Artykuły

Pan Schuster nic nie kupuje

"Pan Schuster kupuje ulicę" Ulrike Syhy w reż. Tomasza Cymermana w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Zawiesista atmosfera rodzinnego spotkania, na którym panują tylko marazm i napięcie, wypełnia treść sztuki niemieckiej dramatopisarki Ulriki Syha "Pan Schuster kupuje ulicę" - najnowszej premiery Teatru Wybrzeże.

Niech nie zwiedzie Państwa opis spektaklu, jakoby miała to być "ostra, nowoczesna farsa". Może i nowoczesna, ale na pewno nie ostra. I farsy wyjątkowo mało w tej "farsie". Nie żebym była szczególnie przywiązana do tego komediowego gatunku, który zdominował wiele polskich scen, jednak "Pan Schuster kupuje ulicę" - a przynajmniej jego gdańska inscenizacja w reżyserii Tomasza Cymermana - ma z farsą niewiele wspólnego. Jest tu, owszem, krzywe zwierciadło, w którym oglądamy klasę średnią, taplającą się nie tylko w ogrodowej sadzawce (ta wydaje się jednak zupełnie zbędnym efektem scenograficznym), ale przede wszystkich we wzajemnych żalach, animozjach, niewypowiedzianych albo wręcz wykrzyczanych pretensjach o wszystko.

Gra w Monopoly

Tytułowy pan Schuster (Robert Ninkiewicz) to autor kryminałów, który na niedzielnym spotkaniu w ogrodzie swojego domu próbuje zająć nieco zblazowane towarzystwo grą w Monopoly. Ale ani jego żona (Katarzyna Kaźmierczak), ani szwagierka (Magdalena Boć), ani tym bardziej teściowa (Joanna Kreft-Baka) nie są zainteresowane taką formą rozrywki. Wszyscy w napięciu czekają na wizytę niewidzianego od lat męża teściowej. Czas upływa im na artykułowaniu wzajemnych oskarżeń i wyciąganiu zaszłości. W najmocniejszej scenie spektaklu szwagierka, dotąd pozostająca w cieniu pozostałych członków rodziny, wypowiada poruszający monolog, który streszcza katalog najczarniejszych lęków i frustracji członka sytej europejskiej klasy średniej.

Onomatopeje i didaskalia

Wyjątkiem jest zatrudniona do dzieci opiekunka z Europy Wschodniej (najlepsza w spektaklu Justyna Bartoszewicz), która wnosi do tego zatęchłego świata nieco świeżości i subtelności. Ona jedna nie uczestniczy w seansie niechęci, przez długi czas pozostając postacią osobną. By tę odrębność dodatkowo uwypuklić, reżyser Tomasz Cymerman wkłada jej w usta onomatopeje i didaskalia (dodatkowo ich treść wyświetlana jest nad sceną), uzyskując ciekawy efekt sceniczny. Opiekunka jest też jedynym łącznikiem tej rodziny ze światem zewnętrznym.

Blisko dwugodzinny spektakl, prezentowany na scenie Stara Apteka, mimo wysiłku realizatorów nie jest w stanie na dłuższą metę przykuć uwagi widza. Marazm, duszna atmosfera stagnacji i zaprogramowana bezczynność bohaterów przekładają się na aurę na widowni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji