"Halka" mini
Pierwsze wrażenie dotyczy samego teatru. Jaki piękny obiekt zyskała Warszawo Budynek dawnego STS po wieloletnim remoncie przeobraził się w kunsztowne cacko teatralne, bardzo stylowo zaprojektowane we wnętrzu, kameralne i nastrojowe, na dodatek ze świetną akustyką. Taką właśnie siedzibą po latach starań otrzymała Warszawska Opera Kameralna.
Na otwarcie nowej sceny przygotowano, rzecz jasna, operę narodową. A jak dzieło narodowe, to wiadomo, że Moniuszko i "Halka". I na tym kończą się stwierdzenia oczywiste. Bowiem Warszawska. Opera Kameralna prezentuje dwuaktową, pierwotną wersję tego dzieła, którą Moniuszko przygotował i wił (w 1848 r.) jeszcze w nie.
Ma rację Tadeusz Kaczyński, kiedy pisze w programie do przedstawienia, iż mamy ta do czynienia nie ze szkicem do wistowego dzieła, ale z utworem samodzielnym, zasługującym na wydobycie z zapomnienia. "Halka" wileńska bez najsłynniejszych arii, bez tańców góralskich i bez mazura żyje własnym życiem. Skondensowanie akcji ostro wydobywa konflikt społeczny, jaki jest osią dzieła. Poszczególne postacie są wyraziście zarysowane z dobitnie skontraktowaną trójką głównych bohaterów: Halką, Januszem i Jootkiem.
Warto również poznać tę pierwszą "Halkę", by zobaczyć, jak dojrzewał talent kompozytorski Moniuszki. Z jednej strony korzystał on przecież z konwencji ówczesnej opery, która chętnie powielała perypetie bohaterek obłąkanych z powodu tragicznej miłości, z drugiej jednak Moniuszko konsekwentnie wprowadza motywy czysto polskie, narodowe i poszukuje własnych środków wyrazu.
Reżyser przedstawienia, Kazimierz Dejmek, mając do czynienia z maleńką sceną teatru skupił swą uwagę na rysunku poszczególnych postaci, jak też na kompozycji poszczególnych scen. Tak więc w jego reżyserii "Halka" układa się w ciąg bardzo pięknych, wystudiowanych obrazów. Choć ruchu scenicznego jest tu stosunkowo niewiele, nie jest to przedstawienie statyczne, ma ono swój rytm i konstrukcję dramatyczną.
Wśród wykonawców dominuje - i słusznie - Danuta Bernolak. Jej Halka to postać prawdziwie tragiczna, artystka dysponuje zresztą świetnym głosem, który umiejętnie dostosowuje do warunków teatru. Jest w tej roli i świeżość, i autentyzm przeżyć, i ogromna wrażliwość muzyczna. Partnerują jej Jerzy Mahler (Janusz) i niestety, nieco bezbarwny Jan Wolański jako Jontek. W roli Zofii wystąpiła Alicja Słowakiewicz. Wszyscy zresztą soliści i śpiewacy chóru tworzą zespół bardzo wyrównany. Przedstawienie ma bardzo dobre tempo, w czym niemała zasługa Rubena Silvy stojącego za pulpitem dyrygenckim.
Tak więc jest to niby ta sama "Halka", a jednak inna. Warszawska Opera Kameralna prezentuje nie tylko odkrycie muzykologów, ale utwór zasługujący na trwałą obecność na naszych scenach.