Artykuły

O kobiecie pracującej

- Fenomen Kobiety Pracującej polega na doprowadzonej do perfekcji robocie. Irena Kwiatkowska oddała się jej niemal całkowicie - z Marcinem Wilkiem, autorem biografii aktorki, rozmawia Janusz M. Paluch w miesięczniku Kraków.

Janusz M. Paluch: Pańska książka "Kwiatkowska. Żarty się skończyły" ma dla mnie sentymentalne znaczenie, wzrastałem bowiem w towarzystwie Ireny Kwiatkowskiej. Począwszy od słynnego radiowego Plastusia... W Pana życiu pani Irena pojawiła się dużo później, a w końcu stała się bohaterką Pańskiej książki. Dlaczego Kwiatkowska? Marcin Wilk: Ze mną faktycznie było nieco inaczej. Nie pamiętam, by Kwiatkowska towarzyszyła mi w dzieciństwie. W dodatku wcale nie zapadła w mojej pamięci dzięki roli w "Czterdziestolatku".

W latach 80. i 90., gdy byłem jeszcze dzieciakiem, mój starszy o dziesięć lat brat podpowiadał, na co warto zwrócić uwagę w telewizji. Bardzo cenił humor Manna i Materny czy żarty spod znaku Monty Pythona. Dzięki niemu obejrzałem wtedy, po kilka zresztą razy, seriale Barei. Nie wszystko chyba rozumiałem, zwłaszcza politycznych aluzji, ale na przykład w "Zmiennikach" zwróciła moją uwagę mama głównej bohaterki. Występowała w tej roli, jak wiadomo, Irena Kwiatkowska.

Wiele, wiele lat później, w 2015 roku, gdy oddawałem w krakowskim wydawnictwie Znak biografię o Annie Jantar, w redakcji zastanawialiśmy się, o kim kolejnym powinienem napisać. Ku memu zdziwieniu okazało się, że choć Kwiatkowska jest jedną z najpopularniejszych aktorek polskich XX wieku, to wciąż nie ma jej portretu prywatnego. Postanowiłem, że zaryzykuję.

Liczyłem, że praca nad książką zajmie mi 1,5 - 2 lata. Okazało się, że potrzeba było prawie dwa razy tyle. Nie było to łatwe zadanie.

Kwiatkowska i Kraków - a jednak... Rzeczywiście! Przecież Irena Kwiatkowska kojarzona jest z Warszawą. Tam się urodziła, tam nauczyła się fachu w renomowanym Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej.

- Pierwszy okres jej kariery, przedwojenny jeszcze, to lata twórczych poszukiwań. Z odnalezionych i przywoływanych przeze mnie w biografii "Kwiatkowska. Żarty się skończyły" pamiętników wynika, że nieobce były młodej aktorce zwątpienie i nastroje przygnębienia. Marzyła wtedy także o wielkich rolach dramatycznych. Do wybuchu wojny w 1939 różnie u niej bywało. Grała też kilka sezonów w teatrach poza Warszawą - w Poznaniu i Katowicach.

W Krakowie - jak wielu wtedy artystów - znalazła się w 1945 roku. Zamieniona w gruz i wielkie cmentarzysko stolica na pewno stanowiła przygnębiający widok w porównaniu z cudem ocalałym od większych wojennych zniszczeń miastem.

Kraków zresztą, jak sądzę, musiał się bardzo dobrze Kwiatkowskiej kojarzyć. To tu w drugiej połowie lat 40. rozegrała się najbardziej owocna współpraca z Gałczyńskim, wtedy współpracowała z "Przekrojem".

Do Krakowa Kwiatkowska potem wiele razy powracała. Kraków umiał doceniać aktorkę. Chyba nie przypadkiem to tutaj, w Teatrze Słowackiego, odbył się jej benefis w 2008 roku.

Na czym polega fenomen "kobiety pracującej" sprawdzającej się w radiowym studio, na scenie teatralnej, kabaretowej, nie wspominając o filmie?

- Na ruchu scenicznym. Na osobowości. Na doskonałym spleceniu się z rolą - na tym, że Kwiatkowska to i Kobieta Pracująca, i Hermenegilda Kociubińska, i mama Pawła (z "Wojny domowej" Jerzego Gruzy), i hrabina Tyłbaczewska z Kabaretu Starszych Panów.

Tu warto jednak nadmienić, że miała życie pozasceniczne. I to całkiem bogate. Z mężem, Bolesławem Kielskim - wykształconym jeszcze przed wojną prawnikiem, który ani chwili nie przepracował w zawodzie, za to był fenomenalnym spikerem, erudytą i poliglotą - stanowili jedność. Często bywali w kinie (uwielbiali francuskie komedie!), wiele podróżowali po świecie, stanowili dla siebie oparcie.

A jednak wśród wielu pamiątek zdeponowanych w Instytucie Teatralnym im. Raszewskiego w Warszawie znalazłem jedną, szczególnie wzruszającą. To album, w którym znaleźć można wklejone wycinki z prasy. Dokumentują one pierwsze lata kariery, zwłaszcza powojennej, Kwiatkowskiej. Czyli znowu praca. Ciekawostką jednak jest to, że album przygotował najprawdopodobniej najwierniejszy wielbiciel aktorki, jej mąż Bolesław Kielski.

Udało się Panu odejść od obrazu Kwiatkowskiej - "idolki" scenicznej. Dzięki Panu, poznajemy ją jako zwykłą kobietę, żonę, z wieloma wadami i zaletami. To prawda, że była apodyktyczna, kłótliwa i skąpa i do tego dewotka?

- Jak każdy człowiek, nie była świętą. To prawda, że potrafiła walczyć o swoje zdanie. Bywała nieugięta, potrafiła poprawiać nawet Przyborę czy Młynarskiego, co - przyznajmy - musiało być aktem wielkiej odwagi. Nie chodziło jednak o żadne błahe sprawy, chodziło o melodię tekstu, coś, na czym Kwiatkowska się doskonale znała.

Jej legendarne sknerstwo wynikało z różnych rzeczy. Należy pamiętać przede wszystkim o tym, że Kwiatkowska pochodziła z dość ubogiej rodziny. Poza tym przeżyła wojnę. Charakter, oczywiście, też zrobił swoje.

Pod koniec życia Kwiatkowska miała czas, w którym regularnie czytała "Nasz Dziennik", pojawiała się także na łamach tej gazety. Kochano ją tam, chciano ją tam mieć bardzo dla siebie. Pomagała w tym wiara Kwiatkowskiej, w ostatnich latach życia żywsza, głębsza. Z drugiej strony aktorka z podróży do Włoch potrafiła przywieźć plastikowe bibeloty. Nie przywiązywała do nich dużej wagi. Domyślam się, że miały dla niej praktyczny walor - można było nimi tanio obdarować kolegów czy znajomych.

Jaka jest kolejna książka - też biografia?

- Reportaż historyczny: "Pokój z widokiem. Lato 1939". Przez cały ubiegły rok wertowałem pamiętniki, przeglądałem stare gazety, rozmawiałem ze świadkami pamięci. Chciałem odtworzyć zwyczajność, codzienność, uchwycić w kadrze obrazki ze świata, który za chwilę miał runąć. Ze świadectw różnych ludzi z różnych części przedwojennej Polski - Gdyni, Białegostoku, Wilna, Tarnowa, Wołynia, polskiej wsi itd. - stworzyłem coś w rodzaju mozaiki pamięci.

Książka ukazuje się 80 lat od pamiętnego wystąpienia Becka i - potem - agresji Hitlera na Polskę. W swojej opowieści zatrzymuję się na moment przed 1 września. Bohaterowie "Pokoju z widokiem..." do końca sierpnia nie mają pojęcia, co ich czeka. Cały czas mają nadzieję na pokój.

***

Marcin Wilk (ur. 1978 r.), dziennikarz, publicysta, krytyk literacki, autor literackiego bloga "Wyliczanka". Dotychczas opublikował "W biegu... Książka podróżna. Rozmowy z pisarzami (i nie tylko)" (2011), "Tyle słońca. Anna Jantar. Biografia" (2015), "Kwiatkowska. Żarty się skończyły" (2019). Za ostatnią książkę uhonorowany został w maju nagrodą Krakowska Książka Miesiąca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji