Artykuły

W TEATRZE NOWYM

"Wieczór jednoaktówek" w Teatrze Nowym nie zdobył powodzenia. Po kilku przedstawieniach musiano zrezygnować z Norwida, Rittnera i Czechowicza i ratować się sztuką lżejszego kalibru. Rzetelny wysiłek reżysera, dekoratora i aktorów poszedł na marne, przynajmniej jeśli idzie o szerszy rezonans społeczny. Piszemy więc o zeszłorocznym śniegu, ale warto go rozgrzebać, aby dotrzeć do zmarzłej grudy, do społecznego ugoru.

Nie chcę jednak odpowiedzialnością za klęskę obarczać wyłącznie publiczności. Wina jest także po stronie teatru. Widownię - w tych krytycznych jeśli idzie upowszechnienie kultury czasach - można albo zdobyć bezspornym dzieleni artystycznym, albo wziąć na snobizm. Wieczór w Teatrze Nowym miał charakter nijaki.

Do "Miłości czystej" nie ma u nas jeszcze dostatecznego przygotowania, a to, które jest, rozmija się raczej z zawartością jednoaktówki Norwida. Publiczność, zaciekawiona "odkryciem" zapoznanego poety, skandalizowana procesami o jego spuściznę, uwodzona nazbyt nieraz mętnymi komentarzami doznała zawodu, gdy ukazano jej utwór, w gruncie rzeczy słaby i nieporadny, podając go jako polską "haute comédie". Dla rozpowszechnienia Norwida wystawienie "Miłości czystej" będzie raczej szkodliwe.

"Odwiedziny o zmroku" kontrastowały zbyt silnie z jednoaktówką Norwida. Publiczność nie miała czasu przestawić się na inny ton i w szkicu dramatycznym Rittnera dojrzała tylko przesadnie gruby naturalizm i staromodne psychologizowanie. W wystawieniu tych dwóch utworów nie było zresztą nic z eksperymentu - poza ich zestawieniem.

Eksperyment zaczynał się dopiero przy utworze Czechowicza "Czasu jutrzennego", liryczno-dramatyczna parabola, napisana piękną polszczyzną, zbyt jest jednak mglista, aby mogła przemówić swoją wzniosłą zawartością ideową, a zbyt ostrożna w środkach wyrazu, aby mogła pociągnąć snobów.

Dyrekcja teatru liczyła na "retrospektywność" przedstawienia, na zamknięcie w obrębie jednego wieczoru trzech epok polskiej twórczości dramatycznej w miniaturze. Ale założenie było błędne. Publiczność nasza nie szuka jeszcze w teatrze tego rodzaju wrażeń. Tyleż jednak trzeba martwić się niepowodzeniem jednoaktówek, jak spodziewanym sukcesem nowej premiery Teatru Nowego, "Week-endu" Noela Cowarda.

Nie sądzę, aby ten utwór leżał na właściwej linii repertuaru tej sceny. Widowisko o akcji nikłej, splątanej z wątków, ułożonych zbyt symetrycznie, o dowcipie miernym, w złym tego słowa znaczeniu "angielskim", o mglistych konturach figur i bardzo specjalnym zagadnieniu (refleks aktorstwa zawodowego w życiu prywatnym) jest klasycznym przykładem utworu, dla którego nie mamy jeszcze nazwy, a któremu także teoria literatury nie raczy nazwy szukać.

Usprawiedliwieniem takich sztuk jest chyba tylko to, że widzowi, szukającemu w teatrze rozrywki, dostarczają jej nie za cenę przyzwolenia na płaskość i trywialność farsy francuskiej, Dodatkowym usprawiedliwieniem bywa czasem i to, że dają możność wygrania się aktorom. W tym wypadku szansę taką zyskała p. Ćwiklińska.

Aktorka, grająca aktorkę, będąca w domu aktorką, gdyż życie jej prywatne przemieszało się ze strzępami wszystkich granych w teatrze ról -ta figura będzie należała do najlepszych osiągnięć p. Ćwiklińskiej. Nie trzeba taić, że artystka nasza zagrała tę figurę conieco przeciw autorowi. Coward daje właściwie możność stworzenia postaci wyłącznie farsowej. U. p. Ćwiklińskiej poprzez pozy farsowe wyczuwało się problem starzejącej się kobiety, szukającej nerwowo jakiegoś określonego stylu życia między sławą aktorki, dwojgiem dorosłych dzieci i mężem-fujarą.

P. Ćwiklińska dysponuje przy tym !techniką aktorską, jakiej nie ma bodaj w tej chwili żadna inna artystka polska, dialog jej otwiera nieprzeczuwane możliwości wyrazu. Pomógł p. Ćwiklińskiej reżyser p. Borowski, zestrajając należycie zespół i dobrze uwypuklając ową więź rodzinną, która w końcu gromadzi wszystkich przy wspólnym stole. Z artystów wyróżnili się szczególnie pp.: Różycki, Gryf-Olszewska, Świerczewska, Lubieńska i Wesołowski.

Skoro oddajemy sprawiedliwość aktorom, wspomnijmy i o tamtych, bohaterach jednoaktówek, szczególnie zaś o p. Rolandzie (Norwid), pp. Lindorfównie i Chodeckim (Rittner), pp. Białoszczyńskim Pasławskiej (Czechowicz), oraz o subtelnej reżyserii.

Ostatnie premiery w teatrze Nowym zdają się dowodzić, że scena ta przechodzi kryzys wskutek chwiejności polityki repertuarowej, przebiegającej między staropanieńskim miłośnictwem pięknosłowia a dość bezkrytyczną anglomanią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji