Artykuły

Szkoda mi czasu

- Rozmowy o modzie strasznie mnie nudzą. Tej nudzie dorównują chyba tylko opowieści znajomych o ich przeżyciach z mężami lub kochankami - aktorka BEATA TYSZKIEWICZ przesłuchiwana jest w sprawie mody i ubioru.

Trzy lata temu napisała książkę "Nie wszystko na sprzedaż". Opowiadając o swoim życiu, sprzedała tylko co nieco. Jesienią jeszcze trochę dopowie, bo właśnie skończyła drugą książkę - "BEATA TYSZKIEWICZ kocha, lubi i żartuje". Postanowiła też otworzyć firmę "Beata T." Dla maluchów. I kończy dziergać dla nich na drutach modne sweterki

Zdążyła urodzić się przed wojną. W Wilanowie. W letniej rezydencji króla Jana III Sobieskiego. Dokładniej - w lewym skrzydle pałacu. Tam hrabiostwo Adam i Beata Braniccy udostępnili apartament jej rodzicom. Posmakowała dzieciństwa z przejażdżkami landem zaprzężonym w piękne konie. Z piknikami na trawie przed pałacykiem w Natolinie. Z podwieczorkami, które przygotowywała ciotka Branicka. Dziś twierdzi, że to beztroskie dzieciństwo wydaje się jej jak z literatury lub filmu.

Czy zdaniem Beaty Marii Heleny hrabianki Tyszkiewiczówny-Kalenickiej strój zdobi człowieka? Beata Tyszkiewicz: ...Cóż, mówi się, że zdobi. Ale moim zdaniem jest to bardzo względne. Strój równie dobrze może zdobić, jak kompromitować. Kiedy kompromituje?

- Za dużo piórek raczej szkodzi. Nie twierdzę, że nie należy nosić żadnego piórka, jeśli są one modne. Jak się chce, można nosić. Ale tak, by nie zgubić w tych piórkach siebie. Ważny jest umiar i takt, jak we wszystkim. Znam osoby, które przywiązują ogromną wagę do stroju. Wydają na ciuchy mnóstwo pieniędzy. Jeśli robią to dla siebie, po to, żeby sobie się podobać, podnieść samopoczucie do lekkiego stanu podgorączkowego -jest to fantastyczne. Ale gdy chodzi tylko o to, by spodobać się innym - najczęściej wychodzi z tego groteska. Powiem tak: jak idzie się na czyjś ślub, trzeba uważać, żeby nie być lepiej ubranym od panny młodej. Bo nie wypada!

A jeśli wiemy, że panna młoda ma fatalny gust i na pewno będzie wyglądać strasznie?

- Udawajmy, że tego nie widzimy.

Czasami się nie da.

- Zawsze się da. Wystarczy chcieć. Zwłaszcza gdy dotyczy to kwestii tak nieistotnej jak ubiór. Nie zwracam na to w ogóle uwagi. Rozmowy o modzie strasznie mnie nudzą. Tej nudzie dorównują chyba tylko opowieści znajomych o ich przeżyciach z mężami lub kochankami. Jest mi to tak obojętne, tak nie zajmuje, że słuchając, czuję się, jakbym za chwilę miała zemdleć.

Po co więc wysłuchiwać? Można wstać, pożegnać się, wyjść.

- Nie zawsze wypada, proszę pani. Czasem trzeba znieść tę mękę do końca... Gdy moja młodsza córka, Wiktoria, która ubiera się dosyć starannie, pyta, co powinna założyć, bo idzie na "ważne przyjęcie", nie mam pojęcia, co odpowiedzieć i najczęściej w ogóle nie odpowiadam. Nie cierpię takich rozmów. Nie znoszę takich pytań. Dla mnie to jest nieważne... ...

Powiedziała kobieta od lat uznawana za jedną z najbardziej eleganckich dam filmu polskiego. Pani Beato, na Boga!

- Jestem do znudzenia perfekcyjna, ale nie spędzam wiele czasu przed lustrem. Wolę robić przetwory, piec albo coś ugotować. Karolina, starsza córka, pod tym względem jest do mnie bardzo podobna. Mieszka na wsi i żyje zupełnie czymś innym niż stroje i makijaż. Bo, a to kury jedwabiste siedzą akurat na jajkach, a to urodziło się siedem kotów rasy Maine Coon, a to ptactwem ozdobnym trzeba się zająć. To są prawdziwe problemy. Dla Beaty Tyszkiewicz ciuchy nie są ważne?! Od kiedy?

- Nigdy nie marnowałam na nie pieniędzy. Jeśli wydam raz na pół roku 500 złotych na garsonkę albo bluzkę, to góra... Irena Kwiatkowska powiedziała mi, że jeśli mam w szafie rzeczy, których nie noszę, to powinnam czuć się tak, jakbym je ukradła. Trzeba je nosić albo rozdać. Ja swoje noszę. Mam je w nieskończoność. Zachowuję, bo jestem z pokolenia, które uważa, że wszystko jeszcze może się przydać.

I przydaje się?

- Jasne! Wiktoria nosi moje sukienki sprzed 40 lat. Prawie tyle samo mają moje ulubione buty. Teraz nie kupiłabym takich. Można zrobić podobne, ale identycznych się nie da. Sweter, w którym dzisiaj jestem, mam od 7 lat. Wciąż jest świetny. Po co mam kupować następne?

Bo są modne. Bo kobiety uwielbiają mieć pełne szafy.

- Wychowałam się na szamponie pokrzywowym, wodzie toaletowej "Być może" i wspaniałym proszku do zębów Nivea za 3 złote. Fantastycznie mył nie tylko zęby, lecz także mosiężne klamki przy drzwiach. To był naprawdę pełnowartościowy produkt. Do dziś za nim tęsknię, chociaż mam do wyboru pasty do zębów o dziesiątkach smaków, którymi można smarować kanapki. Teraz w każdej dziedzinie jest ogromny wybór. Oferty nas pożerają. Choćby medialne. Jest wiele czasopism, stacji telewizyjnych i radiowych, i wszędzie to samo i tak samo. Ilość nie przechodzi w jakość.

Nie zależy pani na tym, aby być trendy?

- Nie czuję takiej potrzeby. Liczy się styl. A styl może być nawet w koralach z fasoli albo w wyciętych jak czółenka i pomalowanych na czarno tenisówkach. Miałam takie w czasach młodości. Były bardzo piękne. Pamiętam też suknię z lat 40., którą Ela Czyżewska kupiła mi w Nowym Jorku. Była z lejącej się żorżety, w kwiatki. Podarta i pocerowana, ale istne cudo. Zagrałam w niej w "Polskich drogach", a później długo jeszcze nosiłam. Bo ja szanuję rzeczy. Zawdzięczam to Mamie. Była archiwistką w tygodniku satyrycznym "Szpilki". Zarabiała 1150 złotych miesięcznie. Tak się złożyło, że sama wychowywała mnie i brata, Krzysztofa. Dorabiała pisaniem do czasopisma "Zorza Poranna". Ale z pieniędzmi i tak było krucho. O nowych ubraniach nie mogliśmy nawet marzyć. Mama przerabiała dla nas swoje. Czasem z pretensją mówiła: "Nosiłam ten kostium 10 lat, ty, Beatko, spódnicę z niego 2 lata, a Krzyś w spodniach z twojej spódnicy chodził tylko tydzień". Bo Krzyś się buntował. Nie chciał ciuchów po mnie, mówił, że to dziewczyńskie.

Pani nigdy się nie zbuntowała?

- Ani ja, ani moje córki. One także zawsze były ubrane skromnie. Teraz też ubrania kupują w second-handach. Można im zabrać wszystko, a i tak nie będzie to miało znaczenia. Bo ważne jest, proszę pani, co człowiek sobą reprezentuje, a nie to, jak wygląda. To, co ma w głowie, a nie na głowie.

To, co na głowie, też bywa ważne. Przekonała się o tym Maria Kaczyńska, wkładając na przywitanie papieża Benedykta XVI kapelusz przedziwnej urody. Cały naród zastanawiał się: "Kto dobiera kapelusze pani prezydentowej?!"

- W takim razie tylko narodowi pozazdrościć, że nie ma poważniejszych problemów na głowie niż fason kapelusza, który włożyła prezydentowa.

Nie ma o co kruszyć kopii?

- Moim zdaniem nie ma. Zresztą, jeżeli nakrycie głowy było kontrowersyjne, zwracało uwagę, wywołało żywą dyskusję, to może spełniło swoją rolę? Właśnie o to pytam - czy spełniło?

- Nie mam pojęcia. Nie śledziłam tej dyskusji. To nie jest temat, który byłby w stanie mnie zainteresować.

Pani podobał się ten nieszczęsny kapelusz?

- Odpowiem tak... Domyślam się, że za wizerunek Pierwszej Damy ktoś odpowiada. Nie wiem kto ani jaki ma gust. Wiem natomiast, że pani Maria Kaczyńska jest tak skromna i delikatna, że włożyłaby każdy kapelusz i każdą sukienkę, byle nie zrobić przykrości temu, kto je projektował. Wierzę, że ktoś wreszcie wymyśli dla niej stroje, w których będzie dobrze się czuła. A jak ocenia pani wygląd głowy państwa?

- Myślę, że w przypadku Lecha Kaczyńskiego strój - na razie - ciągnie się w ogonie jako rzecz całkiem nieistotna. On w ogóle nie przywiązuje wagi do ubioru.

Czy jest to naganne?

- Dla mnie nie. Znam mężczyzn, którzy kupują sobie krawaty po 350 euro i nic a nic z tego nie wynika. W każdym razie mnie się w nich nie podobają.

Ale bycie prezydentem zobowiązuje. Nie wypada chodzić w starych butach, za ciasnych marynarkach, za krótkich spodniach, rozchełstanych koszulach...

- Lech Wałęsa, kiedy był prezydentem, też różnie się ubierał. Ale nigdy i nie było to przedmiotem aż tak żywej dyskusji.

Było, było. I to, jak wygląda, i to, jak mówi...

- Moim zdaniem najważniejsza jest indywidualność. Jacek Kuroń ubierał się w swoim stylu. Nawet najwyższe odznaczenie państwowe, Order Orła Białego, odbierał w dżinsowej koszuli. Było to kontrowersyjne, oczywiście.

Ale Jacek Kuroń miał taką manierę. Tak chciał! Zrobił to z całą premedytacją, żeby COŚ zademonstrować. Lech Kaczyński ma taką manierę, czy po prostu jest niechlujny?

- W jego przypadku jest to chyba zwykłe zaniedbanie. Można je łatwo naprawić.

No, nie wiem. Nawet fani prezydenta wątpią. Niedawno w Internecie jeden z nich westchnął sobie tak: "Kwaśniewscy, chociaż czerwoni, jeśli chodzi o prezentowanie nas, Polski, na arenie międzynarodowej, spisali się na medal. Ten szyk, ten styl..."

- Pracowali nad tym stylem 10 lat. To był dobry styl?

Byli bardzo reprezentacyjni. Bardzo. Prezydenckim parom dam już spokój. Jak się noszą inni politycy?

- Niektórzy całkiem dobrze sobie radzą. Przywiązują coraz większą wagę do ubioru. Pewną ewolucję przeszedł strój pana Andrzeja Leppera. Nawet ja, osoba nie przykładająca do tego wagi, zauważam, że wicepremier ma coraz lepsze ubrania. Widać, że się uczy. Bywa w stolicach europejskich i zaczyna dostosowywać do siebie różne rzeczy, które tam widzi.

W pani ustach nie brzmi to jak komplement.

- Mam wielki szacunek do ludzi, którzy chcą się czegoś nauczyć i wkładają w to sporo wysiłku. Po panu Lepperze widać, że przywiązuje do tego wagę.

O którym z naszych polityków bez wahania powiedziałaby pani: "oto mistrz elegancji"?

- Ministra Stefana Mellera już nie ma. Wcześniej był kimś takim mój faworyt, minister Adam Rotfeld. Co do pozostałych, jeszcze nie jestem zdecydowana. Gdy się zdecyduję, na pewno powiadomię "Na żywo".

A co z artystyczną warszawką? Zdobi się w pióra i cekiny z umiarem i taktownie, czy raczej mamy do czynienia z "nowobogackim obciachem"?

- Aby to ocenić, trzeba bywać tam, gdzie bywa warszawka. Ja nie bywam, przepraszam. Szkoda mi czasu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji