Artykuły

Romuald Szejd: Osobny człowiek, osobny teatr

Romuald Szejd stworzył i prowadził w Warszawie przez bisko cztery dekady Teatr Scena Prezentacje. Zmarł na początku września. Miał 81 lat - wspomina Karolina Prewęcka.

To nie było wymarzone miejsce, ale już nie chciał dłużej czekać. Przewidywał, że jest tymczasowe i za jakiś czas pojawi się lepsze. Nie spodziewał się jednak jak bardzo okaże się trafione, że da dobry start jego teatrowi.

Zanim Romuald Szejd otworzył Teatr Scena Prezentacje na terenie dawnej Fabryki Norblina przy ulicy Żelaznej w Warszawie, w 1979 roku dostał od miasta przytulisko - i jak się okazało został w nim na trzy lata - w Społecznym Domu Kultury na Żoliborzu. Mógł poczuć się u siebie i tworzyć swoją scenę, taką, jaką chciał, choć nic tam nie było a propos.

Wspominał, że wcześniej miejsce opanowali emeryci i dzieci. Sachy, ping-pong. Opowieści starych ludzi snute przy stoliku przykrytym ceratą. A dla równowagi - gwar najmłodszych. Okolica mało artystyczna i na uboczu. Wokół ciemno i błotniście, pewnie dlatego, że zadebiutował tam późną jesienią.

Wystawił najpierw historię o wielkiej miłości "Heloizę i Abelarda" Ronalda Duncana. Krystyna Janda i Andrzej Seweryn zaproszeni do ról tytułowych nie mieli wtedy czasu, ale Szejd cierpliwe na nich poczekał. W przygotowaniu spektaklu wsparli go ludzie, o których już do końca będzie mówił ciepło, nawet po przyjacielsku. Jerzy Maksymiuk skomponował muzykę, Jonasz Kofta był autorem ballad, za scenografię odpowiadał Marcin Stajewski, z którym w tym momencie rozpoczął kilkudziesięcioletnią współpracę.

Wciąż razem, we czterech pracowali przy kolejnym spektaklu, "Białych nocach" Fiodora Dostojewskiego. W obsadzie znów był Seweryn. A jego partnerką została Magdalena Zawadzka. O teatrze Szejda zaczęło robić się głośno. Mówiło się o nim na ulicy. Rodziła się wierna mu publiczność. Pisali krytycy w popularnych, stołecznych gazetach. Namaścił profesor Aleksander Bardini.

Szejd: "Matką chrzestną Sceny Prezentacje była Kalina Jędrusik. Tym swoim zmysłowym głosem powiedziała mi kiedyś, zaczynając od dosadnego słowa, że mam mieć swój teatr". Poszedł za tym rozkazem. Dodał: "Wszyscy oczekiwali czegoś innego niż to, co dostali ode mnie". Innego, czyli takiego, do jakiego byli przyzwyczajeni. A teatr Szejda małymi środkami, dwuosobową albo niewiele większą obsadą, skromną dekoracją, kilkoma rzędami dla widzów, osiągał z nimi porozumienie i rodzaj skupienia, jakiego nie znała większość warszawskich scen. Miał prosty przepis. Składały się na nań: świetne aktorstwo, dobry tekst i umiejętność wywoływania emocji. On tym wszystkim tylko delikatnie dyrygował. Jak mówili pracujący z nim aktorzy: "Lewą ręką robił teatr", "Nie pocił się intelektualnie", "Wiedział, czego chce".

Trzecie jego wejście na Żoliborzu - "Ballada u Hrabiny Kotłubaj" Witolda Gombrowicza, grana w dwóch obsadach, okazała się hitem. W pierwszym składzie między innymi Hanna Skarżanka, Wanda Stanisławska-Lothe, Władysław Kowalski, w drugim, po dodaniu opowiadania "Zbrodnia z premedytacją" tegoż autora, także Barbara Bursztynowicz i Jerzy Kamas. "Ballada... ze Zbrodnią..." wróciły na Scenę Prezentację po kilku latach, już w nowej siedzibie przy Żelaznej, z kolejnymi wielkimi osobowościami, wśród nich z Niną Andrycz, Zofią Rysiówną, Ryszardą Hanin i Bronisławem Pawlikiem. "Rysiówna i Pawlik nie znosili się za kulisami. Na scenie to ich wzajemne napięcie było dodatkowym walorem" - wspominał.

Na Żelazną przeniósł się po krótkim, gościnnym, ale wymuszonym pobycie w Teatrze Buffo przy ulicy Konopnickiej. W Fabryce Norblina przeciągnął się bowiem remont budynku dawnej czyszczarni. Szejd niesiony nowym zadaniem działał jako zaopatrzeniowiec, inspektor i pomocnik budowlany w jednej osobie. Pierwszą sztuką pod kolejnym adresem był "Zamek w Szwecji" francuskiej pisarki Francoise Sagan.

Francję uwielbiał za jej koloryt. Sprowadzał z niej repertuar. Inspirował się oprawą granych tam spektakli. Przypatrywał się fenomenowi teatru bulwarowego. Budował kontakty. Przywoził stamtąd ulubione zapachy. Zapraszał do siebie tamtejsze gwiazdy. Z recitalami przybywały znakomite piosenkarki Cora Vaucaire i Catherine Sauvage, gitarzysta Pierre Lauieau, mim Pradel. Muzyka i ruch sceniczny w teatrze Szejda miały pierwszoplanowe zadania.

Na zawsze pozostało w nim przeżycie powrotu do Polski po pierwszej wizycie we Francji w końcówce lat 50. Dzięki stypendium wyjechał na Festiwal Teatralny do Awinionu. Chłonął go, poznawał ludzi, aż do pojawienia się duchowej gorączki, która wzmogła się, gdy wysiadł z samolotu w Warszawie. "Jechałem autobusem z lotniska i zrozumiałem, gdzie jestem. Płakałem przytłoczony naszą nędzą".

Tłumił ją jak tylko był w stanie i po swojemu na Scenie Prezentacje rozświetlał polską rzeczywistość. Jego Scena powstała na wzór awangardowego paryskiego Teatru Słońca - Le Théâtre du Soleil. Zachwycił się nim. Całym. Ideą wspólnoty tworzących ją artystów, postindustrialną przestrzenią, terenem wokół, który przed i po każdej premierze wypełniało barwne towarzystwo.

"W Norblinie przeżyłem najszczęśliwsze momenty" - powiedział. Repertuar tworzyły dwa nurty. Spektakle teatru bulwarowego z błyskotliwymi dialogami, celnymi ripostami i zabawnymi pointami oraz dramaty psychologiczne, których sam tak nie określał. Wolał mówić, że opowiada o współczesnym człowieku. Sztuki u Szejda nie schodziły z afisza po dziesięć i dwadzieścia lat. Taką popularność zdobył między innymi "Klan wdów" grany przez Joannę Żółkowską, Krystynę Tkacz, Magdalenę Zawadzką, Hannę Stankównę. Ogromne powodzenie miały też "Sceny z życia małżeńskiego" Ingmara Bergmana z Marią Pakulnis i Krzysztofem Kolbergerem. Publiczność specjalnie przychodziła "na" Romana Wilhelmiego w "Kto się boi Virginii Woolf" Edwarda Albee i w Niedźwiedziu Czechowa. Potem, w 2008 roku, była przejmująca "Proca" Nikołaja Kolady z Bartoszem Opanią w roli głównej.

Wymyślił sobie teatr już w dzieciństwie. Powojenne lata spędzał w Puszczykowie koło Poznania. Dzieci z rodziny wręcz zmuszał do wspólnej zabawy w teatr. Były mu posłuszne. Ustawiali razem krzesła. Rząd pierwszy, rząd drugi. Bilety. Kostiumy. Gasną światła. Wokół byli dorośli praktycznie nastawieni do powojennego życia. Zwykle nie rozumieli o co chodzi małemu "Romkowi". Lata edukacji wspominał z bólem. Na szczęście, jak mówił, nie dostał się na medycynę, czego pragnęła matka. Jako wolny słuchacz znalazł się w szkole aktorskiej w Łodzi, potem skończył reżyserię w PWST w Warszawie. "Wpadał Erwin Axer. Rozpięta marynarka. Taki nieobecny. Zaczepił mnie: >>A ja ciebie skądś znam?<<". Szejd czuł, że nareszcie jest na właściwej drodze. Jeszcze nie tak dawno, jako student aktorstwa, zarywał zajęcia, by być we Współczesnym w Warszawie, na Axerze właśnie.

Teatr Scena Prezentacje musiał zamknąć działalność w 2016 roku wraz ze zmianą własności Fabryki Norblina. Romuald Szejd miał nadzieję, że w przebudowywanej przestrzeni znajdzie się miejsce dla jego sceny. Albo, że władze miasta podadzą mu rękę, że znajdzie się nowe lokum. Ale historia się skończyła. Historia trzydziestu siedmiu lat istnienia Sceny Prezentacje, stworzonej i nieprzerwanie prowadzonej przez Romualda Szejda. W tym czasie wyreżyserował ponad sto przedstawień. Zaprosił ponad dwustu aktorów, wśród nich wielkie gwiazdy i zdolnych młodych, którzy przy nim dojrzewali aktorsko. W tym teatrze też opowiadał o sobie.

Zmarł 3 września 2019 roku. W ostatnich tygodniach życia czuł się coraz słabszy i coraz bardziej na marginesie. Często powtarzał, że "wszystko mu się zamyka", ale z charakterystycznym dla niego, lekko sarkastycznym dowcipem i autoironią dodawał: "Ale skrzek żaby jeszcze z siebie wydobywam". Śmiał się bezgłośnie.

"Dałem temu miastu teatr. I był wyjątkowy" - powiedział latem tego roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji