Artykuły

TEATR MAŁY. "Ghetto"

sztuka w 3-ch aktach Hermana Heijermansa. Przekład Andrzeja Marek.

W pośrodku Tybru, w starej dzielnicy Rzymu, znajduje się wysepka, zabudowana matami, brudnemi domkami, które tworzą miasteczko jakieś, niby pływające po wodzie. Wysepka, od wieków zaludniona przez ludność żydowską, żyła swojem odrębnem, samodzielnem i wyłącznem życiem. Byt czas, kiedy mieszkańcy tej wysepki nie mogli przenosić się poza jej granicę, musieli na niej zorganizować się, utworzyć swój byt własny, odciąć prawie zupełnie swe istnienie od Rzymu.

Wysepka zwie się Ghetto. Nazwa z biegiem lat stała się symbolem. Mieszkańcy Ghetta byli jakby zadżumieni i napiętnowani: ludność rzymska patrzyła na nich z uprzedzeniem, nawet z nienawiścią, nie łączyła się z nimi, postawiła straże przy moście przez Tybr rzuconym a prowadzącym do stolicy.

Mali obywatele rzymscy, bawiąc się nad brzegiem rzeki, po drugiej stronie, nieraz kamieniami ciskali w stronę Ghetta, nieraz napinali swe łuki, mierzyli w okna tych zapowietrzonych siedzib i próbowali celności strzałów swoich... I Ghetto, zamknięte w sobie, skupiało się coraz bardziej, zaludniało coraz gęściej, wyodrębniało się-aż w jego głębi zaczęła kiełkować nienawiść, rodzić się zawziętość, powstawać myśl spalenia mostów, łączących wysepkę z resztą świata.

Sączył się ten jad powoli, kropla po kropli, spływał z ojca na syna, z pokolenia na pokolenie, przesiąkał do Tybru i zatruwał jego spienione wody, które z krynicznych źródeł albańskich tryskały czysto i zdrowe... Dokoła Ghetta koryto Tybru nabierało złowrogiej barwy, jakby sama natura stawała się groźną i nieprzejednaną. Ghetto nabierało wśród tych mętnych tak żółtego zabarwienia, niby odblasku nurtujących wniem płomieni zapalczvwości i gniewu. Zawzięło się na wszystko i wszystkich, co się znajdowało poza granicami wyspy.

Zamiast zwalczyć uprzedzenia, zamiast zwrócić się ze szczerem uczuciem ku sąsiadom, zamiast, dzielić z nimi złą i dobrą dolę, nieść im pomoc w potrzebie nawet wtedy, gdyby to ofiarą wielką z jego strony być miało. Ghetto zasklepiło się w swej odrębności, zacieśniło widnokrąg, który się kończył na brudnem jego wybrzeżu. Mieszkańcy jego wzięli się za ręce, stanęli w koło, plecami zwróceni ku Rzymowi, a głowami ku sobie pochyleni, w siebie tylko zapatrzeni.

Przywędrowali z za morza i chcieli, aby im ustąpiono z drogi. Spotkali się z oporem, nie obeszło się bez starć i zajść gorących, ale ponieważ czas goi wszystkie rany, byłby i te zabliźnił.

Ale Ghetto uraz darować nie miało ochoty, wszystkie zaś krzywdy, jakie zniosło, zostały na wieczną rzeczy pamiątkę zapisane w księgach; co gorsza, wyryto je w sercach, przekazano w ponurej puściźnie następcom, którzy żal swój i urazę ponieśli w świat szeroki, aby zapalać coraz to nowe ogniska własnych uczuć, budować nowe Ghetta!... Wśród rwącyoh fal Tybru pozostała ta historyczna wysepka, jako znak widomy dramatu społecznego, który się tam rozegrał.

Nazwa ta stała się symbolem, który musi wiele mieć w sobie głębokiej treści, skoro się go powtarza niezmiennie, po dziś dzień i skoro moc jego wywołuje groźne widma odwiecznych zatargów rasowych, plemiennych i religijnych.

Przeciwko tej potędze Ghetta zaprotestował gorąco rozgłośny pisarz holenderski, Herman Heijermans, który sam będąc kulturalnym żydem, najlepiej poznał, najgłębiej odczuł cały tragizm odziedziczonej puścizny.

To Ghetto napawa go lękiem i oburzeniem. Poeta nie jest zaślepiony, nie potępia przeciwnika, nie czyni go wyłącznie odpowiedzialnym za zło istniejące. Heijermans w sztuce p. t. "Ghetto" rzucił promienie swego niepospolitego talentu tam, gdzie się włóczą przesądy, gdzie panuje ustawiczny mrok umysłu i serca.

Ślepota starego żyda Zachiela, nie jest wypadkowa: poeta w sposób subtelny a realistyczny zarazem usymbolizował tu ślepotę zbiorową całego pospólstwa, które nie może zrozumieć prawd duchowych, przyświecających ludzkości, i pogrążone jest w cieniach nieprzerwanej nocy.

Poeta chciałby uleczyć tę ślepotę, bo wierzy w postęp, w zwycięstwo dobra nad złem. Czy mu się uda? Trudno odpowiedzieć. Bohater sztuki, młody Rafael, w naszych oczach przegrał pierwszą walkę. Wszczął bój w imię miłości i ideałów czystych a szlachetnych. Ma przeciwko sobie ojca, siostrę-i cały tłum fanatyków zaciekłych i bezwzględnych; ma za sobą dziewczynę, Różę, chrześcijankę, która służy w domu jego ojca.

Młode, szlachetne ich serca przylgnęły do siebie; Róża i Rafael pragną połączyć się węzłem małżeńskim. Ale rodzina chce Rafaela ożenić z Rebeką, córką Arona, dającego kilka tysięcy posagu; zresztą, coby na to powiedziało "Ghetto", gdyby żyd miał poślubić chrześcijankę! Ani Zachel, ani rabi Hecer nie pozwolą na to nigdy. Więc z ust młodego idealisty, Rafaela, padają jak lawa palące słowa oburzenia i wyrzutów.

- I wy chcecie, żeby się wasze Ghetto skończyło!-woła w zapale i głębokiem przekonaniu.

- Wy się skarżycie, że dokoła spotyka was pogarda i nienawiść. A kto temu winien? Czy próbowaliście szczerze rękę wyciągnąć do kogokolwiek? Czy przycisnęliście kogo serdecznie do swojej piersi? To wy sami tworzycie sobie Ghetto, w którem ginie wszystko, co szlachetne, szczytne i wielkie!..

Napróżno przekonywa i walczy: Różę traci, sam pod obuchem rzeczywistości pada-ze ślepoty otoczenia nie leczy... Ghetto zwyciężyło!...

W nowej sztuce Heijermansa, mimo jej melodramatyczego nastroju, tkwi siła i wymowa przekonywająca. Odzywa się w niej, bądź co bądź, młodzieńczy zapał, który budzi nadzieję jaśniejszego jutra. Postać Rafaela ma swój wdzięk i oryginalność. Jego prawdomówność, płynąca z głębokiego przekonania, jego oburzenie na zło, które widzi w sa mem Ghetto, świadczą o krytycznym zmyśle moralnym i wysokiej bezstronności sądu.

Tło namalowane jest soczystemi barwami, z uwydatnieniem wybornem plastyki osób biorących udział w akcji. Dramat jest ideowy, ztąd przewaga w nim rozpraw nad działaniem, co nie ujmuje jednak sztuce istotnie wybitnej wartości literackiej. Publiczność słuchała utworu z wielkiem zajęciem. Ponieważ zaś przygotowanie sztuki, odtworzenie jej, wyzyskanie drobiazgowe w szczegółach było świetne, całe przedstawienie "Ghetta" doznało niepospolitego powodzenia.

Na scenie wrzało życie, dzięki gronu doskonałemu wykonawców. Typową, pełną charakteru postać starego Zachela odtworzył p. Staszkowski. Młodego idealistę artystycznie wcielił w grze inteligentnej i szczerej p. Weychert, który swój protest w kulminacyjnej chwili dramatu wygłosił z siłą prawdziwego przekonania. Wybornie sekundowała mu w momentach lirycznego uniesienia sympatyczna i wysoce utalentowana artystka, p. Łącka-Pawłowska. Przepyszną w charakterystyce sylwetkę żydówki wykonała p. Czarnecka; niemniej dosadnie i trafnie w wyrazie grał p. Bartoszewski. Cały zespół artystów w zwartym szeregu spełnił dzielnie swe zadanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji