Artykuły

Czuję się coraz młodziej

- Jednej rzeczy nigdy nie potrafiłam - walki w moim zawodzie. Wprawdzie nie narzekałam na brak propozycji, świeciły mi szczęśliwe gwiazdy, ale też o nic nie walczyłam. Teraz przyszedł czas, że podobno trzeba tak postępować - mówi warszawska aktorka EWA WIŚNIEWSKA.

Teresa Gałczyńska: Przeglądając pani artystyczne dossier, zauważyłam, że są dziedziny sztuki, które traktuje pani po macoszemu: estrada i kabaret.

Ewa Wiśnewska: Nieprawda. Niczego nie traktuję po macoszemu. Z radiową sześćdziesiątką. Wolskim i Zaorskim, zwiedziłam niemal pół świata. Kiedy Wojtek Młynarski zaprosił mnie do wieczoru kabaretowego, poświęconego twórczości Hemara, powiedziałam: tak. Nie unikam estrady dlatego, że nie potrafiłabym się na niej znaleźć. Szkoła teatralna i wybitni pedagodzy: Janina Romanówna, Ludwik Sempoliński, Aleksander Bardini wszechstronnie wygimnastykowali nas w piosence. Jednak zbyt dużo mnie to kosztuje. Unikam jej Z panicznego lęku i zwierzęcego strachu, choć jednocześnie przyznaję, że nie jest to moja ulubiona dziedzina ekshibicji aktorskiej.

W młodości również nie lubiła pani popisywać się na szkolnych akademiach?

- Kompletnie było mi to obce. Wprawdzie byłam bardzo żywiołowym dzieckiem, ale jednocześnie kompletną kaleką pod względem recytatorskim: zapominałam tekstu, peszyłam się.

Dzisiaj teatr jest dla pani prawdziwą świątynią sztuki. Czy zatem osoby, które świadomie pozbawiają się tej szansy, można nazwać kalekami?

- Niewątpliwie dla każdego, normalnie myślącego aktora, teatr jest miejscem, gdzie się wykuwa zawód. Nie można zagrać koncertu Chopina, jeśli wcześniej nie ćwiczyło się wprawek i etiud. Podobnie nie można wejść z ulicy na scenę i zagrać roli. Jeśli więc dojrzały aktor świadomie decyduje się na bycie tzw. wolnym strzelcem - jego wybór, wie, co robi. Natomiast młody człowiek popełnia straszliwy błąd, bo już nigdy nie nauczy się tego zawodu.

Czym wobec tego jest film? Wprawką, etiudą?

- Film wykorzystuje przydatność zawodową aktora i w zależności, jakie ma on doświadczenie, zaplecze, udaje mu się lepiej lub gorzej zagrać. Kiedy po latach oglądam siebie z wczesnych lat młodości, żałość ściska mnie za serce, że coś takiego w ogóle wykonywałam. Z perspektywy czasu to było pokraczne.

Nie mówi pani oczywiście o serialu Doktor Ewa, w którym niestandardową grą zburzyła pani mit słodkiej blondynki, dziewczyny z okładki Filmu?

- Było to tak dawno, że dzisiaj nie jestem w stanie obiektywnie już tego ocenić. Być może moja rogata dusza przebijała się wówczas przez zewnętrzny sztafaż. Dominuje potoczna wiedza na temat kobiety, która jeśli jest ładna, musi być głupia. A, jeżeli na dodatek jest blondynką to podwójnie głupia. Okazuje się, że nie zawsze tak bywa.

Aktorstwo to ciężka praca, wyczerpująca psychicznie. Czy łatwo jest zrzucić maskę i wejść potem w rolę dobrej żony, matki? Szczególnie tuż przed premierą?

- Na pewno nie! I nie wierzę, że można to pogodzić. To są gruszki na wierzbie na użytek wywiadów. Chyba, że ma się do pomocy: dwie teściowe, dwie gosposie, mamę, ciotkę, babkę i wtedy, na czas danej realizacji człowiek może skupić się wyłącznie na sobie. To jest egocentryczny, egoistyczny zawód, jak wiecznie zazdrosny kochanek, który bezkrwawo walczy o duszę. Każde z nas, im bliżej premiery, tym bardziej staje się klaustrofobicznym, skupionym na sobie, patrzącym do swojego wnętrza. I tego typu postępowanie przez kilka tygodni wyłącza człowieka z normalnego życia. Aktor wchodzi w fikcyjną rzeczywistość, rzeczywistość, w której akurat bierze udział, co powoduje, że jest mu trudno uczestniczyć na przykład w życiu rodzinnym.

Obcując na co dzień ze światem fantazji, iluzji, czuje się pani pewnie dużo młodsza?

- Z roku na rok czuję się coraz młodsza (śmiech). A mówiąc poważnie, niewątpliwie aktorstwo powoduje wyczyszczanie psychiki ze złogów. Oczywiście wychodząc potem za mury wytwórni filmowej, teatru, telewizji, może się zdarzyć, że rzeczywistość powali człowieka na łopatki. Na wszelki wypadek trzeba więc wolniej schodzić po tych schodach.

Ale pani sprawia wrażenie osoby mocno stąpającej po ziemi.

Dobrze, ale nie zawsze moje oczekiwania spotykają się przecież ze zrozumieniem. Jednej rzeczy, której nigdy nie potrafiłam - była walka w tym zawodzie. Wprawdzie nie narzekałam na brak propozycji, świeciły mi szczęśliwe gwiazdy, ale też o nic nie walczyłam. Teraz przyszedł czas, że podobno trzeba tak postępować.

Nigdy nie można mówić nigdy!

- Oczywiście. Być może, gdyby to warunkowało moje istnienie, pewnie chciałabym wynurzyć nos nad wodę. A nawet na pewno walczyłabym o życie, o oddech.

Czuje się pani spełniona w swoim zawodzie?

- Aktor zawsze ma potrzebę grania więcej i więcej, ale nie czuję się niedoinwestowana zawodowo. Nie mam w sobie żadnej żyłki zaciekłości, że koleżanka gra, a ja nie.

Jest pani nadal piękną kobietą, wspaniałą aktorką, wychwalaną przez wszystkich. Aż trudno uwierzyć, że nie ma pani wad?

Mam masę, ale się do nich nie przyznam. No może do jednej, bo wielokrotnie już o niej mówiłam: jestem leniwa, śmiertelnie. W praktyce oznacza to, że jeśli mam wolny czas, urlop - nikomu go nie sprzedam, żadnemu przedsięwzięciu zawodowemu. Leżę wtedy do góry brzuchem i uwielbiam nic nie robić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji