Artykuły

Czapki z głów, obywatele

"Karmaniola czyli od Sasa do Lasa" Stanisława Moniuszki w reż. Pawła Aignera w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Grażyna Antoniewicz w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Czapki z głów, obywatele - śpiewają aktorzy, a w cieniu złowrogiej gilotyny trwa poszukiwanie prawnuczki króla Leszczyńskiego

Podczas sobotniej premiery "Karmaniola, czyli od Sasa do Lasa operetta wielce narodowa" Stanisława Moniuszki z librettem Joanny Kulmowej zachwycona publiczność gorącymi brawami zmusiła aktorów Teatru Wybrzeże do bisowania piosenki finałowej.

"Karmaniola" Moniuszki, różni się od typowych operetkowych hitów. Akcja dzieje się w czasach Wielkie] Rewolucji Francuskiej w Paryżu, czasach terroru, gdy amanci nie tracili głowy dla pięknych dam, ale tracili ją na gilotynie. W cieniu gilotyny na scenie odbywają się rzeczy ucieszne i... wielce aktualne.

Narodowa brzytwa

Wita nas doktor Ignac Josep Guillotin, wynalazca gilotyny, który prezentuje nam z dumą: "Przed państwem narodowa brzytwa, maszyna do dekapitacji człowieka". Lecz oto, pojawiają się sankiuloci, najradykalniejsi wśród rewolucjonistów, którzy widząc arystokratę, łapią go i wloką na szafot. Ich przywódcą jest Maciej (w tej roli znakomity Grzegorz Gzyl). Towarzyszą mu trzej synowie, grają ich: Zbigniew Olszewski, Adam Turczyk i Piotr Witkowski.

Tymczasem do Paryża przybywają Polacy z tajną misją. Hrabia Pociej (gra go Marek Tynda) poszukuje królewskiej prawnuczki, a jego antagonista, książę Puzyna (Cezary Rybiński), jest zwolennikiem Sasa na tronie Polski, więc stara się mu ten zamiar udaremnić. W tym spektaklu każda z postaci jest wyrazista i arcyzabawna, ale oczarowała mnie zwłaszcza Ewa Jendrzejewska, jako Maciejowa, zwana Brzytwą. Aktorka bardzo oszczędnymi środkami wyrazu stworzyła wspaniałą kreację. Trudno oderwać od niej wzrok, kiedy wraz z synami śpiewa: "Ścinam głowy ale nie cieszy mnie to wcale, Okropne rzeczy, robić muszę, Kalam i ciało swe i duszę".

Szalona zabawa

Reżyser Paweł Aigner kpi nie tylko z naszych narodowych wad lecz również z teatralnej konwencji. To co oglądamy na scenie, to jedna wielka, szalona zabawa, żart z wszystkiego, także z naszej historii: "Czy to Paryż czy Warszawa, hołdujemy wielkim zrywom. Miło głosić szczytne prawa i historię wielbić żywą. Lecz gdy nas historia dotknie, myśl owłada nami grzeszna, by i się snuła mniej żywotnie, lub przynajmniej bokiem przeszła".

Reżyser konsekwentnie i świadomie prowadzi aktorów. Pozornie na scenie wiele jest bieganiny, zwariowanych, absurdalnych działań, ale w rzeczywistości zostały one zaplanowane z żelazną precyzją. Każdy ruch i gest jest przemyślany. Ruch sceniczny to duży atut spektaklu.

W Marynię prawnuczkę polskiego króla wcieliła się utalentowana Agata Bykowska. Prześlicznie śpiewała i tańczyła. Jej nianię zagrała Marzena Nieczuja-Urbańska, zaśpiewała liryczną kołysankę, lecz flintę miała w pogotowiu, aby gdy zajdzie potrzeba zabić w obronie wychowanicy.

Wśród galerii dziwnych postaci pojawił się nawet ksiądz Robak (Mirosław Krawczyk). Maciej Szemiel jako Arystokrata został wystrzelony z armaty, kilkakrotnie też zgilotynowany, ale mimo to wyszedł do ukłonów.

Niech żyje pani gospodyni

Paweł Aigner co chwilę nas zaskakuje. Jego wyobraźnia jest niewyczerpana. Ot, przykład, z boku sceny siedzą koguty (lalki) i kiedy wściekła Marynia bierze siekierę do ręki i odrąbuje im głowy, ostatni z kogutów desperacko woła: "Niech żyje pani gospodyni". Aktorzy zawierzyli reżyserowi i rozśpiewany zespół rzetelnie zrealizował wszystkie jego pomysły, ku wielkiej radości widzów.

Udany debiut

Artystom towarzyszyła Orkiestra Operetty Narodowej, której muzycy grali na żywo siedząc w kulisach.

Byłabym zapomniała, tego wieczory byliśmy świadkami debiutu 13-letniej Antoniny Gzyl, która wspólnie z tatą zaśpiewała piosenkę.

Kostiumy zaprojektowała Zofia de Inez i - jak często u tej artystki bywa - ubiory pań, pełne erotyzmu, zachwycały wielką teatralnością.

Funkcjonalną i ciekawą scenografię zaprojektowała Magdalena Gajewska. Na scenie pojawił się wózek, którym skazańcy jechali na szafot, była wielka armata i inne cuda. Jest to wspaniałe, mądre, dowcipne przedstawienie. Choć smuci, że nasze - Polaków - wady pozostają niezmiennie takie same.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji