Artykuły

Wieszające się serwery i kasa dla garstki szczęśliwców. Tak rząd pomaga ludziom kultury

Minister Gliński nie ustaje w zapewnieniach, że państwo w dobie epidemii spieszy kulturze na pomoc. Pomoc ta wydaje się jednak nieadekwatna, zbyt powolna i nietrafiona. Zamiast programów socjalnych są konkursy grantowe. A tym, którzy je wygrają, na przelew przyjdzie czekać tygodniami - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Z komplikacjami rusza ministerialny program "Kultura w sieci". Sieć rządu nie wytrzymała w poniedziałek ogromnego zainteresowania artystów i przedstawicieli instytucji kultury desperacko usiłujących złożyć swoje wnioski.

Serwery przestały padać dopiero wtedy, kiedy Ministerstwo Kultury, bombardowane przez zdenerwowanych twórców na Facebooku, zapowiedziało, że wnioski będzie można składać jeszcze w poniedziałek (instytucje kultury, organizacje pozarządowe, Kościoły i związki wyznaniowe) i wtorek (artyści) do godz. 15.

Gliński: "To może być za mało"

Na stypendia dla twórców mających przez koronawirusa przerzucić się na sztukę w internecie przeznaczono 5 mln zł. Jeśli podzielić tę kwotę przez 18 tys. zł brutto (6 miesięcznych stypendiów po 3 tys. zł), otrzymamy ok. 277 osób, które otrzymają wsparcie. Nawet jeśli część twórców złoży wnioski o wsparcie krótsze niż półroczne (jest taka możliwość), to i tak będzie to kropla w morzu artystycznego bezrobocia. A z regulaminu programu wynika, że twórcy na informację, czy dostali stypendium, mogą czekać nawet około dwóch miesięcy (45 dni na decyzję plus dwa tygodnie na podanie listy wyników). A potem kolejne tygodnie na przelew. To zdecydowanie za długo.

Kolejne pieniądze - 15 mln zł - trafią do instytucji kultury i organizacji pozarządowych, a w efekcie także do twórców, choć mogą być również przeznaczone chociażby na zakup sprzętu czy usług wspomagających.

Zanim serwery zaczęły padać, przyjęły - jak powiedział Piotr Gliński w TVP Info - 1641 wniosków od instytucji i podobną liczbę od artystów. A było to, przypomnijmy, jeszcze przed poniedziałkowym oblężeniem. Wielu twórców zwlekało z wysłaniem wniosku do ostatniej chwili, bo też czasu na zastanowienie się, jak przenieść swoją artystyczną działalność do sieci w sensowny sposób (twórcy animacji mieli z pewnością łatwiej niż np. rzeźbiarze) i jak przedstawić ten pomysł w dokumentach, mieli niewiele.

Minister Gliński najwyraźniej sam się zorientował, że działania jego resortu są niewystarczające, bo przyznał, że 20 mln zł "przy takim zainteresowaniu to może być za mało", i zapewnił, że pracuje nad zwiększeniem tej kwoty.

Kropla w morzu potrzeb

Ale nie tylko o kwotę tu chodzi, ale też o sposób, w jaki ministerstwo chce pomagać. Liczni artyści zwracają uwagę, że główną funkcją projektów wymyślanych w ramach stypendiów specjalnych artystycznych będzie wpasowanie się w ministerialne kryteria. I że konkursowa formuła wprowadza niepotrzebną konkurencję.

Jednocześnie wielu twórców postuluje, by pomoc skierowana była tylko do tych artystów, którzy zostali obecnie pozbawieni możliwości zarobkowania. Teoretycznie obecny program stypendiów nie nakłada takiego wymogu na składających wnioski. Gdy masz w ręku młotek, wszystko wygląda jak gwóźdź; gdy przyzwyczaiłeś się do "grantozy", zamiast programu socjalnego wychodzi grant.

Poza programem "Kultura w sieci" i ewentualnymi rozwiązaniami z "tarczy antykryzysowej" dotyczącymi wszystkich branż twórcy mogą też zwracać się do złożonej z urzędników ministerstwa komisji o jednorazowe zapomogi socjalne wynoszące 1,8 tys. zł. Takich zapomóg ministerstwo przyznało - jak powiedział w poniedziałek minister w TVP Info - 450. Pochodzą z Funduszu Promocji Kultury, czyli z pieniędzy, które państwo zarabia na hazardzie.

To wciąż kropla w morzu potrzeb w sytuacji, gdy od ponad miesiąca artyści nie mają możliwości zarabiania, zamknięte są teatry, sale koncertowe czy kluby. I nie wiadomo, jak długo to potrwa.

Ciągle nie wiadomo też, jak po pandemii będzie wyglądać obiecywany przez Glińskiego program pomocy w odbudowie kulturze. A o swój los boją się zarówno artyści, jak i zagrożeni samorządowymi cięciami pracownicy bibliotek i domów kultury.

Kreatywna księgowość

Oczywiście, jak minister dobrze policzy, to w ramach wsparcia dla kultury wyjdą mu nawet 4 mld zł - taką liczbę mogliśmy wyczytać z wywiadu Glińskiego dla "Gazety Polskiej" sprzed dwóch tygodni. Tyle że wicepremier nie tylko liczy tu na swoją korzyść te pieniądze, które rząd przyzna ewentualnie np. kinom w ramach ogólnego programu pomocy dla przedsiębiorców, ale też wyraża nadzieję, że np. budowane przez resort muzea wpisane zostaną na "listę inwestycji aktywizujących gospodarkę". To propagandowa kreatywna księgowość.

Rzecz w tym, że w rozmaitych sytuacjach Gliński pokazywał, że pieniądze na rozumianą szeroko kulturę potrafią się znaleźć. Na kolejne "narodowe" instytucje chociażby. 117 mln zł na muzeum prowadzone z fundacją Rydzyka? Proszę bardzo. Znalazło się 1,5 mln zł i kamienica w centrum Warszawy na nowiutki Instytut Dmowskiego, bo jego dyrektor Jan Żaryn przestał być w listopadzie senatorem i doszedł do wniosku "że trzeba spróbować znaleźć jakieś użyteczne miejsce w przestrzeni publicznej" - jak z rozbrajającą szczerością opowiadał "Gazecie Polskiej Codziennie".

Przez ostatnie pięć lat Gliński i wiceminister Wanda Zwinogrodzka lubili przedstawiać się jako obrońcy zabiedzonych artystów, nie złych "celebrytów", ale tych ciężko pracujących, o których nie dbali "liberałowie" z PO. Przyszedł koronawirus i maski opadły. Ideologia jest w PiS zawsze ponad rzeczywistymi interesami polskiej kultury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji