Artykuły

Cud teatralny

Zdarzył się cud. "Kobieta z morza" Roberta Wilsona w stołecznym Teatrze Dramatycznym przywraca wiarę w istnienie piękna w sztuce. Możliwe, że czyste piękno i wyrafinowana forma są kategoriami staroświeckimi. Możliwe, że publiczność oraz wpływową część podlizujących się młodości recenzentów podnieca dziś teatr o urodzie siekanego kotleta. Dowodem poklask, jaki zdobywa grany w TR Warszawa spektaklik o miłości lesbijskiej w smażalni kurczaków. Kobieta z morza ma wszelkie cechy stylu teatralnego swojego wielkiego twórcy. Pusta przestrzeń z wznoszącą się lekko płaszczyzną drewnianej podłogi, przecięta pionowo jakby masztem statku, który w drugiej części przedstawienia rozkwitnie trójkątami żagli. W głębi sceny słynny horyzont-ekran, na którym Wilson, geniusz teatralnego światła, maluje swoje fantazje. Aktorzy wykrojeni przez światło jak figury z teatru cieni poruszają się wolno, w wystudiowanych sztucznych pozach. Antytradycyjne, skrajnie sformalizowane aktorstwo odkrywają - z powodzeniem - Danuta Stenka i Władysław Kowalski. Fabuła Ibsena, ukazująca walkę z demonami przeszłości, współtworzy niesłychanie piękna teatralna formę, która powinna stać się przedmiotem kontemplacji. Jednak kontemplacja jest dziś chyba niemożliwa: obserwując reakcję widzów, miałem wrażenie, że spektakl nie spotyka się z przychylnym odbiorem. Czyżby ciekawsze były lesbijki piekące kurczaki?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji