Artykuły

Agnieszka Lubomira Piotrowska o Czechowie: nie był osobą tęskniącą za tym "odchodzącym światem"

- Ze sposobu, w jaki ja czytam sztuki Czechowa, jego biografię - wynika, że z pewnością nie był osobą rozpaczającą, tęskniącą za tym "odchodzącym światem" - powiedziała PAP Agnieszka Lubomira Piotrowska, tłumaczka ośmiu sztuk Antona Czechowa, które niedawno ukazały się w tomie "Dramaty".

Polska Agencja Prasowa: Jest pani tłumaczką sztuk i literatury rosyjskiej, kuratorką festiwali. W łódzkim Wydawnictwie Officyna ukazały się po raz pierwszy w Polsce zebrane razem wszystkie duże dramaty Antona Czechowa w pani tłumaczeniu, opatrzone przypisami. Wśród nich jest pierwszy polski przekład pierwotnej wersji "Iwanowa", którą rosyjski pisarz opatrzył dopiskiem "komedia". W czym jest zaskakujący?

Agnieszka Lubomira Piotrowska: Uderzające jest bardzo wyraźne poczucie humoru Czechowa. Ta pierwsza komediowa wersja różni się od późniejszej tragedii tym, że w tragedii Iwanow nie dopuszcza do ślubu i popełnia samobójstwo. Z kolei w pierwszej wersji, komediowej, utworu Iwanow żeni się i podczas wesela umiera na zawał. Boki zrywać.

PAP: Czy to się wiąże z biografią samego Czechowa? Jak wiadomo, np. wziął ślub z aktorką Olgą Knipper i chyba nie było to udane małżeństwo, skoro pisywał do niej listy zatytułowane "mój psie"?

A. L. P.: Z pewnością. Czechow bardzo bał się związków, bliskości i - choć miał sporo relacji z kobietami - zrywał je, gdy dochodziło do emocjonalnego zbliżenia, a kobieta zaczynała oczekiwać czegoś więcej niż romans. Słynna jest historia jego bardzo wczesnej miłości. Gdy owa kobieta zaczęła naciskać na ślub - Anton ją rzucił. A ona, żeby być bliżej pisarza, po prostu wyszła za mąż za brata Antona, którego nie kochała.

W listach do przyjaciół rosyjski pisarz pozostawił opinię na temat ślubu z Olgą Knipper. Tłumaczył się, że zawsze powtarzał, że ślub to nie dla niego, a małżeństwo odrzucał - ale to była wyjątkowa sytuacja, bo nie mieszkali w tych samych miastach. Zakładał, że będą się rzadko widywali i dlatego ten związek ma szansę przetrwać.

Był to człowiek ze specyficznym podejściem do związków uczuciowych i w jego twórczości te relacje są najczęściej nieszczęśliwe. Bohaterowie sobą często pomiatają.

PAP: We wstępie pt. "Wypowiedzieć Czechowa" Irena Jajte-Lewkowicz zacytowała opinię, że jest to "smutna książka dla obdarzonych poczuciem humoru ludzi". W nocie od tłumaczki napisała pani, że nie chciała radykalnie, na siłę uwspółcześniać tych sztuk. Jednocześnie podkreśla pani, iż zależało jej na przetłumaczeniu utworów Czechowa w taki sposób, by Polacy mogli go usłyszeć tak, jak dziś słyszą go Rosjanie?

A. L. P.: To kierowało mną i pobudziło do tłumaczenia sztuk Czechowa. Chciałam przedstawić polskiemu czytelnikowi i widzowi sposób, w jaki obecnie jego dramaty są odbierane w Rosji. Język się stale zmienia, choć język rosyjski uległ przemianom w stosunkowo niewielkim stopniu w porównaniu do czasów Czechowa.

Do współczesnego Rosjanina Czechow przemawia współczesnym językiem. Momentami zaskakująco współczesnym, jak np. przytoczony przeze mnie we wstępie przykład fraz młodzieńczych, wręcz "podwórkowych" w "Leszym", czyli pierwszej wersji "Wujaszka Wani". W nim bohaterowie witają się w taki sposób, że gdybym chciała dosłownie oddać ich język - to w zasadzie powinnam napisać "Hejka!", a nie "Cześć". Bo u Czechowa nie pada słowo "Privet'". Ale żeby już na siłę nie uwspółcześniać tego języka - starałam się to wywarzyć.

PAP: W tomie "Dramaty" utrzymała pani chronologię powstawania tych utworów. Pierwszą sztukę Czechow napisał jako osiemnastolatek - zmarł mając 44 lata. Czy język jego utworów pozostawał taki sam, czy może jednak trochę zmieniał, np. widać było zgorzknienie?

A. L. P.: Wyczuwam delikatną zmianę i w języku, i w nastroju tych sztuk. One stają się coraz bardziej bolesne, ale jednocześnie cechuje je wciąż to zjadliwe poczucie humoru. Ono towarzyszyło Czechowowi przez całe życie. Nie zawsze rozumieli je jego współcześni. W swoich zapiskach i listach skarżył się, że np. nawet Konstanty Stanisławski, reżyserując "Wiśniowy sad", nie zrozumiał tej sztuki. Stanisławski pisał do Czechowa, że po pierwszej lekturze "Wiśniowego sadu" bardzo się spłakał, bo to - jego zdaniem - była tak dojmująca, smutna sztuka. A sam Czechow był oburzony, że jak to tak, przecież to świetna komedia.

Ze sposobu, w jaki ja czytam sztuki Czechowa, jego biografię - wynika, że z pewnością nie był osobą rozpaczającą, tęskniącą za tym "odchodzącym światem". Często i mocno kłócił się ze swoim ojcem, który ciągle chciał podkreślać swoje pochodzenie ziemiańskie. A Anton mu stale przypominał, że nie jest żadnym ziemianinem, bo jego dziadek był chłopem pańszczyźnianym, który się wykupił. Zwracał uwagę, że rodzina awansowała do wyższej klasy społecznej tylko dzięki pieniądzom, że nie mają w żyłach żadnej krwi szlacheckiej. Burzył rodzinne legendy.

Ewidentnie widać, że Anton bardzo twardo stąpał po ziemi. I także swoich braci przywoływał do porządku, do rzeczywistości, gdy zaczynali zbytnio szaleć. Ze swojej pracy lekarza utrzymywał tę rodzinę i finansowo, i w tzw. ryzach. Próbował jednego z braci wyciągnąć z alkoholizmu, wspierał nieślubne dzieci, które notorycznie porzucał drugi z jego braci, rozstając się z kochankami.

PAP: Nad przekładami sztuk Czechowa pracowała pani przez ostatnie 10 lat. Czy wie pani, kto i gdzie w najbliższym czasie przygotowuje przedstawienie na podstawie pani przekładu sztuki Czechowa?

A. L. P: Wiem, że Agnieszka Glińska przygotuje w Narodowym Starym Teatrze im. H. Modrzejewskiej w Krakowie "Wiśniowy sad" w moim tłumaczeniu - jeszcze pod koniec tego sezonu albo na początku przyszłego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji