Artykuły

Domingo pomimo to kasowy

Agencja Associated Press na podstawie rozmów z kilkunastoma rozczarowanymi, poszkodowanymi i zawiedzionymi kobietami (w tej liczbie ośmioma śpiewaczkami i jedną tylko tancerką) ogłosiła, że najwybitniejsze zjawisko w sztuce operowej za naszego życia, jakim - obok Marii Callas - jest Placido Domingo, dopuścił się molestowania na tle erotycznym - pisze Sławomir Pietras w Angorze.

Gdyby to było możliwe, podziwiałbym 78-letniego dziś wielkiego tenora, że miał na to czas, ochotę, możliwości i zainteresowanie, zważywszy na nieodstępującą go od wielu lat kochającą żonę Martę i to, że w swej codzienności otoczony był nieprzebraną liczbą wielbiących go pięknych i młodych kobiet. Gdyby zechciał je molestować, zostawiłyby niechybnie swych narzeczonych, mężów, posady i co tam jeszcze, podążając za charyzmą, pięknym głosem, energią, ciągle niegasnącą męską urodą i nienagannymi manierami króla sztuki operowej naszych czasów.

Trzy z rzekomo molestowanych twierdzą, że zmusił je do całowania w garderobie, pokoju hotelowym i na obiedzie. Gdyby za takie zdarzenia w polskich teatrach operowych wytaczać oskarżenia i procesy, zamiast grać spektakle, siedzielibyśmy codziennie niemal wszyscy na policji lub w sądach.

Oto co w tej sprawie miał do powiedzenia sam Placido Domingo: "Zarzuty stawiane mi przez osoby, których nie wymieniono z nazwiska, są niepokojące i nieprawdziwe. Mimo to bolesne jest, że kiedyś mogłem sprawić, że ktoś mógł poczuć się niezręcznie. Bez względu na to, kiedy takie sytuacje się wydarzyły, nie miałem nigdy złych intencji. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że nie jestem osobą, która chciałaby kogokolwiek skrzywdzić. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że normy, według których jesteśmy obecnie oceniani, różnią się od tych z przeszłości".

Moja znajomość, a później kontakty zawodowe z Placidem Domingiem i jego Małżonką sięgają jeszcze lat siedemdziesiątych. Pamiętny spektakl "Otella" w Operze Hamburskiej, pierwszy po spaleniu się magazynów z dekoracjami. Nowojorskie "Stiffelio" na 30-lecie współpracy z MET. "Wiedeńskie Opowieści" Hoffmanna, po których niemal do rana adorowaliśmy Mistrza w jednej z luksusowych restauracji, w ekskluzywnym gronie członków prężnego domingowego fan clubu.

A jego związki z Polską, począwszy od zabrzańskiego koncertu z inicjatywy prof. Zbigniewa Religi, poprzez poznańską koprodukcję opery "Andrea Chenier", wizytę Placida na próbie generalnej i udział w Poznańskich Warsztatach Operowych. A jeszcze jego - w kilkuletnich odstępach - występy we Wrocławiu, Łodzi i Poznaniu, nie mówiąc o partii Siegmunda w koncertowym wykonaniu "Walkirii" w Teatrze Wielkim w Warszawie, po którym bankietowaliśmy do późnej nocy u Magdy Gessler na koszt nieodżałowanego dr. Jana Kulczyka.

Przed wielu laty do Reggio Emilia zjechała liczna rodzina potomków Maria del Monaco na uroczysty chrzest jego wnuczki, a córki Gian Carla, wybitnego reżysera, który rolę ojca chrzestnego powierzył Placidowi Domingowi. Wieczorem uczestniczyliśmy w wyśmienitym spektaklu "Otella" z ojcem chrzestnym w roli tytułowej. Mieszkaliśmy wszyscy w tym samym hotelu. Następnego ranka Placido, wracając z porannego spaceru, zagadnął mnie przy śniadaniu: - Tutaj na rynku jest tablica pamiątkowa, że w Reggio Emilia powstał wasz hymn narodowy. Czy wy tam, w Polsce, o tym pamiętacie?

Innym razem w Teatro Liceo w Barcelonie oglądałem jego kreację w wagnerowskim "Parsifalu". Po zakończeniu wielogodzinnego spektaklu i długotrwałej owacji zaprosił nas na uroczystą kolację w gronie mieszkającej tam jego licznej rodziny. Podziwiałem wigor, kondycję i niespożyte siły tego wspaniałego artysty.

Przed trzema laty po zakończeniu "Romea i Julii" Gounoda w Operze Wiedeńskiej chciałem podziękować Placidowi za dyrygowanie tym spektaklem, w którym partię tytułową śpiewał Piotr Beczała (również mistrzowsko!). Ale Domingo ciągle krążył wokół jednego tylko pytania: w jakich okolicznościach zmarła Barbara Piasecka-Johnson, jakże serdeczna, wieloletnia ich przyjaciółka.

Emil Wesołowski sześciokrotnie pracował jako choreograf przy produkcjach w teatrach kierowanych przez Dominga. - Nie wierzcie w to! - krzyczy. On był wzorem nienagannych manier, przyzwoitości, umiaru i serdeczności. Znał nas wszystkich po imieniu i nigdy, przenigdy nie przekraczał granic dobrego obyczaju.

Co z tego, skoro amerykańscy durnie zarządzający tamtejszymi scenami bez zastanowienia odwołali benefis w San Francisco, koncert w Filadelfii, a w Los Angeles zapowiedzieli przeprowadzenie wewnętrznego dochodzenia. Wszystko to nie może zaszkodzić tej wspaniałej postaci. Na każdy jego występ (śpiewa teraz repertuar barytonowy) bilety będą natychmiast wyprzedane wszędzie, gdzie tylko się pojawi. U nas w Polsce już 22 grudnia w Krakowskiej Tauron Arenie. Byleby przyjechał zdrowy i niezgnębiony tym bezprecedensowym operowym hejtem. A tymczasem w miejsce odwołanych amerykańskich spektakli i koncertów niechże wystąpią wszystkie rzekomo molestowane śpiewaczki i jedna tylko tancerka. One ciągle nie podają nazwisk, więc będzie kłopot ze sprzedażą biletów. Moim zdaniem, nawet jak się ujawnią, nikt ich nie przyjdzie oglądać za jakiekolwiek pieniądze, a nawet bezpłatnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji