Artykuły

"Wesele" bez krakowskiej "plotki" skłóciło opinie Poznania

Poznań żyje pod znakiem "Wesela". Po premierze w Teatrze Polskim sypnęła się lawina artykułów. Dyskusja w klubie "Od Nowa" obfitowała w ostre wystąpienia polemiczne. Linia podziału biegnie wprawdzie dziwnymi zygzakami, ale wśród obrońców przedstawienia liczniejsi są młodzi, wolni od sentymentów, związanych z tradycyjnym kształtem "Wesela". Tadeusz Byrski dokonał rzeczy niezwykłej: w statecznym, praktycznym, niezbyt skłonnym do sporów intelektualnych Poznaniu rozpętał burzę zainteresowań dla sprawy wielkiej poezji. Głos zabierają profesorowie Uniwersytetu i uczniowie gimnazjalni, prawnicy, lekarze, inżynierowie, studenci. Krzyżują się skrajnie przeciwstawne poglądy, raz po raz dochodzą echa polemik nawet z głębokiej prowincji wielkopolskiej, z małych miasteczek, gdzie pod egidą polonistów młodzież analizuje wrażenia z wycieczek teatralnych do Poznania.

Nowa inscenizacja "Wesela" jest próbą wyrwania utworu Wyspiańskiego z kręgu treści zawartych w "Plotce o Weselu" Boya; próbą wyprowadzenia dramatu z bronowickich opłotków, oczyszczenia go z modernistycznych i regionalnych nalotów. Dystans czasu, dzielący nas od chwili powitania "Wesela", uprawnia do poważnego zastanowienia się nad celowością takiego ujęcia. Nie jest rzeczą przypadku, że przemawia ono silnie do młodzieży, dla której dalekie i obce są elementy anegdotyczne, związane z atmosferą młodopolskiego środowiska krakowskiego. Odbarwienie z owego kolorytu lokalnego uwypukla problematykę moralną, filozoficzną i narodowo-wyzwoleńczą "Wesela" pozwala głębiej przeżywać wstrząsający dramat polityczny, którego ciągle żywa aktualność uderza na scenie poznańskiej. Dobitnie zarysowała się gra pozorów i złudzeń, która i dziś jakże często zaciemnia nam rzeczywisty obraz życia, utrudnia dotarcie do istotnej prawdy. Poznańskie "Wesele" przypomina o konieczności energicznego wysiłku, ostrzega przed niewolniczym zapatrzeniem się w majaki przeszłości, głosi filozofię czynu, podkreślając wyraźnie akcenty satyry, którymi Wyspiański piętnuje wady narodowe i bałamuctwa mętnych ideologii społecznych.

Tekst "Wesela" jest zawiły w swej wieloznacznej symbolice. Nikomu jeszcze nie udało się rozwikłać skomplikowanych zagadek tego utworu. Nie żądajmy cudów od Byrskiego. Zresztą pionierskie próby nie bywają bezbłędne. Rażą raz po raz dysonanse pomiędzy tekstem, a kształtem plastycznym, gdy wyobraźnia nie nadąża za zbyt lapidarnym skrótem inscenizacyjnym.

W żadnym z przedstawień, jakie dotychczas widziałam, nie wystąpił tak dosadnie ironiczny sens tytułu tego dramatu. Poznańska inscenizacja uwydatnia też szczególnie wyraźnie prekursorstwo Wyspiańskiego w stosunku do awangardowych form teatralnych naszych czasów. może nawet otwiera autorowi "Wesela" drogi na obce sceny? Przytłumiając omy weselnej zabawy, skoncentrował Byrski uwagę na istotnym nurcie utworu. Starał się kondensować zbyt rozlewne partie tekstu. Skreślił postać Hetmana. Wydaje się, ze punktem wyjścia tej inscenizacji było zdanie Wyspiańskiego w studium o "Hamlecie", który według niego "nie strojem i malowaniem i dekoracją jest do zdobycia, ale uczuciem".

Scenografia Piotra Potworowskiego i muzyka Tadeusza Szeligowskiego wspierają znakomicie myśl inscenizacyjną Byrskiego. Zamiast tradycyjnej chaty bronowickiej stworzył Potworowski sugestywną kompozycję malarską, wyrażającą w nowoczesnym skrócie syntezę polskiego krajobrazu: "złote żniwo, złote pola". Tło wzmacnia więc tendencję reżysera do uogólniania treści dramatu. Z prawej strony sceny drzwi, z lewej - okno, to szkicowo nakreślone łączniki, wiążące widza z roztańczoną izbą weselną i ze światem tęsknot, marzeń, dziwów, czarów; z realnym życiem i fantazją, które spierają się w duszach bohaterów "Wesela". Szczególnie żywo "gra" okno. Daleka od przesadnego udziwniania, prosta i czytelna oprawa scenograficzna wywołuje w Poznaniu sprzeciwy, które zdumiewają, boć przecież dekoracje skrótowe, fragmentaryczne są od dawna stosowane na polskich scenach.

Uproszczone w kroju i pięknie stonowane kolorystycznie ubiory chłopskie są Jakąś syntezą polskie, go stroju ludowego. Malowniczo wygląda Rachel w powłóczystej czarnej sukni i ogromnej rudej peruce; ukłon plastyka w stronę roku 1900, choć i w dzisiejszych salonach można spotkać podobną sylwetkę. W strojach figur fantastycznych także wprowadzono innowacje. Stańczyk w czerwonym ubraniu podobnym w kroju do czarnego ubrania. Dziennikarza zaskakuje jako ucieleśniony głos jego "dialogu wewnętrznego". Sugestywne "alter ego" Dziennikarza. Chochoł jest "zaklętym straszydłem", które ze słomy ma tylko stożkowatą głowę, a ubranie z szarych łachmanów. Rozdzierająco smutny Chochoł. Widmo i Rycerz Czarny - to sylwetki "zjaw" o niezwykłej ekspresji plastycznej. Bardziej zbliżone do tradycyjnych wzorów są kostiumy Upiora i Wernyhory.

W muzyce Szeligowskiego brzmią przejmujące akcenty dramatyczne. Wyraża ona różnorodne tony "Wesela": ironię. sarkazm, satyryczne złośliwość, żart, powagę, liryczne zamyślenie nad ludzkim losem. Ta nowoczesna muzyka świetnie harmonizuje z wierszem Wyspiańskiego.

Wykonanie aktorskie nie jest wybitnym atutom przedstawienia, choć zespół na ogół zgodnie poddaje się myśli reżysera. Ale kto widział idealnie grane "Wesele"? Wbrew pozorom role w tej sztuce są trudne i wymagają niemałego kunsztu. Każda wersja sceniczna ma słabe punkty. Tym razem bezbarwnie wypadł dialog Żyda z Księdzem, blado zarysowały się Zosia i Haneczka Urzekająco liryczna, prosta i wiejska jest Panna Młoda w ujęciu Anny Ciepielewskiej, interesująco prowadzi rolę Gospodarza Władysław Głąbik, figurę Dziennikarza szkicuje szlachetnie, choć za mało intelektualnie Andrzej Antkowiak, nad którym góruje rutyną aktorską Włodzisław Ziembiński w roli Stańczyka. Dobrą sylwetkę Pana Młodego ma Stanisław Niwiński, wyrazista postać Dziada kreśli Leopold Dzikowski. Jako Rachel w koronie rudych włosów bardziej efektownie wygląda Teresa Waśkowska, ale B. Frejtażanka jest szczerzej "poetyczna". M. Okopiński stwarza typ współczesnego poety (z Piwnicy), ujmującą prostotę ma A. Pewnicka (Marysia), autentycznie wiejski jest Kasper E. Robaczewsklego. Finałową scenę z przejęciem gra Z. Kuźniar (Jasiek). Ładnie wygląda H. Górzyńska w roli Maryny, K. Przystański ma dostojną staturę Wernyhory.

Staram się zrozumieć opory przeciwników śmiałej i nowatorskiej inscenizacji "Wesela", których argumenty - nawiasem mówiąc - nie zawsze są wolne od doktrynerskiej zaciekłości. Wyznać muszę, że gdy słyszałam o nowoczesnym stylu inscenizacji, także byłam skłonna do buntu przeciwko pogwałceniu malarskiej wizji Wyspiańskiego. Ale po dwukrotnym obejrzeniu przedstawienia opuszczałam Poznań z przekonaniem, że zuchwały eksperyment Byrskiego zasługuje na uwagę i szacunek, że stanowi on ważną datę w dziejach scenicznych "Wesela".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji