersytetu Trzeciego Wieku i zleciła im główny element dekoracji - kolorową siatkę 16x16 m).

Warto zobaczyć ten spektakl, bo dlaczego odmawiać sobie 90 minut przyjemności (wyłączając przerwę).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji