Artykuły

Witold Sadowy: Jestem obłąkany na punkcie teatru

Po raz pierwszy zobaczył Mirę Zimińską na Mokotowskiej 73 w Teatrze Aktora, przed wojną. "Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej w reżyserii Stanisławy Perzanowskiej otworzyła sezon 1934/1935. - Miałem może 14-15 lat, Jaracz w roli Dulskiego był genialny. Mira grała Juliasiewiczową. Potem widziałem ją w "Madame Sans-Gene" Wiktora Sardou. Tu znowu z Jaraczem-Napoleonem stworzyli wspaniały duet - Lenie Szatkowskiej z Tygodnika Płockiego opowiada Witold Sadowy.

Znany aktor, autor wspomnień i recenzji teatralnych 7 stycznia obchodził setną rocznicę urodzin. Od dziecka marzył o scenie, choć ukończył Gimnazjum Zgromadzenia Kupców. W tajemnicy przed rodzicami chodził na kursy w szkole filmowo-teatralnej Hanny Ossori. Odwiedzał teatry i kina, wysyłał listy do artystów, kolekcjonował fotografie z autografami. Napisał również do Miry Zimińskiej, która wówczas święciła triumfy w filmie "Manewry miłosne", pytając jak zostać aktorem. Niebawem przyszła odpowiedź z dołączonym zdjęciem gwiazdy. - Radziła, żebym najpierw skończył szkołę, a potem mogę myśleć o scenie. Fotografię Miry przechowywałem przez wiele lat. Teraz jest w Instytucie Teatralnym.

We wrześniu 1939 roku Witold Sadowy miał zdawać egzamin do Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej (PIST), ale wybuch wojny przekreślił jego plany. Debiutował dopiero 8 maja 1945 roku w Teatrze Miasta Stołecznego Warszawy na Pradze. Dyrektor Jan Mroziński zaproponował mu rolę Florysa w dramacie Maeterlincka "Burmistrz Stylmondu". W dwa lata później Sadowy był już aktorem Teatru Powszechnego. W spektaklu "Dwa teatry" Jerzego Szaniawskiego w reżyserii Jana Kochanowicza grał Chłopca z deszczu. To przedstawienie, które podobało się obecnemu na premierze autorowi, obejrzał Julian Tuwim. Szukał wtedy młodego aktora, który na otwarcie Teatru Muzycznego w Domu Wojska Polskiego (dawniej IPS) przy Królewskiej 13 zagrałby w "Żołnierzu Królowej Madagaskaru" w reżyserii Janusza Warneckiego. Miała to być rola młodego Mąckiego.

Sadowy znał ten tytuł. Grano go w Teatrze Letnim, który mieścił się w Ogrodzie Saskim. Niezbyt elegancki, drewniany "barak" uchodził za teatr bulwarowy, wystawiał farsy, komedie, wodewile. Recenzenci nie rozpieszczali tej sceny, ale publiczność chętnie zapełniała ponad 900 miejsc na widowni. W latach 30. pod skrzydłami TKKT (Towarzystwo Krzewienia Kultury Teatralnej) Teatr Letni podniósł poziom. Od 1934 roku dyrektorami sceny byli kolejno: Arnold Szyfman, Janusz Warnecki, Teofil Trzciński.

Premiera "Żołnierza Królowej Madagaskaru" w adaptacji Tuwima odbyła się w Teatrze Letnim 3 grudnia 1936 roku. Tuwim przerobił tekst Dobrzańskiego, dodając wiele scen, dialogów i piosenek. Opracował je Tadeusz Sygietyński. Publiczność rozpoznawała motywy ze znanych operetek: "Orfeusz w piekle", "Córka pani Agnot", "Ptasznik z Tyrolu". Wykonywana przez Mecenasa Mazurkiewicza (w tej roli Mariusz Maszyński) piosenka: "Gdy w Wiedniu raz hulałem/ hulałem całą noc/ i tam się nasłuchałem kapeli damskich moc./ Tam muzykantki były w prześlicznych strojach swych/ A w serce mi się wryły/ Trzy najpiękniejsze z nich: I ta, co smyczkiem tnie/ I ta co w puzon dmie/ I ta z wielkim bum bum/ Zrobiły w mym sercu szum" - wzbudzała aplauz widowni. Do języka potocznego weszły zwroty: "Kaziu, nie męcz ojca" i "Mazurkiewicz, bój się Boga!".

Cała Warszawa chodziła na Mirę Zimińska, która wystąpiła w roli Kamilli. Mąckiego seniora zagrał Władysław Grabowski, Kaziem był Kazimierz Pawłowski. "Bój się Boga, Mazurkiewicz" - zatytułował swoją recenzję z premiery Boy, nie szczędząc komplementów Mirze: "Niezrównana Zimińska doszła w parodii do takiego wyrafinowania, że parodiuje samą parodię z perwersyjnym dowcipem". Publiczność oklaskiwała aktorkę za piosenkę Bartelsa (powstałą po Powstaniu Styczniowym) w nowej aranżacji Sygietyńskiego: "Niedowiarki, czcze umysły plotą nam rozprawy/ że na lewym brzegu Wisły nie ma już Warszawy".

Teatr Letni spłonął na początku września 1939 roku. W czasie wojny Mira śpiewała w Kawiarni u Aktorek. Sadowy pracował jako kelner u Dakowskiego na Bagateli. Oboje przeszli Pawiak. Zimińska zapisała piękną kartę w Powstaniu Warszawskim, w którym zginęli brat i ojciec Sadowego.

Spotkali się w 1947 roku na przesłuchaniach do "Żołnierza". - Poszedłem na Królewską. Powitał mnie Tuwim. Byłem szalenie zdenerowany, bo ze śpiewaniem u mnie nie było najlepiej mimo, że jestem muzykalny. Obecna tam pani Mira uspokajała mnie frazą z "Żołnierza": "Nie martw się ciapuchna, będzie wszystko w porządku". Sygietyński kazał mi zaśpiewać fragment arii "Lat 20 miał mój dziad..." z "Ptasznika". Jakoś się udało. Dostałem rolę młodego Mąckiego - wspomina aktor.

Do końca nie było wiadomo, czy dojdzie do premiery "Żołnierza królowej Madagaskaru". Padały zarzuty, że takiej sztuki nie można pokazać żołnierzom. Tuwimowi kazano nawet dopisać sceny polityczno-wychowawcze, lecz odmówił. Problemy stwarzała Kamilla czyli Mira. Nie podobały się jej ani dekoracje, ani kostiumy zaprojektowane przez młodego malarza Mariana Bogusza. Zażądała sprowadzenia Zofii Węgierkowej (scenograf), która wymyśliła nowe, wspaniałe toalety. Uszyła je znakomita krawcowa Marta Ostrowska. Dopiero wtedy gwiazda była usatysfakcjonowana. - Wszyscy uwielbiali panią Mirę, ale dla niej to było za mało. Musiała być zawsze w centrum uwagi. Kiedyś podczas próby odegrała pyszną scenę potknięcia na schodach. Nagle usłyszeliśmy okrzyk: "Ach ach ach!". Upadła. Lecą do niej, pocieszają, nóżki głaszczą. Pani Mira była szczęśliwa, a schody na drugi dzień zniknęły. Zamieniono je na podest.

Premiera odbyła się 17 lutego 1947 roku. "Żołnierz" odniósł wielki sukces, miał ponad 100 przedstawień. Aktorzy otrzymali gażę wojskową i "działówkę" w markach - na owe czasy ogromne pieniądze. "Przedstawiciele wojska, budowniczowie teatru czuli się trochę zawiedzeni lekkomyślną tematyką utworu. Niebywały jednak sukces zagłuszyły skądinąd skrupuły. Piosenka Sygietyńskiego do słów Bartelsa o Warszawie dodana przez Tuwima do nowej inscenizacji, wzruszyła widownię do łez. Ludzie płakali, zrywali się z krzeseł. Oklaskiwali Zimińską, bez końca domagając się bisów. Melodia "Mówili nie ma Warszawy a tu jest Warszawa" pozostała do dziś w uszach słuchaczy" - wspominał Janusz Warnecki. Uznania, zwłaszcza dla odtwórczyni głównej roli nie kryła prasa: "Zimińska stwarza tu bardzo nowe i odkrywcze układy gestyczne (wyraz zakłopotania, szelmowskiej chytrości, ironicznej kokieterii). Bardzo wyraziste i precyzyjne operowanie głosem i mimiką twarzy pozwala jej osiągnąć tak odmienne efekty jak we wzruszającej piosence Bartelsa o Warszawie i w scenie z Mazurkiewiczem w pokoju hotelowym" - pisał Edward Csato ("Robotnik" nr 51, 1947 rok). Tę scenę czyli "kolacyjkę w Europejskim" tak zapamiętał Witold Sadowy: - W ostatnim akcie rzecz dzieje się w Hotelu Europejskim. Mazurkiewicz (Sempoliński) oczekuje na Kamillę. Ja i ona siedzimy w szafie. Po otwarciu drzwi Mecenas nakrywa nas w czułym tete-a-tete. Na którymś przedstawieniu pani Mira pogniewała się na mnie (niesłusznie) i nie pozwoliła ani pocałować, ani objąć. Popsuła całą scenę. Dąsała się krótko. Za dwa dni wszystko wróciło do normy. Uszczypnęła mnie czule w policzek i powiedziała: "Całuj mnie".

Ponieważ zawsze siedzieliśmy w tej szafie dosyć długo, opowiadała mi o swoich rolach, o kolegach z Qui Pro Quo. Marzyła, żeby zagrać Elizę w "Pigmalionie", ale nigdy jej się to nie udało.

"Żołnierz królowej Madagaskaru" okazał się ostatnim występem Miry Zimińskiej - aktorki. W 1949 Sempoliński już jako reżyser znowu zaproponował jej rolę Kamilli, tym razem w Teatrze Wybrzeże, ale odmówiła. Poszła z Sygietyńskim do "Mazowsza", ponieważ przyrzekła, że jeśli przeżyją wojnę, pomoże mu zorganizować ludowy zespół. U Sempolińskiego nie zagrał też Sadowy, który dostał wtedy rolę Freda w "Pigmalionie" w Teatrze Powszechnym. - A potem widziałem pierwszy występ "Mazowsza" w Teatrze Polskim. To było coś cudownego. Później bywałem u Miry w mieszkaniu na Krakowskim Przedmieściu, niedaleko kościoła św. Anny. Zawsze była dla mnie bardzo serdeczna - mówi.

Witold Sadowy pożegnał się ze sceną w 1988 roku. Jego ostatnim przedstawieniem była "Gałązka rozmarynu" w reżyserii Ignacego Gogolewskiego w Teatrze Rozmaitości. Teraz pisze wspomnienia, recenzje i nekrologi. Jest najstarszym żyjącym polskim aktorem. Żartobliwie nazywa siebie "pogrzebaczem", ponieważ na łamach prasy żegna aktorów, którzy odeszli. A zaczęło się od Toli Mankiewiczówny.

Wydał kilka książek, m.in: "Teatr, plotki, aktorzy. Wspomnienia zza kulis" (1994), "Za kulisami i na scenie" (1995), "Czas, który minął" (2009), "Jedyne, co mi zostało: pamięć" (2018). - Cały czas jestem jeszcze obłąkany na punkcie teatru i chodzę na wszystkie imprezy - mówi. Wciąż bywa na premierach i pisze o nich. W 2019 roku obejrzał "Żołnierza królowej Madagaskaru" w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze Polskim, ale spektakl nie przypadł mu do gustu: - Nowego "Żołnierza" nie uratowała nawet złota kurtyna i girlsy fikające nogami. Przykro mi o tym pisać, bo zespół Teatru Polskiego to utalentowani aktorzy. Włożyli dużo pracy. Ale nie wyszło.

Zdaniem Sadowego sztuki powinny być wystawiane tak, jak sobie życzył autor. - To, co się robi dzisiaj w teatrach dramatycznych, jak wystawia się Słowackiego i Mickiewicza, to jest wszystko przerabiane. Ja to oglądam i złoszczę się nieprawdopodobnie. To przede wszystkim publicystyka, nie można stworzyć żadnej postaci.

W mieszkaniu na Mokotowie jeszcze pachną urodzinowe kwiaty i dzwonią telefony. Prywatne albumy aktora pełne są zdjęć z podróży i spektakli. - Jestem spełniony. Miałem dwie pasje: aktorstwo i dziennikarstwo, które udało mi się połączyć. Moje życie było piękne - podkreśla.

7 stycznia w Teatrze Ateneum odbyła się wielka gala na cześć jubilata z udziałem przyjaciół aktora, studentów Akademii Teatralnej i Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. - Jubileusz w Ateneum, który wymyślił Krzysio Szuster to było coś nieprawdopodobnego - mówi Sadowy, wpisując dla nas autograf w najnowszej książce "Przekraczam setkę. Zapis wspomnień 2018-2019".

---

Na zdjęciu: Witold Sadowy przed premierą komedii "Akt równoległy" w warszawskim Teatrze Capitol, 18 listopada 2019 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji