Artykuły

W oparach naiwności

Mimo zastrzeżeń, "Balladynę" Kilianów mogę śmiało polecić.

Premiery w inscenizacji Jarosława Kiliana robią na widzach wrażenie dzięki zawsze atrakcyjnej scenografii ojca reżysera, Adama Kiliana. W "Balladynie" Juliusza Słowackiego scena bitwy, z kolejno opadającymi w rytm werbli sylwetami strzeleckimi, jest wprost genialna. Na takich właśnie pomysłach zasadza się wielkość teatru.

Scenografia Kiliana jest zniewalająca, ale i niebezpieczna, skoro zachwyca urodą... drutu kolczastego w formie girland. Zadziwiających plastycznych ciekawostek i żartów jest tu znacznie więcej. Cieszą oko pogodne, soczyste kolory dekoracji inspirowanych naiwnym malarstwem spod znaku Nikifora.

Kiedy pomysł organizujący widowisko jest tak wyrazisty, bardziej skłonni jesteśmy wybaczyć niedostatki innych jego części. Okazały wystrój tej niby-tragedii - jak o "Balladynie" pisał sam autor - pomaga przymknąć oko na nierówną grę zespołu, co rzutowało na spadki napięcia, zwłaszcza w scenach zbiorowych.

Przykład pierwszy z brzegu to rola Grabca w niezrównanym wykonaniu Marcina Jędrzejewskiego, która w scenach pałacowych, z powodu słabej dyspozycji towarzyszących mu aktorów, traciła na dynamice, charakterze i dowcipie. Na tychże salonach zabrakło impetu nawet Monice Pikule i Jakubowi Snochowskiemu (Skierka, Chochlik), choć przedtem ujmowali nim w scenach leśnych.

Iskrzyło natomiast przy każdym pojawieniu się Haliny Łabonarskiej. Rolę Matki naszkicowała rodzajowo, acz z groteskowo-ironicznym dystansem, wynikającym ze świadomości, że jej postać bliższa jest tonacji komediowej niż tragicznej. W reakcjach na zaskakujące ją wydarzenia była tak spontaniczna i zabawna, że wręcz młodsza od scenicznych córek. Wielka rola. Nic, niestety, nie wyniknęło z faktu obsadzenia w roli Balladyny puszystej Magdaleny Smalary, co mnie ponownie dziwi (po jej Mirandzie w Szekspirowskiej "Burzy"). Aktorka charakterystyczna w zespole to klejnot, tylko trzeba umieć go właściwie oprawić. Jarosław Kilian nie skorzystał, jak dotychczas, z możliwości, a szkoda. Warto jeszcze wspomnieć o Andrzeju Pieczyńskim, który jako Kanclerz bawił pełnymi ekspresji wystąpieniami w finałowej scenie sądu. Natomiast szmaty obszarpańca, w których pokazał się Olgierd Łukaszewicz, dziwnie nie licowały zarówno z dostojeństwem oblicza aktora, jak i granej przezeń postaci Pustelnika-Popiela III, wygnanego króla.

Mimo tych zastrzeżeń, "Balladynę" Kilianów mogę śmiało polecić. Niedoskonałości nie zagubiły jej największego atutu: radości obcowania z czystym pięknem świata fantazji, poezji. I triumfem praw boskich nad ludzką niesprawiedliwością i złem.

Juliusz Słowacki "Balladyna", reżyseria Jarosław Kilian, scenografia Adam Kilian, muzyka Grzegorz Tumau, premiera prasowa 4 marca 2004 r., Teatr Polski, Warszawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji