Artykuły

Nie celować w gusta publiczności

- Pierwszy moją uwagę w tę stronę zwrócił Jan Szurmiej. Wprost mi powiedział, że powinienem interpretować pieśni żydowskie w języku jidysz. Szukałem wówczas swojego świata, języka i wtedy go znalazłem - mówi ANDRE OCHODLO, dyrektor Teatru Atelier w Sopocie.

W sobotę w muszli koncertowej Andre Ochodlo zaśpiewał pieśni jidysz - tradycyjne jak "Bełz" i teatralne jak "Hopkele". Wszystkie pieśni usłyszeliśmy w nowych, często dość zaskakujących aranżacjach.

Marta Szczecina: Skąd pomysł, by wprowadzić tyle nowoczesności?

Andre Ochodlo: Staram się nie celować w gusta publiczności. Wszystko, co robię, co śpiewam, filtruję przez własną osobowość. Owszem, wiele osób chce słyszeć tradycyjne wykonania. Dla nich właśnie jest program "Shalom", ponieważ tam jest najmniej współczesności. Chciałbym jednak przez swoje działanie dopisywać do tej kultury coś nowego.

To "dopisywanie" udaje się, chociażby przez repertuar pisany wyłącznie dla Pana.

- Wraz z muzykami mamy już spore doświadczenie i często autorski repertuar, to zawsze coś nowego. "Shalom" jest najbardziej kompromisowym programem między tradycją a współczesnością. Często występujemy też z innymi programami np. na festiwalach jazzowych. One jednak są awangardowe i nie nadają się do wykonywania na plenerowych koncertach. To raczej atmosfera dla klubów, czy kameralnych teatrów.

Co spowodowało, że zainteresował się Pan kulturą żydowską?

- Pierwszy moją uwagę w tę stronę zwrócił Jan Szurmiej. Wprost mi powiedział, że powinienem interpretować pieśni żydowskie w języku jidysz. Szukałem wówczas swojego świata, języka i wtedy go znalazłem.

Obecnie język jidysz jest mało popularny, a nauka chyba niezbyt łatwa.

- To prawda. Miałem jednak fantastycznego profesora, litewskiego Żyda. On wybierał dla mnie teksty, godzinami rozmawialiśmy o kulturze. Język jidysz jest bardzo interesujący, bazuje na średniowiecznym niemieckim. Dopiero w późniejszych wiekach nabierał elementów polskich i rosyjskich.

W Polsce zainteresowanie kulturą żydowską jest duże.

- Widzę to zwłaszcza podczas występów. To zainteresowanie jest u nas chyba czymś genetycznym, związanym z historią tego kraju i kulturą sąsiadów. Wydaje mi się, że ta ciekawość ciągle wzrasta. Czasem jednak ludzie oceniają to zwłaszcza przez sentyment, a niekoniecznie przez względy artystyczne tej kultury. Dlatego śpiewam poezję, bo najważniejsze jest słowo i język jidysz.

Nie chciał Pan nigdy swoich występów urozmaicić wprowadzając np. elementy tańca?

- Właśnie nie, bo to takie musicalowe zabiegi. Ja jednak chcę pokazać publiczności wartość słów. Bardzo mi zależy, żeby ludzie poznali kilka wierszy i tę kulturę poprzez prawdziwy język jidysz, żeby na nim się skupili.

A czy Lublin jest dla Pana szczególnym miejscem?

- Tak, bardzo. Najbardziej kocham Wybrzeże, bo tam mieszkam. Jednak bardzo się cieszę, gdy przyjeżdżam do Lublina. To przepiękne miasteczko, bardzo żydowskie. Nie ma tu tysięcy turystów z różnych krajów, nie ma tej komercjalizacji, choć jest ona już odczuwalna na Krakowskim Przedmieściu. Stare Miasto jest wspaniałe - bardzo tradycyjne. Chciałbym tu przyjeżdżać śpiewać poezję, zwłaszcza w kameralnych salach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji