Artykuły

Historia pewnego gwałtu opowiedziana w Gnieźnie

Walka o wyrażanie siebie, o bycie sobą musi się rozegrać na najmniejszym polu. Tam, gdzie dorastamy, gdzie zaczynamy stwarzać siebie. Reżyserka Ewelina Marciniak wystawia "Historię przemocy".

Mike Urbaniak: I tak po prostu, w środku nocy, wpuścił pan do mieszkania obcą osobę?" - pytał Édouarda zdziwiony policjant.

Ewelina Marciniak: To pytanie jest punktem wyjścia dla "Historii przemocy" Édouarda Louisa opowiadającej o homoseksualnym romansie i gwałcie, choć w przypadku każdego romansu, homo czy hetero, wpuszczamy przecież nieraz do domu obcych ludzi. We Francji przytoczone przez ciebie pytanie stało się przyczynkiem do jeszcze innej debaty, wywołanej pochodzeniem mężczyzny.

Określanego przez tego samego policjanta jako "typ maghrebski".

- Otóż to. Mamy więc dyskusję osadzoną w kontekście stereotypów rasowych dotykających we Francji szczególnie boleśnie osoby pochodzenia arabskiego czy szerzej - nieeuropejskiego. Chcąc przenieść "Historię przemocy" do polskiego teatru, kombinowaliśmy początkowo podobnym tropem. Pomyśleliśmy, że mamy przecież u nas dużą emigrację ukraińską. Szybko się jednak zorientowaliśmy, że to zupełnie inna perspektywa, że coś tu zgrzyta, że to byłoby na siłę.

I co wtedy?

- Wtedy skupiłam się na homoseksualnym romansie chłopaka z prowincji i rozmaitych tego konsekwencjach. Gdy zabieraliśmy się do pracy nad tym tekstem, w Polsce nasilała się państwowa kampania skierowana przeciw osobom LGBT. Doszłam do wniosku, że Gniezno, w którym miałam robić coś zupełnie innego, jest doskonałym miejscem do opowiedzenia tej historii.

Dlaczego?

- Bo walka o wyrażanie siebie, o bycie sobą musi się rozegrać na najmniejszym polu. Tam, gdzie dorastamy, gdzie zaczynamy stwarzać siebie.

Kiedy rozeszła się wiadomość, że będziesz robiła głośną książkę Louisa właśnie w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie, słyszałem parokrotnie zdziwienie.

- Ja się z tym zdziwieniem nie zgadzam, bo co ono ma niby znaczyć? A dlaczego nie w Gnieźnie? Wiesz, że pochodzę z Kudowy-Zdroju, niewielkiego miasta. I wiem, co znaczy być wyśmianą czy napiętnowaną. Wiem, co znaczy dorastać bez wolności do wyrażenia tego, kim jestem.

Dla mnie "Historia przemocy" jest książką o małym miasteczku, szczególnie od kiedy rozbudowałam na potrzeby spektaklu postać Clary, siostry Édouarda, która została, gdy on wyjechał do Paryża. Ale Édouard wraca. Po traumatycznych wydarzeniach bożonarodzeniowej nocy wraca i próbuje nazwać się na nowo. To ich spotkanie jest dla mnie bardzo ważne, bo zderza paryską tożsamość z prowincjonalnym światopoglądem, który wydaje się tolerancyjny, ale tak do końca jednak nie jest. Bo lepiej coś przemilczeć, coś ukryć, coś wyprzeć. Chciałabym w tym pogrzebać.

To cię w tej książce tak pociąga?

- Tak, ale też to, że sam Édouard próbuje się w niej mierzyć ze swoim lękiem, że ma odwagę wystawić na osąd własną wrażliwość, co nie jest przecież łatwe. Poruszające jest to, kiedy pisze o wyjeździe do Stambułu i jest przerażony własnym nastawieniem. Tym, że ziarenko uprzedzenia zostało w nim zasiane.

Pisze wprost, że został rasistą.

- Jest przykładem na to, że nawet kiedy bardzo nie chcemy, możemy zacząć nienawidzić, możemy stać się uprzedzeni. Skąd się to bierze? Z poczucia krzywdy? Co to za mechanizm? Dlaczego wykluczamy?

Opowiadam w moim teatrze często o kobietach, które są nieustannie wykluczone i muszą potwierdzać swą ważność. Niedawno zrobiłam w Hamburgu "Króla" Szczepana Twardocha, w którym opowiadałam o Żydach w przedwojennej Warszawie. Nie tylko zresztą przedwojennej. Kategoria ludzi wykluczanych jest mi bliska i mam nadzieję, że nasz najnowszy spektakl będzie tu ważnym, sensualnym głosem, który pozwoli gnieźnieńskiej publiczności zrozumieć, że kochać można na różne sposoby, a wielkość miasta wcale nie musi świadczyć o jego prowincjonalności.

Autorem adaptacji jest Jan Czapliński.

- Wiedziałam, że on będzie umiał ją odnieść do współczesnej Polski, ale bez żadnej nachalności. Janek poznał Édouarda, pojechał do niego do Francji. Poznał też Didiera Eribona.

Znakomity "Powrót do Reims" Didiera Eribona to także opowieść o geju uciekającym z prowincji i wstydzącym się swojego proletariackiego pochodzenia.

- Ta książka jest niezwykła ze względu na fenomenalne socjologiczne oko Eribona, ale, wiesz, mam poczucie, że to nie są książki o gejach, tylko o wstydzie, o lęku przed byciem sobą. W tym sensie to książki o nas wszystkich.

Każdy z nas ma prawo do bycia tym, kim chce, ale życie układa się tak, że jedni rozmaite wstydy są w stanie zmienić w energię transformującą, a inni nie.

Bo nie mają odwagi, bo nie mają szczęścia, bo nie ma sprzyjających okoliczności. Warto się temu przyjrzeć.

Nie szkoda ci czasu? Przecież spektakl zostanie opluty, okrzyknięty homozarazą.

- A czy warto było w 1968 roku iść na Dworzec Gdański, by pożegnać przyjaciół? Zawsze warto. Bez względu na okoliczności. Takie jest nasze, artystów, zadanie. Jeśli ktoś chce tę poetycką, wieloznaczną, piękną i bolesną opowieść okrzyknąć homopropagandą, zarazą czy czym tam jeszcze - proszę bardzo. Nic na to nie poradzę. Ale wierzę, że jest znacznie więcej ludzi, którzy chcą rozmawiać, zrozumieć, skonfrontować się z własnymi uprzedzeniami. Szansą na to jest nasz spektakl. Oddajemy go właśnie gnieźnieńskiej publiczności, której chcę powiedzieć, że marzę o czymś więcej. A wy?

**

Édouard Louis "Historia przemocy", reż. Ewelina Marciniak, Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie, premiera 19 października

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji