Artykuły

Jak uratować i odbudować po pandemii krakowską kulturę

Festiwale są pierwszą ofiarą pandemii i będą ostatnimi, które z tego kryzysu zaczną wychodzić na prostą. Dlatego prezydent Krakowa zapowiedział program "Kultura odporna". Chodzi o przebudowanie finansowania w taki sposób, aby zabezpieczyć przede wszystkim tę infrastrukturę społeczną: staramy się zachować jak najwięcej środków na cele kulturalne, organizacje pozarządowe i twórców, na utrzymanie instytucji. Rozmowa z Robertem Piaskowskim, pełnomocnikiem prezydenta Krakowa do spraw kultury.

Festiwale są pierwszą ofiarą pandemii i będą ostatnimi, które z tego kryzysu zaczną wychodzić na prostą. Dlatego prezydent Krakowa zapowiedział program "Kultura odporna". Chodzi o przebudowanie finansowania w taki sposób, aby zabezpieczyć przede wszystkim tę infrastrukturę społeczną: staramy się zachować jak najwięcej środków na cele kulturalne, organizacje pozarządowe i twórców, na utrzymanie instytucji. Rozmowa z Robertem Piaskowskim, pełnomocnikiem prezydenta Krakowa do spraw kultury.

Małgorzata Skowrońska: Popatrzyłam w gazetowe archiwum, żeby sprawdzić, co robiliśmy dokładnie rok temu na łamach piątkowego dodatku kulturalnego "Co Jest Grane". 17 kwietnia 2019 roku daliśmy krakowianom do rąk 16 stron wypełnionych kulturą. Było o czym pisać.

Robert Piaskowski: To była końcówka Misteriów Paschaliów. W ICE Kraków słuchaliśmy premierowego wykonania dzieł Domenico Antonia Noli, wielkiego i tajemniczego klasyka neapolitańskiego wczesnego baroku. Muzyka włoska była gościem specjalnym 16. edycji festiwalu.

Teraz Włochy są pandemicznym bohaterem...

- I nie ma Misteriów Paschaliów. To jeden z pierwszych festiwali miasta, który padł ofiarą koronawirusa. Odwołaliśmy go, gdy w Polsce mieliśmy siedmiu zakażonych. Dziś nie mamy wątpliwości, że to była jedyna możliwa decyzja.

Zaraz potem ruszyła lawina. 27 marca miałam dyżur internetowy, na którym musiałam napisać, że odwołano Festiwal Muzyki Filmowej, Festiwal Kultury Żydowskiej, Noc Muzeów. Czułam się, jakbym pracowała w dziale nekrologów.

- Nic dziwnego. Festiwale są częścią całej gospodarki społecznej, a my stoimy właśnie przed jednym z największych kryzysów wszystkich sfer życia społecznego. Kilka dni temu mieliśmy konferencję online z reprezentacją krakowskich festiwali. Mikołaj Ziółkowski z Alter Art, który organizuje Kraków Live Festival, skonstatował, że duże wydarzenia i festiwale są pierwszą ofiarą pandemii i będą ostatnimi, które z tego kryzysu zaczną wychodzić na prostą. "First in, last out". Na marginesie: Mikołaj był jedynym przedstawicielem sektora festiwalowego w rządowym sztabie kryzysowym. To ważne, aby wszyscy uświadamiali sobie powiązanie wszystkich branż. Musi do nas wszystkich dotrzeć świadomość, że utrzymanie tak intensywnego życia kulturalnego, pełnego premier, wernisaży, festiwali, koncertów, targów, kiermaszy, może być trudne nie tylko dlatego, że problemem jest ocena, jakie będą wymogi uczestnictwa i zabezpieczenia sanitarne dotyczące imprez masowych, ale także ze względu na nieuchronną recesję, spowolnienie i wyraźne osłabienie finansów miasta.

Miasto jest przecież także przedsiębiorstwem, żyje ze swoich wpływów. Część tych wpływów jest inwestowana w sektor kultury. Ten zaś jest bardzo powiązany z turystyką, której - już to wiemy - nie da się szybko odtworzyć, ale też z branżą reklamową, audiowizualną itd. Tymczasem najnowsze prognozy mówią, że jeśli opanujemy koronawirusa, przywrócenie ruchu turystycznego do stanu sprzed pandemii może zająć nawet 18 miesięcy.

Kto jest autorem tej prognozy?

- To są dane prezentowane przez władze lotniska. Przed pandemią Balice obsługiwały prawie 9 milionów pasażerów. Gdy latem ruszą, możemy myśleć o odzyskaniu ok. 4,5 miliona pasażerów. Choć nasze lotnisko to silny port, pytanie dotyczy też tego, jak będzie wyglądał rynek przewoźników, kto z niego wypadnie, kto pozostanie. Ważne też będzie to, na ile będziemy skłonni do podróżowania w tych najbliższych miesiącach.

Jesień też bez festiwali

Miasto stoi.

- Szacuje się, że każdy miesiąc takiego spowolnienia może oznaczać nawet 300 mln zł strat ze wszystkich gałęzi przychodów miasta. Zarówno tych podatkowych, opłat pośrednich, ale też z tego, z czego miasto świadomie rezygnuje, by ratować różne sektory gospodarki.

Niewiele jeszcze wiemy, jak będzie wyglądało przywracanie świata, jaki był przed koronawirusem, jak będzie odbudowywało się zaufanie społeczne, koniunktura. Nie wiemy, jakie obostrzenia będą dotyczyły organizowanych przez nas wydarzeń, jak duża liczba osób będzie mogła się spotkać w jednym miejscu, w jakich warunkach będą mogły odbywać się wernisaże, koncerty, seanse filmowe, pikniki czy widowiska. To wszystko ma dziś ogromne znaczenie i będzie miało wpływ na to, jak będzie wyglądała kultura po pandemii.

Artyści, ale też wszyscy, którzy utrzymują się z kultury, są załamani. Nagle stracili źródło dochodu.

- Jesteśmy dopiero na początku wstrząsu. Mówi się, że od kwietnia dwa miliony ludzi w Polsce straciły pracę. W Krakowie 40 tys. osób żyje z turystyki, w branży festiwalowej i eventowej mamy - jak szacujemy - 4-6 tys. miejsc pracy. Wiem, jak ważne są wartości pozamaterialne, ale dziś równie mocno musimy mówić o kulturze jak o każdej innej sferze gospodarki społecznej. Mamy świadomość, ile sektor festiwali i wydarzeń generuje dla ekonomii miasta. To mniej więcej 500 mln zł, czyli pięciokrotność ich wspólnych budżetów. Podobnie z sektorem filmowym. Każda produkcja filmowa realizowana na terenie Małopolski to wpływ na całe ekonomiczne życie miasta: hotele, transport, catering, zabezpieczenie. Branże kreatywne mają spore i wielokrotnie udowodnione przełożenie na lokalną ekonomię i będą - jak twierdzą eksperci - kluczowe dla wychodzenia miasta z kryzysu, dla rozbudzania popytu w turystyce. To przewidywania m.in. Europejskiego Stowarzyszenia Festiwali (EFA) na podstawie danych z innych miast świata, dla których polityka festiwalowa to obszar strategiczny. Kraków traktował targi, kiermasze, przeglądy, pikniki, gale, festiwale jako element polityki rozwojowej, a miasto dofinansowywało prawie 300 wydarzeń cyklicznych rocznie.

Niektórzy optymistycznie zakładają, że ratunkiem jest przesunięcie wydarzeń na jesień, gdy sytuacja pandemiczna powinna się uspokoić.

- Po pierwsze, nie mamy pewności, że tak będzie. Po drugie, kumulacja imprez kulturalnych jesienią niczego nie załatwia. To nie jest żadne wyjście, bo nawet jeśli pandemia przycichnie, ludzie i tak będą bali się przyjeżdżać. Festiwale są przecież przeciwieństwem izolacji.

Pieczątka "Odwołane"

W tym roku organizatorzy festiwali powinni wyrobić sobie pieczątkę z napisem "Odwołane"?

- Jestem po e-konferencji z reprezentacją 70 festiwali europejskich EFA. Ta prestiżowa organizacja działa między innymi na poziomie Komisji i Parlamentu Europejskiego. Wszyscy mówili to samo: festiwale w tym roku się nie odbędą. I to tak ważne jak ten z Salzburga, który w tym roku miał świętować 100-lecie, czy legendarny niemiecki Bayreuth. Na początku kwietnia wszystkie wydarzenia odwołał też Edynburg. Nie będzie największego brytyjgskiego festiwalu muzycznego, którzy przyciąga 200 tys. ludzi, czyli Glastonbury. Owszem, nie odwołały się na razie barcelońskie Sonar czy Primavera, ale - moim zdaniem - to tylko kwestia czasu.

Odwołanie festiwali w tym roku to racjonalna decyzja na poziomie sanitarnym, psychologicznym, finansowym i organizacyjnym. Każdy z festiwali jesiennych powinien już teraz zaciągać zobowiązania finansowe, na wielu z nich mieli wystąpić międzynarodowi twórcy. Tymczasem mobilność artystów będzie jednym z największych ograniczeń najbliższych miesięcy. Popatrzmy na otwierające się po pandemii Chiny czy Koreę. Tam wygląda to tak, że do budynków wchodzi się przez tunele sanitarne i wciąż nie wolno siedzieć blisko siebie. Żadna z naszych instytucji nie jest na coś takiego przygotowana.

Producenci filmowi podczas ostatniej konferencji internetowej zapytali, jak miasto może ich wesprzeć, gdy ruszą plany filmowe. W Krakowie miało być realizowanych w tym roku prawie 40 produkcji. Tylko jak je rozpocząć, skoro nie wiemy, jak będzie wyglądało wchodzenie na plan? Będzie się wchodziło w maseczkach? Czy niezbędnym elementem każdego wydarzenia będzie rodzaj zabezpieczenia antypandemicznego? Tak jak dotąd zabezpieczenie medyczne czy przeciwpożarowe? Jeśli miałbym wskazać na jakiś pewnik, który zwolni kulturę z pauzowania, to moment, gdy uruchomią się galerie handlowe. Sądzę, że pierwsze ruszą także muzea, teatry i kina. To bardzo ważne, aby decydenci widzieli w tym sektorze taki sam element życia gospodarczego naszego kraju. Ostatnie zaczną działać wielkie festiwale, które gromadzą duże grupy ludzi.

Ta czasowa niepewność działa deprymująco.

- Nie ma wyjścia: musimy być elastyczni. Tylko wtedy będziemy mogli mówić o tym, że po wygranej z pandemią odpalimy kulturę. Najważniejsze europejskie festiwale powstały w momentach traumatycznych dla wielu społeczności, np. wspomniany Salzburg po pierwszej, a Edinburgh International po drugiej wojnie światowej. Miały charakter terapeutyczny, wspólnotowy. Po koronawirusie będziemy potrzebowali ponownie kultury rekonstruującej więzi społeczne, potwierdzającej naszą tożsamość miejską, ale i europejską. Bo festiwale są ważnymi momentami łączności kulturowej. Dlatego musimy się teraz skupić przede wszystkim na utrzymaniu infrastruktury społecznej w sektorze kultury: to organizacje, sieci ludzkie, zatrudnienie, trwałość niektórych projektów, ale też kontakt z publicznością.

Kasa na "postojowe"

Da się uratować festiwale?

- Tylko solidarnie i ponadsektorowo. Dlatego prezydent Krakowa zapowiedział program "Kultura odporna". Chodzi o przebudowanie finansowania w taki sposób, aby zabezpieczyć przede wszystkim tę infrastrukturę społeczną: staramy się zachować jak najwięcej środków na cele kulturalne, organizacje pozarządowe i twórców, na utrzymanie instytucji. Chcemy zapewnić ciągłość działania organizacji niektórych wydarzeń, w tym festiwali, wiedząc, że w obliczu pandemii te festiwale nie odbędą się w zaplanowanym kształcie. Nie będzie lotów, hoteli, druku plakatów. Ale może być kontakt w sieci. Dlatego dotacje dla festiwali zostały solidarnie zmniejszone do mniej więcej 40 proc. planowanego dofinansowania. To jedyna racjonalna kalkulacja na podstawie analizy budżetu, z której wynika, że takie "postojowe" ratuje działalność i pozwoli przetrwać ten rok do kolejnych edycji.

Ile miasto na tym ruchu zaoszczędzi?

- Ponad 10 mln zł. Ale prezydent zdecydował, że te środki wzmocnią działania wspierające, stypendia, na które chcemy przeznaczyć w sumie prawie milion złotych. Kolejny milion będzie na różne formy nagród w dziedzinie kultury, a prawie dwa miliony na programy partnerskie wspierające m.in. sektor muzyki i sztuk wizualnych. Milion złotych przeznaczymy na nowy konkurs grantowy: kultura w sieci.

Jak te pieniądze będą rozdawane?

- Przede wszystkim zależy nam na uruchomieniu ich szybko, ponieważ skala potrzeb jest ogromna. Prezydent chce ogłosić program "Kultura odporna" razem z całym pakietem mechanizmów wspierających wszystkie sektory gospodarki społecznej.

Musimy mieć świadomość, że miasto ma bardzo restrykcyjne zasady wydatkowania środków publicznych w sektorze kultury. Nie mamy możliwości tworzenia programów osłonowych, socjalnych dla twórców. Miasto nie ma tej samej elastyczności, jaką może stosować Ministerstwo Kultury. W polityce kulturalnej opieramy się tylko na dwóch ustawach: o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej oraz o pożytku publicznym i wolontariacie. Te ustawy mówią, że wsparcie miast dla organizacji pozarządowych musi mieć charakter konkursowy i ma służyć wzbogaceniu działalności kulturalnej. Inną formą wsparcia są stypendia i nagrody albo zakup usługi kulturalnej.

Prezydent Majchrowski napisał list do szefa resortu kultury, w którym apeluje o dostosowanie prawa i większą swobodę w przydzielaniu środków z samorządowej puli. Na razie jednak ten apel, choć było o nim głośno, pozostał apelem, a my musimy radzić sobie bez rządowych regulacji.

Mamy jednak kilka narzędzi. To są właśnie granty, nagrody, stypendia, rezydencje artystyczne. Pomysł jest taki, żeby przekazać część środków do instytucji kultury takich jak m.in. Dworek Białoprądnicki, Nowohuckie Centrum Kultury i inne dzielnicowe ośrodki, które są blisko artystów i ludzi kultury. Ale też dostanie je Krakowskie Biuro Festiwalowe, na przykład środki z odwołanego jarmarku świętojańskiego zasilą program "Partnerstwo dla muzyki". W tym przypadku to prawie 500 tys. zł.

Na rezydencję artystyczną chcemy przeznaczyć 250 tys. zł. Chodzi o zamówienie u artystów jakiegoś dzieła. To może być scenariusz, obraz, utwór muzyczny, dzieło literackie.

Już widzę te protesty. Jeden będzie się żalił, że dostał za mało, a jego kolega/koleżanka po fachu ma większe stypendium. Element uznaniowości w tym przypadku może być tak duży, że będzie potęgował niezadowolenie. Z całym szacunkiem dla artystów, zawiść zawodowa to wręcz nieodłączny element tego środowiska.

- Zawsze będą to decyzje eksperckie. Mamy trening po realizowanym przez dwa lata programie "Partnerstwo dla muzyki" czy komisjach ds. stypendiów twórczych. Teraz jednak skala będzie większa. Oceny nie będzie dokonywała jedna instytucja, ale komisja, w skład której wejdzie np. przedstawiciel instytucji, ekspert (w tej roli widzę np. krytyków sztuki) i przedstawiciel miasta. Taki model mieszany powinien się sprawdzić.

Festiwalowe rachunki

Odbieracie festiwalom sporą część dotacji, a ich organizatorzy - organizacje pozarządowe (NGO) - boją się, że nie przetrwają przy tak potężnym cięciu. Na dodatek podnoszą się głosy, że traktując wszystkich po równo, miasto nie bierze pod uwagę, że są takie festiwale, które odwołały się i nic nie robią, oraz takie, które za wszelką cenę chcą podtrzymać relacje z publicznością i zaczęły działać np. w sieci.

- Uważamy, że w tym przypadku istotne jest solidarne podejście. Dla festiwali niesprawiedliwe byłoby, gdybyśmy któreś z wydarzeń potraktowali inaczej.

Tyle że w przypadku festiwalu, który dostaje 900 tys., to będzie 400 tys. zł. A NGO-sy, które dostawały mniejszą dotację, będą musiały się utrzymać za proporcjonalnie mniejszą kwotę.

- Patrzymy na to, kto jakie koszty ponosi. Jasne jest, że za zamówione teksty czy aranżacje utworów trzeba zapłacić. I ważne jest też, żeby utrzymać dotacje z innych źródeł. Chodzi o sytuację, gdy wkład miasta jest konieczny do rozliczenia innych grantów. Jesteśmy po rozmowach z przedstawicielami festiwali. Reakcje są różne: od niezgody po świadomość, że gramy wszyscy do wspólnej bramki. Nie byliśmy dotąd w takiej sytuacji.

Festiwale boją się też, że obcinacie im dotacje, bo trzeba utrzymać kosztochłonne instytucje kultury, które teraz na siebie nie zarabiają. W skrócie: miasto będzie ratowało za wszelką cenę Tauron Arenę i ICE, nawet kosztem pogrążenia NGO-sów, które ogromnym wysiłkiem tworzą swoje festiwale.

- Sam wywodzę się z NGO-sów i całe życie zawodowe organizowałem festiwale. Wiem, jak wielkie koszty, także osobiste, trzeba ponieść, żeby powołać, rozwijać, a potem także utrzymać organizację czy festiwal przy życiu. Ale miasto jest teraz w trudnej sytuacji. Zmniejszamy dotację, wiedząc, że organizatorzy nie byliby ich w stanie rozliczyć, ale też ze świadomością, że nie będzie dodatkowych środków, więc musimy się zaadaptować do tu i teraz. Fundusze na niemożliwe do realizacji festiwale zostaną wydane na konkursy grantowe, nagrody, stypendia. Nazywam to elastycznym reagowaniem. Wymaga tego sytuacja. Wierzę, że sektor kultury odegra kluczową rolę dla świata po pandemii, pod warunkiem, że sam z tego kryzysu wyjdzie bardziej odporny.

Sieć instytucji kultury miasta z ich wszystkimi filiami i oddziałami to prawie 160 adresów. W obszarze kultury działa ok. 600 organizacji pozarządowych. To ogromny zasób. Prawdą jest, że sytuacja Tauron Areny czy ICE jest trudna. Wiemy, jak wiele te obiekty wnoszą do ekonomii miasta, ile kongresów, konferencji, w milionach liczona publiczność. Utrzymanie ICE Kraków kosztuje około miliona złotych miesięcznie. A wiemy, jak ważny jest to sektor dla miasta, bo uczestnicy ponad 8 tys. kongresów i konferencji wydali tu w 2018 r. 1,4 mld zł.

Slow culture

Jeśli szukać czegoś budującego w tym armagedonie, to w kreatywności, jaką pokazują krakowskie instytucje kulturalne i festiwale. Na przykład Krakowski Festiwal Filmowy w całości przeniósł się do sieci, a to oznacza, że weźmie w nim udział nie tylko krakowska publiczność.

- Jeśli chodzi o kulturę, Kraków jest potęgą. Powinniśmy się jednak rozwijać, a kryzys można wykorzystać na refleksję, dokąd zmierzamy i co można poprawić. Charles Landry, który realizował dla Krakowa projekt badawczy przed dwoma laty, mówił, że kreatywność płynie często z ograniczeń.

Koronawirus pokazuje nasze słabości. W przypadku festiwali są to brak współpracy międzysektorowej czy brak wystarczająco silnych, innych niż publiczne, źródeł finansowania. Jeśli ten sektor ma być mocniejszy, musi zacząć mówić jednym głosem. To nie są frazesy, ale pokłosie tego, co wiemy o innych festiwalowych miastach. Montreal czy Edynburg mówią, że koronawirusa przeżyły już kilkakrotnie. Chodzi o kryzysy finansowe i kolejne cięcia dotacji. Festiwal w Edynburgu miał takie załamania w 2004 i 2009 - odebrano im wtedy 60 proc. dotacji. Nie ugięli się, usiedli do stołu i stworzyli dokument, którego nazwa brzmi "Tętniące kopyta". To strategia i zarazem zbiór pomysłów, jak przetrwać, jak czerpać siłę ze współdziałania, w którą stronę się rozwijać. To właśnie przy tym wspólnym stole powołano konsorcjum, które wspólnie tworzy rzeczywistość miasta festiwalowego.

A może Kraków nie powinien być miastem festiwalowym? Może jesteśmy na to gospodarczo za słabi?

- Ależ Kraków ma festiwale we krwi! W historii tego miasta zawsze były jarmarki, kiermasze, ale też doniosłe celebracje. Pandemie też były i to takie, które dziesiątkowały mieszkańców. Nasze miasto jest pełne wotywnych znaków tamtych czasów. Zawsze po takim kryzysie Kraków podnosił się silniejszy. Tak będzie - w co wierzę - i tym razem. Mam nadzieję, że umocnimy nisze, z których słyniemy. To są jazz, muzyka alternatywna, muzyka współczesna, dawna, fotografia, sztuka wizualna, cyfrowa. Jesteśmy miastem kreatywnym w dziedzinie literatury. Miastem, które ma opowieści dla gości, ale i dla mieszkańców. Oni także muszą czuć, że to przestrzeń wspólna.

Te największe miasta festiwalowe przyciągają zagranicznych turystów. Ostatnie badania na zlecenie Krakowa pokazały, że publiczność naszych festiwali to przede wszystkim lokalsi.

- Prawda, ale jeśli popatrzymy na to, że 250 tys. ludzi interesuje się transmisją z Misteriów Paschaliów, 30 mln ludzi z całego świata ogląda koncert z programu tego festiwalu na platformie Mezzo, kanale dla melomanów, a 14 mln osłon ma filmik na YouTube z popularnego Festiwalu Muzyki Filmowej, to widać nasz potencjał, który do tej pory nie dość wykorzystywaliśmy. Sektor kultury musi się wreszcie zacząć widzieć z turystyką, to była jedna z refleksji ostatniej konferencji Miasta Historyczne 3:0. Na spotkaniu międzybranżowym padł ostatnio postulat, że turystyka musi oferować trochę więcej niż tylko wycieczki do "Auschwitz - Wieliczki" czy "Tatra Mountains". Największym zasobem dla turystyki jest lokalność miasta, jego atmosfera, klimat zarówno podczas festiwali, jak i codzienny.

Koniec wieku niewinności?

- Na pewno koniec epoki nadmiaru, efektu rozpędzonej karuzeli, na którą trudno wskoczyć i z której niewiele widać. To czas na współpracę i konsolidację. Na powstanie nowej formy współpracy, na slow culture. Pomimo tego, jak trudny jest ten czas, widzę w nim także szansę na rozwój. To nasz plan "Tętniących kopyt", by odwołać się do metafory Edynburga. Musimy nauczyć się słuchania siebie nawzajem, znaleźć wspólny rytm i mieć świadomość zagrożeń. Kultura odporna to taka kultura, która ma wbudowane mechanizmy chroniące sektor przed wszystkimi kryzysami, jakie jeszcze mogą nadejść, i zarazem taka, która chroni przestrzeń międzyludzką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji