Artykuły

Zarażeni teatrem

Życząc z okazji Dnia Teatru wszystkim artystom i teatromanom wytrwałości, woli przetrwania i, mimo smutnych chwil, łączenia się w naszej wspólnej pasji, która nie raz już w różnych okolicznościach była dla polskiej publiczności wsparciem i podporą, zachęcamy do uczestnictwa w bogatej ofercie teatralnej online - czytamy w tekście nadesłanym przez Agencję Teatru i Dramatu ADiT.

Epidemia pochłaniająca tysiące istnień. Burząca hierarchie wartości, kwestionująca pewność jutra, pozbawiająca środków do życia, wystawiająca na próbę relacje międzyludzkie. Budząca trwogę. Jakie jest w tym trudnym czasie miejsce, jaka jest rola sztuki? Jaką cenę muszą zapłacić współtworzone przecież obecnością widza instytucje kultury, teatru, by przetrwać ten czas i odrodzić się po klęsce jak feniks z popiołu? Tak było już w historii, nie jesteśmy pierwsi.

Liczy się, że przetaczająca się w przededniu i podczas renesansu przez Europę Czarna Śmierć zabiła do 60% populacji. Jak bardzo potrzebujemy w życiu obcować ze sztuką, dowodzi fakt powstania w tym właśnie czasie, podczas nakładanych na ludność kilkuletnich nawet kwarantann, dzieł, które przetrwały nie tylko tamten czas, ale i kilka setek lat, by do dziś, także w naszym trudnym okresie, poruszać głodne sztuki dusze. Podczas zarazy nie ustawali w swych twórczych wysiłkach Leonardo da Vinci i Sandro Botticelli, a wśród powstałych podczas kwarantanny genialnych dzieł literackich są "Dekameron", "Makbet", "Król Lear".

Dziś, przy znacząco większych możliwościach technologicznych, łatwiej, mimo niemożności fizycznego udziału aktora i widza, podtrzymać aktywność tej - jakże potrzebnej wszystkim miłośnikom Melpomeny na co dzień, a teraz chyba w szczególności - wspólnoty artystycznej, jaką jest teatr. I nie poddajemy się: dzięki zaangażowaniu dyrektorów, reżyserów, aktorów dzieje się w tej sferze bardzo dużo: są emitowane na żywo rozweselające nas one-man-show, są udostępniane darmowo z archiwów największe hity repertuarowe, są wreszcie przygotowywane na Skypie i prezentowane na YouTubie czytania najnowszych sztuk.

Życząc z okazji Dnia Teatru wszystkim artystom i teatromanom wytrwałości, woli przetrwania i, mimo smutnych chwil, łączenia się w naszej wspólnej pasji, która nie raz już w różnych okolicznościach była dla polskiej publiczności wsparciem i podporą, zachęcamy do uczestnictwa w bogatej ofercie teatralnej online. Realizatorów tych wspaniałych inicjatyw zachęcamy do korzystania z naszej bazy, z której dziś chcielibyśmy polecić jakże adekwatny tematycznie i bliski naszym czasom tekst obsypanego nagrodami młodego kanadyjskiego autora, Jordana Tannahilla - dramat "Botticelli in the Fire" o miłości i sztuce w czasach zarazy. Nie dajmy się tym płomieniom, nie dajmy lękowi, czerpiąc siłę z teatru, przetrwajmy czas próby. Niech po tej trwodze z fal wyłoni się Botticellowska Wenus w całej swej olśniewającej świeżą energią krasie.

***

Autor: Jordan Tannahill

Tytuł oryginalny: "Botticelli in the Fire"

Przekład: Marta Orczykowska

Gatunek: Dramat

Obsada kobiety: 2

Obsada mężczyźni: 5

Florencja, czasy panowania rodu Medyceuszów - rozkwitu malarstwa, ale także zarazy i podsycanych przez Savonarolę buntów społecznych. Hołubiony przez panujących Botticelli dostaje zlecenie namalowania portretu żony Wawrzyńca Medyceusza. Znany ze swej rozwiązłości Sandro maluje Klarysę, lądując z nią po każdej sesji w łóżku. Tak powstają "Narodziny Wenus", w czym niebagatelny udział ma uzdolniony młodziutki uczeń Botticellego - Leonardo da Vinci. Między mężczyznami rodzi się uczucie. Spędzają dni na seksie i wspólnym tworzeniu portretu Klarysy, na którym zostaje przedstawiona w całkowitym negliżu. Sandro czuje, ze będzie to dzieło jego życia, lecz na wieść o tym, że Wawrzyniec chce odwiedzić pracownię, wpada w panikę i postanawia uprzyzwoicić obraz, zasłaniając włosami zbyt wyraziste części intymne. Stawką jest nie tylko utrata łask mocarnego mecenasa. Jest nią życie, bo, pod wpływem frustracji ludu i kazań Savonaroli, wzmagają się aresztowania gejów. W noc, kiedy przed poranną wizytą artyści przerabiają obraz, na placu płonie stos, a w nim kilku florenckich "sodomitów". Mimo skwapliwych poprawek na widok wciąż nagiej "Wenus" Wawrzyniec nie ma wątpliwości - pragnie zemsty. Klarysa, chcąc uchronić Sandra, proponuje mężowi, by go oszczędził, a zabrał to, co mu najdroższe - by wydał na pastwę ludu jego kochanka. Lorenzo pyta o zdanie Botticellego, a ten, z nożem przy genitaliach, wyraża w panice zgodę. Po pełnej rozpaczy pijanej nocy postanawia udać się do wroga o pomoc. Savonarola proponuje deal: Botticelli wyrzeknie się swojej sztuki, spali obrazy i nigdy do malarstwa nie wróci, a w zamian odzyska Leonarda. Tak się staje. Obrazy Botticellego płoną na stosie - ocaleje od ognia, podstępnie zamaskowany, jedynie ten jeden stworzony wspólnym wysiłkiem dwóch geniuszy: "Narodziny Wenus". Leo zostaje uwolniony. Wraca zarażony dżumą i nie wybacza kochankowi zdrady - zabiera plecak i odchodzi. To jedno z zakończeń. Ale - jako że narratorem i autorem całej sztuki ma być sam Botticelli, który po 500 latach pragnie opowiedzieć tę historię, by się od niej uwolnić - jest jeszcze drugie, odmienne nieco zakończenie...

I wybieramy to drugie. Bo... Trudny czas - wtedy i teraz. Bo wierzymy w ostateczny triumf sztuki i miłości. Inaczej życie byłoby puste.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji