Artykuły

Wrażenia teatralne. "KRÓLESTWO KRZYWDY"

Trzy akty codziennego dramatu przez A. Marka. (Teatr Rozmaitości. Reżyserował Antoni Bednarczyk).

"Uzasadnieniem charakterów w sztuce nie będzie przenigdy to, że pewne osoby są prawdziwe, lecz jedynie i wyłącznie, że sam autor jest prawdziwy". Ta zasada czarującego estetyka angielskiego prześladowała mnie przez cały wieczór wczorajszy. P. Andrzej Marek ma bardzo interesujący życiorys: Do czternastego roku życia ślęczał w chederze, potem wybłagał u ojca naukę w szkole początkowej, którą musiał wkrótce porzucić, aby się uczyć ślusarstwa, tokarstwa i kowalstwa. Pracując w fabryce, zaczął pisywać w żargonie obrazki z życia robotników. Późno i z trudem zabrał się do czytania książek polskich, a literatura ta pobudziła go do stałego tworzenia "w wolnych chwilach", to znaczy w chwilach odpoczynku po ciężkiej pracy rzemieślniczej.

Talentu szczerego nie złamią żadne przeszkody, więc też p. Marek pisywał tem zawzięciej, im mniej miał czasu na literaturę. Tego rodzaju dorywczość wydaje niekiedy niespodziane rezultaty, bo autor nie dba o wzory cudze, lecz z całą naiwnością powtarza wszystko, co mu dyktuje własne "natchnienie". Najlepsze utwory Asza wyszły z takiej metody twórczej.

Niestety, dorywczy kontakt z literaturą, a zwłaszcza z niektórymi literatami wyprowadził p. Marka na manowce. Pierwszy swój występ literacki zaczyna od ciężkiego grzechu, który mu poczytano za zasługę: w roku 1900 napisał w ciągu pięciu dni na zamówienie dyrekcyi ogródkowej dramat pięcioaktowy p. t. " Chasydzi". W wysiłku zgoła bezsensownym dopatrzono się chluby autor skiej: "publiczność i prasa" przyjęły sztukę przychylnie, albowiem p. Marek dał ludzi "nieznanych" a "prawdziwych".

I stała się wkrótce rzecz niezmiernie przykra: bohaterowie p. Marka byli coraz prawdziwsi, on zaś sam, autor o biografii wybitnie oryginalnej, przestał być prawdziwym. Zdobywając rozgłos literacki, tracił świadomość własnej odrębności, nie zbudował sobie własnej duszy, nie pozyskał własnego stylu, sprzedał swój niewątpliwy talent za miskę banalnej "literatury".

Wczorajsze "Królestwo krzywdy" było widowiskiem bardzo uciążliwem. Poprostu zrozumieć nie mogę, dlaczego taki świetny znawca teatru, jak Kotarbiński, zobaczył w tym wspaczonym do gruntu, zmąconym i połamanym utworze dziele jak mi mówił, wybitnie interesujące? Autor patrzał długo na nędzę i miał możność posłyszeć w niej jęki nieznane, dojrzeć w niej barwy aiodsłoiwone, stosunki dusz nieujawnione. Z kilku epizodów lirycznych, z kilku obrazów poetyckich, z kilku śmiałych wizyj łatwo wywnioskować, że p. Marek mógłby stworzyć sztukę samodzielną, świeżą w po myśle, nową w budowie, niepospolitą w rozmachu. Ale właśnie przyszła z zewnątrz literatura (czy może literaci) i p. Marek uległ podszeptom,niszczącym samodzielność.

"Królestwo krzywdy" jest dyptykiern, związanym wątłą, a bardzo pretensyonalną nicią. Pierwsze dwa akty, p. t. "Złote sny", opowiadają prastarą historyę o takiej biednej, bardzo biednej sierocie Jance, którą "uwiódł i porzucił" ukochany chłopiec, aby się ożenić z córką macochy. Akcya odbywa się właśnie w dniu ślubu kochanka-zdrajcy. Janka leży na nędznem werku, złożona ciężką chorobą i - rozpacza. Porzucili ją wszyscy, a macocha, nawet teraz, w dniu wesela, znęca się nad nieszczęśliwą chorą, bije ją ogromnym prętem. Współczuje nieszczęśliwej tylko zahukany, ogłupiony terminator Jacek, figura z reminiscencji sklejona, przeciągnięta w tonach. Odwiedza Jankę przyjaciółka jej, Zośka i namawia ją do zbrodniczej zemsty: podaje chorej flaszkę z witryolejem, a wreszcie podsuwa jej - siekierę. Zośka ma i własne rachunki z Jankiem -zdrajcą... Goście weselni tańczą a parawanem, gra przeklęta jakaś harmonijka, skoczne melodye. Janka chwyta siekierę i - zasypia.

Cały ten pierwszy akt posiada tony zupełnie dramatyczne, w dobrem znaczeniu wyrazu. Z takich elementów mógłby p. Marek stworzyć niezłą sztukę ludową, gdyby zechciał połączyć wypadki jakąś ideą. Otóż właśnie tej idei niema w "Złotych snach". Krzywda? - To jeszcze nie idea. Pozostaje tylko goły obraz realistyczny, cokolwiek wyjaskrawiony i wydłużony.

Obrazem jest również cały drugi akt. Ma to być "Złoty sen" Janki o szczęściu. Autor przetransponował sen Hanusi ze sztuki Hauptmana, a uczynił to tak wyraźnie, że nikt go nie może posądzić o jakieś udawanie oryginalności. Owszem, jest to naśladownictwo świadome. Czy potrzebne? czy udatne?-to inna sprawa. Pod względem technicznym sen Janki zbudowano tak źle, że słuchacz zapytuje niekiedy samego siebie, który akt akt ma być snem: pierwszy, czy drugi? Niema tu przejścia od rzeczywistości do marzenia. Janka wstaje, rzuca siekierę i działa. Rozmawia z Jankiem, który wstał i zabrał się do roboty; rozmawia z Jackiem, który pieści kota i gotuje klej; rozmawia ze starym ojcem, który oto przy warsztacie stolarskim robi trumnę dla córki macochy; pieści się z Jankiem, który ją zapewnia, że nigdy nie miał zamiaru ożenić się z córką macochy. Dopiero zjawienie się Zośki zmienia kierunek majaczenia. Zośka mówi: "To wszystko nieprawda. Janek już się ożenił-weź siekierę". Janek rzuca się na Jankę z wiekiem trumny, Jacek zaś porywa krzyż drewniany i osłania Jankę przed ciosem. Cała kompania woła chórem wielokrotnie: "uderzył w krzyż!" a Janka siada znowu z siekierą przy krzesełku i zasypia. To znaczy, że sen się skończył i - że pierwsza część dyptyku także skończona.

Słuchacz wciąż pyta: sen to czy jawa? i nie umie sobie zdać sprawy z całej tej historyi. Może gdyby zamiast Janki posadzić przy siekierze inną kobietę, a jej samej kazać działać w półcieniu - dałoby się wydobyć lepiej złudzenie snu. Tak, jak jest teraz, "Złote sny" są obrazami bezładnymi, zbijającymi z tropu, nie tworzącymi zresztą żadnej sztuki, pomimo żywej tu i owdzie fantazyi, pomimo dość pewnej ręki w malowaniu charakterów.

Jeszcze mniej sobą jest p. Marek w bladym obrazku p. t. "Nędzarze". Tu wchodziły mu w drogę wizye różnych autorów, a więc Maeterlincka i wielu innych. Pozostała znowu mizerna, niedojrzała idejka krzywdy, pokruszona na drobniuchne dyalogi pretensyonalne, a nikłe. Książę uwiódł pannę i miał z nią dziecko. Książę był birbant i uwodziciel. Ożenił się i z żoną przyszedł sobie raz do klasztoru. Tam zaczepia go zakwefiona zakonnica, przypomina mu dawne dreszcze miłosne i oświadcza, że wspólny ich syn żyje. Uwodziciel nie może sobie przypomnieć, kim jest kobieta, z którą rozmawia. Zakonnica obiecuje zwrócić syna, jeżeli książę odda jej pukiel włosów, jaki niegdyś otrzymał. Niestety, w żelaznym skarbcu książęcym tyle jest pukli, że nikt nie zdoła odnaleźć pukla włosów zakonnicy. Książę więc syna nie odzyska... To wszystko. Pastelowe barwy płowieją, słuchacz szuka symbolów - nie odnajduje niczego, prócz cokolwiek nużących gawęd i sztuczności nastroju. Kurtyna spada, a publiczność nie rusza się z miejsc; na twarzach wszystkich widać nieme twierdzenie: tak się przecież skończyć nie może; to wszystko musi mieć i jakieś znaczenie i jakieś wyjaśnienie i jakieś dokończenie

Wreszcie wstajemy i wychodzimy. Ci i owi mruczą: literatura niekiedy bywa straszliwym szkodnikiem dla niedojrzałych talentów.

Aktorzy nasi lubią grać takie sztuki, jak "Królestwo krzywdy". Gdy czegoś nie rozumieją, mają przeświadczenie, że to musi być głębokie. Marzenie, wyrażone w kształtach bardzo realistycznych, dogadza im ogromnie, gdyż pozwala na połączenie małego wysiłku wykonawczego z głęboką wiarą, iż spełniają wysoce podniosłą służbę artystyczną. P. Krywultowa stworzyła Jankę bardzo żywą, pełną szczerego liryzmu. Szkoda, że reżyserya nie zastanowiła się głębiej nad drugim aktem; gdyby Janka utrzymała się w realizmie przytłumionym, całość zyskałaby na barwach, skoro już nie mogła zyskać na sensie. P. Roland traktował bardzo dyskretnie pretensyonalną, książkową poezyę postaci Jacka; jest to dowód jego niemałej czujności. Dobrze pojęła figurę Zośki p. Barszczewska: wytrzymała ją od początku do końca w tonie spokojnej melodramatyczności P. Brydziński wydelikacił Janka zanadto. Ciż sami wykonawcy wystąpili w "Nędzarzach". Mieli tu mało do czynienia, więc nie zrobili nic zajmującego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji