Artykuły

Jak wygląda Dzień Teatru, kiedy teatr nie gra

Tysiące internetowych widzów, akcje solidarnościowe, bajki i opery. Nieważne, czy w Warszawie na Marszałkowskiej, czy w domu kultury w Kutnie - teatr mimo zamkniętych budynków obchodzi swoje święto - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Pierwszy raz obchodzimy Międzynarodowy Dzień Teatru z zamkniętymi teatrami. Święto, które upamiętnia inaugurację Festiwalu Teatru Narodów w Paryżu w 1957 r. - pierwsze spotkanie teatrów z dwóch stron żelaznej kurtyny - przypadło w tym roku na czas kulturalnej kwarantanny.

Odwołane na czas nieokreślony zostały wyczekiwane marcowe premiery - m.in. "Powrót Tamary" Cezarego Tomaszewskiego z Janem Peszkiem w warszawskim Teatrze Studio, "Matka Joanna od Aniołów" Wojciecha Farugi z Małgorzatą Kożuchowską w Teatrze Narodowym czy "Nana" według Emila Zoli w Teatrze Polskim w Poznaniu w reż. Moniki Pęcikiewicz.

Jednak teatr wciąż działa - w sieci. "Widzowie wciąż obdarzają nas uwagą i współtworzą sztukę swoją obecnością - nawet teraz, kiedy teatry są zamknięte, jesteśmy jakoś razem w tym braku" - napisała w tegorocznym orędziu na Międzynarodowy Dzień Teatru Weronika Szczawińska, reżyserka i wykładowczyni warszawskiej Akademii Teatralnej.

Co roku takie orędzie dla Polskiego Ośrodka Międzynarodowego Instytutu Teatralnego (ITI) pisze inny artysta - byli wśród nich Krzysztof Warlikowski, Krystyna Janda czy Andrzej Seweryn.

Z kolei międzynarodowe orędzie napisał w tym roku Shahid Nadeem, pakistański dramatopisarz i reżyser. "Teatr może stać się świątynią, a świątynia - przestrzenią spektaklu" - przekonuje.

W Rozmaitościach i w Kutnie

Jedno z głośniejszych teatralnych wydarzeń zorganizował Teatr Rozmaitości w Warszawie (TR). "Cząstki kobiety" węgierskiego artysty Kornéla Mundruczó oglądało na Facebooku jednocześnie przeszło 4,5 tys. widzów - to mniej więcej 15 pełnych widowni na scenie ATM na warszawskim Wale Miedzeszyńskim, gdzie spektakl jest zazwyczaj grany.

Festiwal Malta pokazał operę Pawła Mykietyna "Czarodziejska góra" [na zdjęciu] w reżyserii Andrzeja Chyry i z librettem Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk. Transmisję oglądało jednocześnie ok. 6 tys. osób.

W Teatrze Nowym Proxima "Lubiewo" według Michała Witkowskiego i "Akademię Pana Kleksa" obejrzało 6 tys. osób. Teatr na dobrowolnych wpłatach od widzów zarobił 3,8 tys. złotych, które przekaże współpracującym z nim aktorom bez etatów.

To ważne - bo polski teatr, w którym bynajmniej nie pracują tylko dobrze opłacani celebryci, boi się dziś o swoją finansową przyszłość i ponosi wielkie straty finansowe.

"Lubimy powtarzać, że teatr jest sztuką wspólnotową. Nie martwię się więc o przyszłość teatru jako sztuki - ale o tworzących go ludzi. Mamy tylko jeden obowiązek - solidarności. Ze wszystkimi pracownikami i pracownicami wszystkich struktur teatralnych w Polsce. Wszystkimi, bez względu na to, czy pracują na etacie, umowie o dzieło, zleceniu, czy w firmie zewnętrznej" - napisała z okazji dzisiejszego święta Szczawińska.

Tymczasem internetową frekwencją cieszą się nie tylko znane nazwiska i wielkomiejskie sceny.

"Tlen" według Iwana Wyrypajewa w reżyserii Aleksandry Skorupy z Nowego Teatru w Słupsku wyświetliło przez ostatnie dwa dni 3,5 tysiąca osób. W przypadku niewielkich scen w mniejszych miejscowościach to więcej ludzi, niż spektakl ogląda przez wiele miesięcy.

Zupełnym ewenementem jest sukces Kutnowskiego Domu Kultury, małego ośrodka w powiatowym mieście w woj. łódzkim. Kutno liczy 40 tys. mieszkańców, tymczasem "Pchłę szachrajkę" z KDK oglądało na żywo 12 tys. widzów, a wideo na Facebooku miało 135 tys. wyświetleń i około tysiąca udostępnień.

Nie martwię się o teatr

Oczywiście, ekran nie zastąpi żywego kontaktu z przedstawieniem i teatralny stan wyjątkowy nie może trwać w nieskończoność, ale tysiące zainteresowanych widzów w sieci dowodzą, że ludzie nie tylko wciąż chcą teatru, ale też, że gdy pandemia w końcu przeminie, na tradycyjnych widowniach - jak najbardziej fizycznie - zjawią się też nowi widzowie.

"Nie martwię się, zwłaszcza teraz, o przyszłość teatru jako sztuki" - pisze w świątecznym orędziu Weronika Szczawińska. "Kiedy będziemy mogli wrócić do naszych miejsc pracy, kiedy wrócimy tam jako publiczność, i z publicznością, będziemy wiedzieli, co robić. Będziemy wiedzieli, czy po pandemii trzeba mówić o pandemii, czy o czymś zupełnie innym. Na pewno znowu się o to pokłócimy - i dobrze. Nie ma sensu o tym debatować teraz. Swoje przyszłe obowiązki rozpoznamy, kiedy przyjdzie na to czas" - zapewnia artystka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji