Artykuły

Pałeczka Prospera po Osterwie

Na spotkanie z trzema tuzami naszej kultury Jarosławem Iwaszkiewiczem, Jerzym Grotowskim i Zbigniewem Herbertem, z okazji ćwierćwiecza śmierci Juliusza Osterwy w Instytucie Sztuki PAN 10 maja 1972 r., zaprosili mnie redutowcy - Irena i Tadeusz Byrscy - pisze Jacek Dobrowolski w portalu Teatrologia.info.

Poniżej prezentujemy wspomnienie Jacka Dobrowolskiego, dotyczące spotkania, które miało miejsce w Instytucie Sztuki PAN 10 maja 1972, zorganizowanego z okazji ćwierćwiecza śmierci Juliusza Osterwy. Wzięli w nim udział między innymi Jarosław Iwaszkiewicz, Jerzy Grotowski, Juliusz Starzyński i Zbigniew Raszewski. Tadeusz i Irena Byrscy przygotowali wówczas odczytanie przy stole w stylu Reduty "Jaskini filozofów" Zbigniewa Herberta, z autorem w roli Sokratesa, i Haliną Mikołajską jako Ksantypą. To spotkanie sprzed 47 lat obrazowała wystawa fotografii, przygotowana przez Marzenę Kuraś, Rafała Węgrzyniaka i Piotra Jamskiego, eksponowana w Pałacyku Radziwiłłowej w IS PAN, gdzie odbywało się zorganizowane przez Polską Kompanię Teatralną i IS PAN, seminarium i konferencja z okazji 100-lecia powstania Reduty. Prezentowane zdjęcie pochodzi z tej wystawy.

Na spotkanie z trzema tuzami naszej kultury Jarosławem Iwaszkiewiczem, Jerzym Grotowskim i Zbigniewem Herbertem, z okazji ćwierćwiecza śmierci Juliusza Osterwy w Instytucie Sztuki PAN 10 maja 1972 r., zaprosili mnie redutowcy - Irena i Tadeusz Byrscy. Przyjaźnili się z moim Ojcem od czasu, gdy był wicedyrektorem Generalnej Dyrekcji Teatrów, Oper i Filharmonii w Ministerstwie Kultury i Sztuki w połowie lat 50-tych minionego wieku. Oni też zabrali mnie, świeżego maturzystę, do domu Pruszkowskiego w Kazimierzu nad Wisłą latem 1966 r., gdzie opowiadali mi o Herbercie i o Miłoszu, z którym pracowali w radio wileńskim i pożyczali mi jego poezje wydane przez paryską "Kulturę". Wiele im zawdzięczam. Dzięki Byrskim tamtego lata poznałem Zbigniewa Herberta.

Szliśmy przez kazimierski Rynek, a Herbert właśnie wracał do SARP'u, gdzie mieszkał. - Zbyszku! - zakrzyknęli oboje - i tak w czasie powitania dostąpiłem zaszczytu przedstawienia memu ukochanemu poecie. Znałem niektóre jego wiersze na pamięć. Traf chciał, że trzymałem wtedy w ręku tom "Poetry of the Late Tang" wydawnictwa Penguin. Herbert to zauważył i powiedział - Pan czyta moich ulubionych poetów. Nawiasem mówiąc, jak dotąd, żaden z krytyków nie wspomniał o wpływie chińskiej poezji na jego twórczość. Pan Tadeusz wyjaśnił, że nie tylko czytam poezję, ale również pisuję, na co Herbert, który właśnie miał wracać do Warszawy, oświadczył, że zaprasza mnie z wierszami do siebie na Marszałkowską. Odwiedziłem go tam jesienią, pokazałem mu moje wierszyki i byłem pod takim wrażeniem, że nie pamiętam ani słowa z jego komentarzy. Wybrałem się później na jego "Jaskinię filozofów" do Gorzowa, gdzie Byrscy ją wystawili, ale, niestety, jeden z aktorów zachorował i zamiast tego obejrzałem komedię Oscara Wilde'a "Lord z walizki"!

Iwaszkiewicza znałem od dziecka, bo moja Babcia ze strony Mamy była kuzynką jego żony Anny, z domu Lilpop, i kilka razy byłem w Stawisku. Ceniłem jego poezje i opowiadania, powieści mnie nudziły, natomiast "Twórczość" czytałem regularnie. Niestety, Iwaszkiewicz zazwyczaj mówił głównie o sobie i dominował przy stole, co było męczące, poza tym jego lizusostwo polityczne mi się nie podobało i dlatego w latach 70-tych już nie jeździłem do "Starego Iwachy", jak go nazywał mój, zachwycony nim, Ojciec.

Grota poznałem jesienią 1970 r. i nasze rozmowy były zawsze bardzo intensywne. Opisałem je w "Res Publice", "Teatrze" i "Odrze", i nie będę się powtarzał. Spotkanie w Instytucie Sztuki miało miejsce w okresie największych triumfów Grotowskiego po jego transformacji w Indiach w tymże 1970 r., kiedy schudł ponad 30 kg., zapuścił brodę i długie włosy. Z grubasa, wyglądającego jak bezpłciowy urzędnik, przeistoczył się w postać chrystusową. Wiele osób go nie poznawało. Jak przyjechał do Krakowa, by spotkać się z bratem - wybitnym fizykiem - a jego jeszcze nie było w domu, przedstawił się jego żonie jako doktorant profesora. Został zaproszony do kuchni i jak tylko się odwróciła, by zrobić herbatę, uszczypnął ją w tyłek. Odwróciła się wściekła, a on, śmiejąc się, przyznał się kim jest ku jej niepomiernemu zdumieniu.

Był to czas wielkiego uznania dla jego sztuki na świecie i w Polsce po pokazach "Apocalypsis cum figuris" w Warszawie jesienią 1971 r., z konferencją prasową pod auspicjami Polskiego Ośrodka ITI, prowadzoną przez Konstantego Puzynę w Teatrze Ateneum. Grot na niej wyłożył swoją nową wizję, którą już zaprezentował w manifestach drukowanych w "Odrze". Mówił o tym, by być "takim jakim się jest, całym", "nie być pokątnym" i dążyć do pełni. Stwierdził też, że można znieść wszelkie bariery między ludźmi. W trakcie jego przemowy raptem wstał Helmut Kajzar i krzyknął: "Proszę patrzeć na mnie!" Na moment uwaga zebranych skupiła się na nim. Kajzar, zdolny reżyser i dobry dramaturg, myślał, że tym gestem obnaży żądną chwały narcystyczną personę Grota, ale on nawet się nie zająknął, nie dał się sprowokować i zlekceważył go całkowicie. Kajzar miał sporo racji, że Grot szukał zwolenników i uznania, ale chyba nie był świadom, że kierowała nim również zawodowa zazdrość o sławę.

Na spotkaniu w Instytucie Sztuki był tłok, wszyscy oczekiwali rewelacji. Było nie było, nasi wielcy mieli przywołać geniusz Osterwy, jako bohatera Polaków, w ćwierćwiecze jego śmierci. Brakowało tylko wirującego stolika. Zaczął gospodarz miejsca - prof. Juliusz Starzyński, który uczył się aktorstwa w Instytucie Reduty, ale nie zrobił na mnie wrażenia. Po nim kilku aktorów Reduty zaprezentowało fragmenty tekstów Osterwy i jego listów. Było to blade. W tym czasie byłem hipisem i wielbicielem Grotowskiego, i słowa bez energii i uczuć nie brały mnie.

Następnie przemówił Iwaszkiewicz, jako pierwszy z wielkich, z racji wieku i pozycji, a także zetknięcia się z mistrzem w czasach studenckich, kiedy sam próbował sił jako aktor. Nie mówił porywająco, ale był jeden bardzo zabawny moment, kiedy opisywał Osterwę, jak ów wbiegał wdzięcznym, drobnym kroczkiem na scenę. Był w tym nostalgiczny zachwyt starego homoseksualisty nad czarem młodego aktora.

Po nim zabrał głos Grotowski. Mówił znakomicie, jak zwykle z wielką koncentracją i przeciągając wyrazy, jak kaznodzieja. Czuło się, jak bliska jest mu misja Osterwy i sam Osterwa jako człowiek. Było to wystąpienie kogoś, kto czuł z nim głębokie powinowactwo i kogo on wzruszał jako człowiek bliski. Najpierw oddał mu hołd, jako wielkiemu aktorowi, a następnie przedstawił dwuznaczny stosunek środowiska teatralnego do Osterwy, uznającego jego aktorski geniusz, lecz wyśmiewającego jego poczucie posłannictwa, jako coś dziwacznego i nierealnego. Jak tylko wspomniał, że kpiono z Osterwy, iż "ustawiał reflektory według położenia gwiazd na niebie", jeden ze starych redutowców krzyknął: "Kiks! Kiks!" - dezawuując ten fakt. Jednak ta żywa reakcja potwierdziła, to, o co Grotowskiemu chodziło, że Osterwy poszukiwania prawdy, jego duchowa misja, śmieszyły jego kolegów. Grot przyznał, że dobrze to zna, bo jego to też spotykało. Podkreślił, że Osterwa osiągnął wszystko jako gwiazdor, jako bożyszcze, ale że prowadziła go inna tęsknota, niż tylko pragnienie sławy, czy nawet rząd dusz, choć to bywa nieuniknione, bo wynika z uwarunkowań. Powtarzał, że koledzy redukowali Osterwę do pełnego wdzięku aktora komediowego, a lekceważyli istotę jego pracy. Nadmienił, że Osterwa nie używał słowa "teatr" tylko "Zespół Artystyczny Reduta" i że słowo "teatr", z jego kompromisami i sprzedajnością, było mu obmierzłe. Czyli miał postawę taką samą jak Grotowski w owym czasie, kiedy już odszedł od teatru, gdy, co prawda, "Apocalypsis..." było jeszcze grane, lecz on już nie zamierzał nic wystawiać.

Grot właściwie przedstawiał Osterwę jako swego duchowego starszego brata w czymś innym niż teatr "gdzie człowiek mógłby się z człowiekiem spotykać wokół czegoś, co ma jakiś sens, jakiś cel, jakąś czystość", a siebie jako spadkobiercę jego poszukiwań, choć realizującego to przy pomocy całkiem innych metod. Zakończył, jak zaczął, bardzo intymnie, że mówiąc o Osterwie czuje "ludzką bliskość, coś ciepłego", a w ostatnim zdaniu dał do zrozumienia, że jest to nawet głębsze uczucie: "Nie doznałem jego wdzięku, prawda? A odczuwam coś, na co słowo lubię jest zbyt małym słowem." To intensywne wystąpienie było wyznaniem wiary i rzuceniem wyzwania ludziom teatru i sentymentalnemu Iwaszkiewiczowi wspominającemu urok Osterwy oraz otwarciem drzwi w nieznane. Wszyscy obecni byli poruszeni, zdecydowana większość in plus.

Ostatnim punktem programu było czytanie "Jaskini filozofów" Herberta, który jako młody człowiek zetknął się był z Osterwą. Autor czytał kwestie Sokratesa, Halina Mikołajska Ksantypy i występowało jeszcze kilku aktorów. Herbert czytał z patosem, zdecydowanie zbyt pompatycznie. Zawsze lubiłem jego recytacje, ale tym razem czuło się, że się za bardzo napina z racji sytuacji. Ciekawe, że Byrscy - inspiratorzy spotkania i rzeczywiści kontynuatorzy pracy Reduty, przyjaciele Herberta i Grotowskiego - nie odezwali się podczas spotkania ani słowem!

Po zakończeniu odprowadzałem Grota do Bristolu w ten gorący majowy wieczór i wymienialiśmy się wrażeniami. W końcu Grot wydał werdykt na temat roli Herberta: "Za bardzo utożsamiał się z Sokratesem". Ugryzłem się w język, by mu nie powiedzieć, że sam za bardzo utożsamia się z Jezusem Chrystusem...

Z perspektywy 47 lat jakie minęły od tego spotkania widzę jak bardzo artystom i poszukiwaczom prawdy zależy na całkowitej akceptacji przez innych, jako przewodników, czyli jednak na rządzie dusz. To historyczne spotkanie było okazją do publicznej rywalizacji o schedę po Osterwie, a tym samym do bycia bohaterem Polaków. Człowiek jest istotą społeczną, istotą wspólnotową, i ci, którzy pragną takim wspólnotom przewodzić robią to przy pomocy charyzmatycznych wystąpień, odwołując się do wybitnych przodków. Nawet naukowcy, wymieniając swych nauczycieli i godne autorytety, zachowują się jak recytujący imiona przodków plemienni wodzowie i szamani. Podobnie czynią politycy.

My, Polacy, niestety, bardziej kochamy zmarłych od żywych bliźnich, po pierwsze, ponieważ lubimy się uważać za spadkobierców wielkich duchów, bo to nas, w większości potomków chłopów pańszczyźnianych, nobilituje, a po drugie, bo siebie nie lubimy i rywalizacja o to, kto jest pierworodnym bohaterem Mamusi jest bardzo ostra, a ze zmarłymi już się nie rywalizuje i można się pod nich podłączyć. Jednak nie wystarczy być czyimś urojonym czy prawdziwym potomkiem lub spadkobiercą. Żeby Polska była wielka, powinniśmy przestać być małostkowi, a zacząć być wielkoduszni, a pragnienie rządu dusz jest wyrazem kolosalnej miłości własnej nieznoszącej rywali. Przypomnijmy sobie "Wielką Improwizację" z "Dziadów" Mickiewicza, "Samuela" Zborowskiego Słowackiego oraz "Wyzwolenie" Wyspiańskiego.

Zbigniew Herbert, Jerzy Grotowski i Jarosław Iwaszkiewicz byli wielkimi twórcami i mieli ambicje bycia przewodnikami elit narodu. Jak ktoś potrzebuje przewodników niech wybiera. Jak ktoś sam chce być przewodnikiem niech się uczy, jak to się robi.

Poezja i reżyseria to sztuki nekromantyczne, sztuki wskrzeszania zmarłych i wszyscy trzej opisywani twórcy byli ich mistrzami. Jednak w czasie "obrzędu dziadów" w Instytucie Sztuki tylko Jerzemu Grotowskiemu udało się przywołać ducha bohatera Polaków i to jemu wypada przyznać pałeczkę Prospera po Juliuszu Osterwie - księciu niezłomnym polskiego teatru.

***

O Autorze:

Jacek Dobrowolski (ur. 1948 r.), poeta, prozaik, eseista, krytyk teatralny. W ostatnich latach publikował opowiadania i recenzje w "Twórczości" i "Odrze", w której też ukazywały się jego eseje i tłumaczenia poetów amerykańskich (Ezry Pounda, Gary Snydera i Boba Dylana), własne wiersze publikowane w "Wyspie". Pionier tłumaczeń literatury buddyjskiej, redaktor sekcji polskiej największej na świecie strony internetowej poświęconej tybetańskiemu buddyzmowi.

Tłumacz wystąpień artystów teatru: Eugenio Barba, Grzegorz Bral, Peter Brook, Pina Bausch, Ariel Dorfman, Jon Fosse, Peter Greenaway, Christopher Hampton, Sanjukta Panigrahi, Krzysztof Pastor, Ewa Podleś, David Pountney, Thomas Richards, Peter Schumann, Richard Schechner, Jerzy Skolimowski, Ellen Stewart, Józef Szajna, Włodzimierz Staniewski, Mariusz Treliński, Andrzej Wajda, Robert Wilson. Współpraca z BBC 1989-2019.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji