Artykuły

"Don Bucefalo": zapomniana opera na deskach Opery Bałtyckiej

- Sięgamy po twórcę kompletnie nieznanego polskiej publiczności i od tego jak go pokażemy będzie zależało, czy trafi na inne sceny w naszym kraju. A napisał przecież 20 oper. To rzadka wartość znaleźć coś naprawdę interesującego i ciekawego, co jeszcze nie zostało odkryte - mówi reżyser "Don Bucefalo" Paweł Szkotak. Premiera opery Antonia Cagnoniego w piątek w Gdańsku.

MAŁGORZATA MURASZKO: Plakat "Don Bucefala" kojarzy mi się z plakatem pana wcześniejszej realizacji - "Cyrulika sewilskiego" Rossiniego. Czy te dwa spektakle mają ze sobą coś wspólnego?

PAWEŁ SZKOTAK: W obu tych sztukach poczucie humoru, dystans do pokazywanej opowieści jest obecny i ważny. "Don Bucefalo", w przeciwieństwie do "Cyrulika sewilskiego", nie jest typową operą komiczną, określa sieją mianem "giocoso", czyli dramat z żartami. Mamy do czynienia zatem z fragmentami lirycznymi, refleksyjnymi, ale całość utrzymana jest w tonie komicznym.

Dlaczego o tej operze zapomniano? W XX w. nigdzie jej nie wystawiono, w XXI w. miała tylko dwie premiery.

- Realizacja w Operze Bałtyckiej będzie trzecią premierą w XXI w. i pierwszą w Polsce. Pierwszym wykonaniem w XXI w., w 2008 r. we Włoszech, dyrygował Massimiliano Caldi, który również poprowadzi orkiestrę w Gdańsku. Jesteśmy ogromnie dumni z tego, że podejmujemy to dzieło. Z operami tak bywa, że nawet te będące w obecnym kanonie były na jakiś czas zapominane albo ich pierwsze wykonania były klęską. Wiele czynników wpływa na to, że opera się podoba. Musi współgrać ze sobą obsada, wykonanie, ważne jest życzliwe przyjęcie. Z Antonio Cagnonim tak się nie stało, a jest to twórca ogromnie interesujący. "Don Bucefala" napisał w wieku 19 lat.

O czym jest spektakl?

- To opera o pisaniu opery. Tworzy ją tytułowy bohater Bucefalo. W naszej interpretacji jest on pacjentem luksusowej kliniki, którą nazwałem Il Paradiso, Raj. Muzyka przywraca go do życia. Jego opera, pasja, jest tak silna, że angażuje współkuracjuszy i personel kliniki do wystawienia tej opery. Oglądamy dwa światy: klinikę i starożytny Rzym, w którym ta opera się rozgrywa. U Cagnoniego jest wiele trafnych obserwacji, żartów z pisania opery i rywalizacji bohaterek o główne partie.

Po raz kolejny, podobnie jak w przypadku "Cyrulika", uwspółcześnił pan spektakl.

- Pozostałe XXI-wieczne interpretacje także zostały uwspółcześnione. Włoska odnosiła się do włoskiego kina lat 60. i 70., a w irlandzkiej akcja miała miejsce w centrum kultury. Współczesne realia podkreślają komizm. Przystępując do pracy nad tym dziełem, szukałem takiego miejsca i takiego czasu w życiu kompozytora, który nadawałby aktowi tworzenia specjalną wartość, podkreślałby jego wagę i dramatyczność. Stąd pomysł na to, że kompozytor jest śmiertelnie chory i akt tworzenia przywraca go do życia. Każda nutka, którą pisze, to jeszcze jedna chwila życia. A w klinice, luksusowym SPA, bogaci ludzie odpoczywają od życia i żyją w zawieszeniu. Oczywiście taki stan sprzyja romansom. W ogóle miłość jest ważnym tematem tej opery, zarówno miłosne perypetie, jak i miłość do muzyki. Nie tylko nasz kompozytor ma ogromną pasję tworzenia, ale i inne postaci mają w sobie ukrytą tęsknotę do występowania. Piękny jest ten rodzaj duchowej potrzeby obcowania z muzyką.

Mówi pan, że główny bohater jest śmiertelnie chory. Będzie szczęśliwe zakończenie?

- Oczywiście happy end będzie, w takiej operze musi być. Ale jak on się rozegra, zobaczą widzowie sami.

Realizacja spektaklu, który pokazywany był w XXI w. tylko dwa razy, była dla pana wyzwaniem?

- Oczywiście. Zdawałem sobie sprawę, że sięgamy po twórcę kompletnie nieznanego polskiej publiczności i od tego, jak go pokażemy, będzie zależało, czy trafi na inne sceny w naszym kraju. A napisał przecież 20 oper. To rzadka wartość znaleźć coś naprawdę interesującego, co jeszcze nie zostało odkryte. Przygotowując się do spektaklu, znałem wyciąg fortepianowy, nagranie dyrygowane przez maestro Caldiego z włoskiej realizacji i zdjęcia z poprzednich spektakli. Nic więcej. O samym kompozytorze też wiadomo mało, nie ma go w przewodnikach operowych, chociaż w czasach, gdy tworzył był osobą znaną. Później zupełnie przepadł. Mam ogromny zaszczyt i radość, że możemy pokazać jego spektakl tutaj.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji