Artykuły

Mariusz Napierała: Teatr nie może być pusty

- Jeżeli teatr ma kierować swoją ofertę do dzieci i młodzieży, to nie wyobrażam sobie, żeby to robił bez nich. Pewnych rzeczy nie trzeba udawać i nie wolno. Teatr powinien posługiwać się prawdą przekazu i zachęcać młodych ludzi do faktycznego udziału w jego życiu - mówi Mariusz Napierała, dyrektor Teatru Kameralnego w Bydgoszczy.

Sandra Zakrzewska: Bywał pan w Teatrze Kameralnym jako dziecko?

Mariusz Napierała: Wbrew pozorom mam z tego miejsca wiele wspomnień.

Jakich?

- Gdy chodziłem do szkoły podstawowej, byłem na przedstawieniu dla dzieci w Teatrze Kameralnym, który wtedy jeszcze działał jako scena kameralna Teatru Polskiego. Obiekt nie był już w najlepszym stanie. Pamiętam z tego spektaklu dziurawą kurtynę, przez które to dziury ciekawscy podglądali zmiany dekoracji. Później przy premierze "Pana Twardowskiego", gdy współpracowałem z Operą Nova, znajdowały się tam pracownie plastyczne i wykonywano część scenografii. Bywałem tam dość często i zwiedzałem. Czułem ogromny sentyment do miejsca, które znałem w dzieciństwie. Wiedziałem, że to był teatr, który żył i funkcjonował, a teraz wygląda tak, jak wygląda. Ten widok był przerażający, dlatego teraz moja radość jest tak duża.

Możliwość wykreowania teatru od podstaw zdecydowała o wzięciu udziału w konkursie?

- Pojawiła się piękna idea, żeby w miejscu dawnego Teatru Kameralnego, który popadał w ruinę, powstała nowa instytucja kultury. Jestem zafascynowany tym, że ta decyzja została podjęta w drodze plebiscytu i to mieszkańcy zadecydowali, że będzie to teatr, a nie hotel czy inny obiekt użyteczności publicznej. Po moich doświadczeniach z Operą Bałtycką i niemal 30-letniej współpracy z wieloma teatrami w Polsce nagle otworzyła się możliwość stworzenia miejsca - jego energii, emanacji. Ta szansa na wykreowanie czegoś nowego jest niezwykle pociągająca. Jako scenograf brałem też udział w wielu konsultacjach dotyczących budynków teatralnych w Polsce i te doświadczenia chciałbym przenieść na grunt Teatru Kameralnego. Fajnie, że to miejsce nie umarło i wciąż żyje w świadomości ludzi. Chciałbym teraz tchnąć w nie nowe życie artystyczne.

W jaki sposób? Z założenia konkursowego Teatr Kameralny ma kierować ofertę do dzieci i młodzieży.

- Trudno w obecnych czasach dzielić teatr - czy jest muzyczny, lalki i aktora czy dramatyczny. To się przenika. Na pograniczu tych wszystkich sztuk - muzyki, teatru, dramatu, teatru animacji, jesteśmy w stanie stworzyć miejsce z oryginalną propozycją repertuarową i muzyczną, dotykającą też musicalu, który jest teraz tak popularny. W pierwszej kolejności trzeba jednak zaznaczyć, że najbliższy sezon nie będzie sezonem artystycznym, ale organizacyjnym, podczas którego powstaną wszystkie ważne dokumenty potrzebne do funkcjonowania instytucji. Oprócz tego będziemy budować zespół artystyczny.

Czyli będzie stały zespół aktorski? Obecnie raczej się już od tego odchodzi.

- Żeby teatr dla dzieci i młodzieży mógł pełnić swoją misję, musi grywać dwa lub trzy razy dziennie. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby do takiego cyklu eksploatacji przedstawień angażować aktorów zamiejscowych. Bydgoszcz jest rynkiem stosunkowo niedużym, jeżeli chodzi o dostępność artystów, a ściąganie ich z Polski jest bardzo kosztochłonne. Oczywiście nie wykluczam pojawiania się artystów gościnnych, ale chciałbym, aby trzon zespołu realizował misję teatru i był żywym - twórczym organizmem.

Jak duży będzie to zespół?

- Od 12 do nawet 16 osób - aktorów potrafiących także śpiewać, tańczyć. Chciałbym, aby byli to aktorzy-animatorzy, ale nie tylko. Popełniłem kilka wstępnych rozmów z artystami, którzy mogliby realizować tu przedstawienia. Udało mi się zgromadzić sporą grupę realizatorów z górnej półki polskiej sceny teatralnej, muzycznej, lalkarskiej, którzy są zainteresowani współpracą z Teatrem Kameralnym. W Bydgoszczy pojawią się zatem znani twórcy, ale na razie wolałbym nie mówić o konkretnych nazwiskach. Najprawdopodobniej pierwszym pełnym sezonem artystycznym będzie sezon 2021/22, wtedy zaprezentujemy też pełną ofertę repertuarową. Planujemy od 5 do 6 premier.

Dotąd zajmował się pan głównie scenografią, a doświadczenia administracyjne zbierał w Operze Bałtyckiej. Samodzielne prowadzenie teatru to skok na głęboką wodę. Będzie pan szukał wsparcia przy budowaniu oferty repertuarowej?

- Rzeczywiście doświadczenia administracyjne mam z Opery Bałtyckiej, gdzie pełniłem rolę zastępcy dyrektora. Moja praca zawodowa jako scenografa to właściwie także zajęcie na stanowisku kierowniczym. Zawsze kieruję produkcją scenografii, czasem kostiumów. Oprócz tego wchodzę w tryby każdego z teatrów, w którym pracuję, a było ich już kilkadziesiąt. Moim konsultantem do spraw budowy zespołu i programu będzie Arkadiusz Klucznik, wieloletni dyrektor teatrów lalki i aktora. Arek kształci aktorów-animatorów, dlatego liczę na jego wsparcie przy budowie zespołu i układaniu oferty programowej. Jestem scenografem, a nie reżyserem, dlatego takie reżyserskie wsparcie otrzymuję od niego.

Co zatem zobaczymy na scenie Teatru Kameralnego?

- Oferta programowa w każdym sezonie kierowana będzie do szerokiego spektrum odbiorców. Zawsze w repertuarze znajdzie się przedstawienie dla najmłodszych, trzylatków, czyli tak zwana scena najnajowa. Kolejną propozycją będzie przedstawienie dla dzieci oparte o tytuły klasyczne lub współczesne. Muszą być to pozycje nie tylko atrakcyjnie inscenizowane, ale też dotykające ważnych spraw, nurtujących dzieciaki w wieku szkolnym. Nie tylko opowieści baśniowe, ale też czerpiące z rzeczywistości, pokazywane nowocześnie, narracyjnie, inscenizacyjnie. Chcemy też mówić o trudnych sprawach - stracie, poczuciu braku, chorobie, odrzuceniu. Teatr musi pełnić funkcję edukacyjną - nie tylko oswajać z problemami, ale uczyć, że o nich się mówi, a nie ukrywa.

W repertuarze znajdą się też propozycje dla młodzieży licealnej?

- To jest najtrudniejszy odbiorca, bardzo wymagający i szalenie krytyczny w stosunku do świata. Będziemy mówić o ważnych dla nich sprawach. Tej grupy widzów dotyczą problemy relacji społecznych, portali społecznościowych, hejtu. Ostatnia grupa to spektakle familijne, często muzyczne. Chcemy, by do teatru mogły wybrać się całe rodziny. Oferta familijna czy ta skierowana do młodzieży ma przyzwyczajać do tego, że do teatru wychodzimy, wieczorem, w piątek, sobotę, czyli nie tylko granie do południa dla zorganizowanych grup, ale też wieczorne spektakle. To będzie dwutorowo realizowane.

Teatr Kameralny ma być miejscem tętniącym życiem przez cały czas. Znajdzie się w nim przestrzeń dla pozateatralnych aktywności?

- Oprócz głównej sceny w teatrze znajdzie się kawiarnia na 60 osób, która będzie również pełniła rolę tak zwanej sceny małej - wielofunkcyjnej. Moje założenie na temat funkcjonowania teatru jest takie, że to nie może być miejsce, które kiedykolwiek jest puste. Musi wciąż tętnić życiem. Tym bardziej że taka była rola Teatru Kameralnego w dwudziestoleciu międzywojennym. To tu swoją siedzibę miał kabaret Clou i odbywały się liczne koncerty, występy rewiowe czy teatralne.

Nie możemy mówić o teatrze, nie wspominając o edukacji.

- Każdy widz, który przychodzi do teatru, musi zostać do niego wprowadzony w taki sposób, by chętnie wracał. Planujemy warsztaty dotyczące przede wszystkim obycia się ze sztuką teatralną, muzyką, ale też animacją, czyli relacją człowieka z przedmiotem. Będziemy mówić o tym, jak te relacje mogą wpływać ożywczo na materię nieożywioną.

Spektakle, warsztaty, aktywności pozateatralne, myśli pan też o festiwalu?

- Wszystko będzie rozbijało się o możliwości finansowe. Teatr mógłby zorganizować festiwal (...) piosenki aktorskiej i musicalowej dla dzieci i młodzieży. Jest duże zapotrzebowanie na tego typu przeglądy. W Polsce jest ich kilka festiwali piosenki dziecięcej, ale tu znaleźlibyśmy do tego inną formułę wzbogaconą o interpretację aktorską, przy okazji można by poprowadzić warsztaty aktorskie i wokalne dla dzieci i młodzieży.

Te inicjatywy będą dla młodzieży szansą, by na scenie Teatru Kameralnego stawiać pierwsze artystyczne kroki?

- Jeżeli teatr ma kierować swoją ofertę do dzieci i młodzieży, to nie wyobrażam sobie, żeby to robił bez nich. Ania z Zielonego Wzgórza grana przez 30-letnią aktorkę jest mało wiarygodna dla młodego widza, dlatego fajnie, żeby to łączyć. Pewnych rzeczy nie trzeba udawać i nie wolno. Teatr powinien posługiwać się prawdą przekazu i zachęcać młodych ludzi do faktycznego udziału w jego życiu. Jest szansa, że dzieci i młodzież biorące udział w warsztatach będą mogły wystawiać własne przedstawienia albo nawet występować w spektaklach repertuarowych.

Widzi pan w teatrze przestrzeń do wspólnych z działań z innymi bydgoskimi instytucjami kultury?

- W moim programie konkursowym przedstawiłem możliwości współpracy z wieloma instytucjami, nie tylko kulturalnymi. Myślę oczywiście o Operze Nova, Teatrze Polskim. Filharmonii Pomorskiej, Akademii Muzycznej, Liceum Sztuk Plastycznych czy Pałacu Młodzieży. Jestem otwarty, żeby sieciować działania kulturalne w mieście.

Śledził pan te działania przez ostatnie lata?

- W zeszłym roku z jednym z "moich" spektakli braliśmy udział w Festiwalu Prapremier. Jestem niemal stałym bywalcem Bydgoskiego Festiwalu Operowego. Wielu moich znajomych, którzy cały czas mieszkają w Bydgoszczy, uczestniczy w życiu kulturalnym i mam tutaj dosyć dobre raportowanie w kwestii tego, co się w mieście dzieje. Sam też zaciągam języka i staram się poznawać inne nurty, poza tym instytucjonalnym.

Korzysta pan z tego, skąd pochodzi, to wiele ułatwia.

- Trochę pewnie tak. Jestem rodowitym bydgoszczaninem. Tu chodziłem do szkół, zdałem maturę w I Liceum Ogólnokształcącym. Potem wyjechałem na studia. Najpierw na chwilę do Torunia, a później do Trójmiasta, gdzie się osiedliłem.

Ale z Bydgoszczą nigdy tak naprawdę się pan nie rozstał.

- Na trwałe nigdy. Wciąż mieszkają tu moi rodzice i duża część rodziny. Wiele miejsc jest mi bardzo bliskich, jak okolice I Liceum Ogólnokształcącego, gdzie się uczyłem. Tam na półpiętrze wisi obraz Cypriana Kamila Norwida, który namalowałem już jako student Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku na zlecenie ówczesnego dyrektora liceum. Mój kolega odnalazł go i przywrócił mu honorowe miejsce. Kiedy realizowaliśmy "Rusałkę" na Bydgoski Festiwal Operowy, dużo spacerowaliśmy po mieście z reżyserką Kristiną Wuss. W tym spektaklu pojawia się wiele symboli charakterystycznych dla miasta: most Teatralny z niedawno odrestaurowaną oryginalną kutą balustradą, pomnik-fontanna "Dzieci bawiące się z gęsią" czy tramwaj z ósemką przemienioną w znak nieskończoności. Ta ósemka była linią, którą najpierw podróżowałem do babci, a później na dworzec, by opuścić miasto. Poza tym miejscem, w którym często bywam, jest Opera Nova, z którą współpracuję od 12 lat.

W nadchodzącym sezonie zobaczymy na scenie Opery Nova pana scenografię.

- To są zobowiązania, które zaciągnęliśmy znacznie wcześniej. Na wiosnę zapowiadana jest premiera musicalu, którego dawno w Bydgoszczy w wykonaniu artystów Opery Nova nie było, czyli "Sunset Boulevard" Andrew Lloyd Webbera. Zrealizujemy to dzieło w towarzystwie znakomitego reżysera Jacka Mikołajczyka, dyrektora Teatru Syrena w Warszawie. W międzyczasie zostałem dyrektorem Teatru Kameralnego i równolegle będę prowadził te działalności. Obecnie chciałbym się już związać z Bydgoszczą trochę bardziej trwale.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji