Artykuły

Co temu winno "Wesele"?

Cóż? Słusznie pisze w swej mocnej recenzji C. Skołuda: "Wyspiański jakoś to przetrzyma"... A ja dodam: tak, oczywiście, ale tylko dzięki niektórym wykonawcom, którzy potrafili podać jego genialną myśl wierszem nie skażonym eksperymentem. Cóż można bowiem więcej niż Skołuda, po wiedzieć o samej koncepcji Spółki... z ograniczoną, jednak, odpowiedzialnością, jak nie to, że chcąc prawdopodobnie zaktualizować sztukę, stanęła na martwym punkcie, nic zdecydowawszy się na... epokę! Umowna dekoracja z niezrozumiałą dla szerszej publiczności główną ścianą, rekwizyty, nieprawdopodobnie tym razem uproszczone i reflektory, prowadzące w swym świetle ludzkie marionetki - wszystko to wszak już znamy i oglądamy bez szemrania w mniej lub więcej dobrych przedstawieniach, ale co temu winno... "Wesele"?!

By móc poić się poezją, musiałam całą siłą woli wyłączyć przede wszystkim zmysł wzroku, gdyż trudno mi było pamiętną chatę kolorową i rozśpiewaną pogodzić z dzisiejszą szarzyzną, prawie zakulisową! Buntowały mi się też uszy, gdy muzyka grała w najmniej odpowiednich miejscach, milknąc właśnie wtedy, gdy z otwieranych (umownie ) drzwi, powinny każdorazowo wybuchać fale dźwięku i rytmu.

Co zaś do wykonawców - to wiele podziwu mam dla świetnego aktora ZIEMBIŃSKIEGO, który, choć wciśnięty w karykaturalną liberię, nie dał jej jednak zatriumfować nad słowem. Musiało ono, pomimo wszystko, wstrząsnąć sumieniem narodowo-obyczajowym nie tylko, jako echo minionych dni! Nie przeszkodził też brak rekwizytów gospodarzowi - GŁĄBIKOWI, w głębokim i sugestywnym ujęciu swej roli, ani Racheli - FREITAŻANCE - dziwaczna ruda peruka - w ozdobnym rzeźbieniu, wypowiadanych kwestii. Szczera prostota panny młodej - CIEPIELEWSK1EJ, wzruszała naturalnym wdziękiem; Maryna - MAŚLIŃSKIEJ, wygrywała piękną gamę swego uroczego głosu. ANTKOWIAK, jako dziennikarz, świetnie podawał tekst Wyspiańskiego, dzielnie walcząc z pro wadzącym go po scenie reflektorem! Jasiek - DĄBROWSKIEGO, niesłusznie został przez recenzenta pomówiony o zagubienie nie tylko rogu..., ale i finału "Wesela"!

Gdyby nie te, nieszczęsne, zarekwirowane przez siły wyższe, kosy jego miotanie się wśród pogrążonego w zaczarowanym śnie tłumu weselnego, miałoby swój wyraz właściwy. Było, widocznie, coś w tej interpretacji głębszego, skoro łzy napływały mi do oczu, a uszy ciągle wsłuchiwały się w prawdziwą melodię rogu, którą chciały usłyszeć... Nie mogły tej zagubionej melodii, błąkającej się w mej duszy, zagłuszyć fałszywy akord, w jaki uderzyły nieistniejące kosy i wzbierający w sercu bunt na dyktaturę teatralną, która łamie indywidualność zespołu, zmuszonego do ślepego posłuszeństwa wobec narzucanych mu koncepcji

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji