Artykuły

Jola z Zielonego Wzgórza

"Ania z Zielonego Wzgórza" jest doskonałą książką na krytyczne chwile. Potrafi - zwłaszcza dorastającą pannę, ale nie tylko ją - pocieszyć w zgryzocie, rozchmurzyć w smutnym dniu, natchnąć optymizmem, rozjaśnić świat, pomóc przezwyciężyć kompleksy, uwierzyć w lepsze jutro To doprawdy "zaczarowana książka". Odkryto, że "Ania" ratuje także teatry w trudnych sytuacjach. Wiele po nią sięga, gdy wydaje się, że nic już im pomóc nie może.

Wrocławski Teatr Polski dzieli z innymi naszymi scenami trudne dni. Ale niewiele wskazuje na to, że zrealizowano tam "Anię" w geście rozpaczy. Zapewne bardzo chciano "wyprodukować" hit, napełniający kasę. Ale nie jest to żerowanie na słynnym bestsellerze literackim. Teatr zaangażował swe niemałe przecież artystyczne moce, by przetworzyć powieść Montgomery na porywające dzieło sceniczne, wzbogacając utwór o nowe walory. Wyczarowuje i urealnia świat znany jednym ze wspomnień, innym z marzeń, świat emanujący ciepłem, pięknem, dobrem, świat z jednej strony zwyczajny, znajomy, bliski, z drugiej zaś tak trudno w codzienności osiągalny, że wydaje się baśniowy. Zaspokaja w ten sposób ukryte tęsknoty starych i młodych. Moja żona, która naturalnie jest młoda, ale nie tak bardzo, by nie mogła być mamą Ani, siedziała obok mnie wzruszona, jak mała dziewczynka, a mnie także kilka razy coś chwyciło za serce, a nawet zaszkliły się oczy. Jest w tym przedstawieniu ukryty czar, trochę inny niż w książce, ale o podobnym rodowodzie.

Najbardziej urzeka Jola Fraszyńska, odtwórczyni tytułowej roli, aktorka o niepospolitym talencie, dopiero debiutująca na scenie. Niemałe umiejętności zawodowe są tutaj wsparte wrażliwością, naturalnością (ona jej nie musi grać, ona ją ma) i ogromnym wdziękiem. Być może pani Jolanta rozumie swą bohaterkę lepiej niż ktokolwiek, bo na swój sposób - na innej płaszczyźnie - sama też zmagała się z niektórymi problemami Ani; niewiele brakowało, a nie przyjęto by jej do szkoły aktorskiej, bo nie miała warunków: za mała. za chuda, za wątła, ale w końcu niczym Ania Marylę, tak Jola komisję ujęła przymiotami niepospolitej osobowości. Mamy więc we Wrocławiu jeszcze jedną wspaniałe zapowiadającą się aktorkę, dla które i warto wprowadzić do repertuaru inny sławny bestseller sprzed wieków: "Romea i Julię".

Młodym aktorom się nie przelewa, ale Fraszyńska powinna mimo to kupić karton czekolady i urządzić słodkie przyjęcie dla wszystkich kolegów, z którymi występuje na scenie, a którzy solidarnie pracują na jej sukces. Jest to piękny przykład zespołowej pracy, w której, nawet na trzecim planie pojawiają się znani aktorzy. Znają swą wartość, więc nie zdradzają kompleksów. I doskonale rozumieją, czym jest "Ania", jak współdziałać z odtwórczynią głównej roli. by umożliwić jej brylowanie. Rzetelnie pracują no jej sukces, który jest też sukcesem zespołu i rozstrzyga w ogromnym stopniu o sukcesie przedstawienia.

"Ania" w Teatrze Polskim jest zrealizowana w konwencji musicalowej. Maciej Wojtyszko dopisał do przedstawienia kilka piosenek, Zbigniew Kornecki skomponował znakomitą muzykę, a Jan Szurmiej nie po raz pierwszy dowiódł bogactwa swego reżyserskiego warsztatu, obejmującego także sztukę choreografii. Przedstawienie jest więc dynamiczne, rozśpiewane, roztańczone. Rozgrywa się na tle prostej a urzekającej scenografii, łączącej realizm : klimatem baśniowej metafory (autorzy: Xymena Zaniewska i Mariusz Chwedczuk). Zadbano o ładne kostiumy. Do nagrań zaproszono znakomitych "spiritualsów" (zespół Spirituals Singers Band). Słowem jest to przedstawienie wypracowane i dopracowane na wszystkich płaszczyznach, z dużą dbałością o każdy szczegół. Niczego tu za dużo, ale też niczego nie brakuje.

Zespól aktorski, który tak chwaliłem, stanowią: Grażyna Krukówna (jako Maryla - bodaj debiut tej aktorki w roli dystyngowanej damy), Andrzej Wojaczek (ciepły Mateusz), Aldona Struzik (Diana), Adam Cywka ("wróg" i pierwsza miłość Ani; mógłby być partnerem Fraszyńskiej jako Julii), Jadwiga Skupnik, Krzesisława Dubielówna. Halina Śmiela-Jacobson, Elżbieta Czaplińska,

Andrzej Mrozek, Krystyna Krotoska, Ferdynand Matysik, Marek Feliksiak, Wojciech Kościelniak, Igor Kujawski oraz siedmioro studentów PWST i Akademii Muzycznej.

Przedstawienie premierowe odbyło się sylwestrowego wieczoru. Na widowni byt nadkomplet. Atmosfera wspaniała. Owacje na stojąco. Potem poczęstowano publiczność szampanem (dzieciom podano bezalkoholowy). Toast wzniósł prezydent Bogdan Zdrojewski. Pożegnaliśmy stary rok w dobrym nastroju i z nadzieją, że teatr, który przetrzymał, przeżyje i obecny kryzys.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji