Artykuły

Karasińska: w Polsce jeden rodzaj teatru jest traktowany poważnie

Nie interesuje ją "uzgodniona rzeczywistość", wizualne atrakcje i fabuła. Anna Karasińska nie ustaje w nakłuwaniu balona polskiego teatru dramatycznego. Jej "Fantazja" zdobywa kolejne punkty na trasie międzynarodowego tourneé.

Po zeszłorocznych podróżach do Niemiec (Münchner Kammerspiele, Hellerau w Dreźnie) i na Dublin Theatre Festival, najstarszy w Europie festiwal teatralny, "Fantazja" Karasińskiej zaproszona została na prestiżowy FTA/Festival TransAmériques w Montrealu. Prosto z Kanady spektakl i jego twórcy udadzą się do Belgii, by zaprezentować się na Kunstenfestivaldesarts w Brukseli, czołowym festiwalu promującym poszukiwania nowych języków dla sztuk performatywnych i teatru. "Fantazja" otworzy też festiwal Crossroads w Pradze .

"Fantazja" (premiera 9 kwietnia 2017 roku w TR Warszawa) jest kolejnym spektaklem, w którym artystka - za pomocą prostych środków - odniosła się do samej sytuacji teatralnej, relacji oglądającego i oglądanego, a także do kwestii wcielania się w role. "Można powiedzieć że w sali teatralnej zorganizowaliśmy spotkanie pewnej liczby osób, które w innych okolicznościach nigdy by się nie spotkały, lub spotkałyby się i nie zauważyły tego" - czytamy w opisie przedstawienia. Owo spotkanie rozgrywa się z kluczowym udziałem narracji z offu w wykonaniu samej reżyserki - to język staje się motorem działań i ramą spektaklu. "Fantazja", trzeci spektakl w teatralnym CV Karasińskiej, stanowiła potwierdzenie konsekwentnego stylu artystki: aktorzy balansują między kondycją aktorską i prywatnością, występując w pustej, "nieobrobionej" scenograficznie przestrzeni.

Marcelina Obarska: Wygląda na to, że "Fantazja" cieszy się większą popularnością za granicą niż w Polsce.

Anna Karasińska: Nie, nie powiedziałabym tak. W Polsce odbiór jest wspaniały, publiczność uwielbia ten spektakl. Ale to, co mówisz jest poniekąd prawdą: w sensie docenienia, recenzji i obiegu festiwalowego w Polsce rzeczywiście ten spektakl nie był zauważony. Zaprosił nas Grzesiek Reske na jeden jedyny festiwal i tyle. TR Warszawa spektaklu nie grał, a krytyka napisała dwie recenzje, z czego jedna była w moim osobistym rankingu szczytem bycia nie na temat. "Fantazja" jest gdzieś pomiędzy teatrem i - nazwijmy to ogólnie - sztuką, nie mogła więc być poważnie potraktowana. Czemu tak się stało? Myślę, że mamy w Polsce jeden rodzaj teatru który jest doceniany i traktowany poważnie. I to tylko na niego przeznaczane są poważne pieniądze, czas i uwaga. To bardzo duży problem.

Jak nazwałabyś ten rodzaj teatru?

- On się chyba nazywa teatrem dramatycznym.

No tak, myślałam, że masz też na myśli jakieś konkretne tematy.

- Bardzo długo można by mówić...Idziemy w to? To jest teatr, który musi być literacki, mainstreamowy ideologicznie, pozornie buntowniczy oraz zamaszysty plastycznie. Chyba za "pozornie" obrażą się na mnie Ale tak jest, właśnie pozornie, bo te teatralne bunty i rewolucje odbywają się w strefie tego, co już i tak wiadomo - tylko najwyżej po jakimś spektaklu wiadomo bardziej i głośniej.

Jaki "Fantazja" dostaje feedback za granicą?

- Jeśli chodzi o zagraniczną recepcję, to widzę przede wszystkim taką różnicę, że fakt, że spektakl jest śmieszny nie powoduje włożenia go między bajki i uznania za lekki.

W każdym z miejsc odbiór był odmienny. W Dublinie publiczność była bardzo poruszona. Na spotkaniu po spektaklu zostało 80% widowni i ludzie mówili jeden przez drugiego przez godzinę: że bardzo potrzebowali takiego przeżycia i bliskości. Wszystkie lokalne wątki - to, że ten spektakl jest w dużym stopniu o Warszawie i o wojnie - zostały tam zauważone, co było ciekawe, bo w Polsce nie pytano mnie o to. W Dreźnie było dużo napięcia i cichych emocji, a podczas fragmentów dotyczących wojny, nawet tam, gdzie nie jest to powiedziane wprost, cisza była ciężka jak głaz. Coś mnie łapało za gardło, kiedy czułam energię tej publiczności. W Monachium relacja z publicznością nie wydawała mi się głęboka, co ma duży wpływ na energię spektaklu, ale dostaliśmy bardzo dobre opinie. Jedziemy teraz dalej: do Kanady, Belgii, Francji, Szwajcarii i Czech, więc to będą nowe pola obserwacji

To fascynujące widzieć, co i jak rezonuje lokalnie. Mnie to tourneé daje niezwykłą okazję do obserwacji tych publiczności. Zawsze przed pracą robię wielkie badania lokalnej społeczności, "dla której" pracuję. I teraz, po kolejnej podróży "Fantazji", upewniam się, że jeśli coś jest autentyczne w odniesieniu do jakiegoś lokalnego "tu i teraz", to łatwo stanie się też uniwersalne.

Kwestia odbioru twojej sztuki za granicą jest też ciekawa ze względu na twój specyficzny teatralny język. Pod pozorną lekkością kryją się, moim zdaniem, głębokie filozoficzne kwestie.

- A mogłabyś to zrozumienie jakoś w Polsce rozpropagować?

Wydaje mi się że to wynika z tego, że za łatwo przykleja się etykiety, żeby stworzyć łatwy podział. Brakuje pogłębionego wglądu w czytanie teatru.

- Myślę, że - ponownie - jest to konsekwencją uznania za właściwą jednej kategorii teatru. Recenzenci opisują wszystko według kategorii należących do tego właśnie teatru dramatycznego. Więc w moim przypadku będzie to najważniejszy zawsze "brak scenografii", dziwne "granie ról" lub wręcz "zadania aktorskie" i "zabawny tekst". A ponieważ spektakl nie był w oczywisty sposób na tzw. "ważny temat", to znaczy, że będzie to "lekkie". Myślę, że nie tyle jest to kwestia głębi namysłu, ile zmiany aparatu pojęciowego na bardziej adekwatny. Czasem, kiedy czytam recenzję swojego spektaklu, to mam takie surrealistyczne wrażenia, jakby np. mecz piłkarski relacjonował krytyk kulinarny i przez całą grę nazywał piłkę pulpetem. To nie ma sensu, to język innej dziedziny.

Powiedziałaś, że badasz lokalną społeczność - mogłabyś to rozwinąć? w jaki sposób to robisz?

- Zawsze, kiedy robię spektakl, staram się wyczuć, co jest potrzebne w tym konkretnym miejscu i czasie. Obserwuję, co się przejawia i z czym dobrze byłoby popracować. Czyli np. w przypadku Warszawy był to smutek i dehumanizacja miasta, które jakimś cudem odbudowało się na cmentarzu, ale tego nie przepracowało, bo nie miało jak. I teraz, takie jak jest, z tym cmentarzem pod chodnikiem, wstydzi się siebie i chce być nie sobą tylko zachodnią Europą. Z tego powodu stało się tak naprawdę karykaturą problemów zachodnich: jest bardzo drogie, uprane i uprasowane, aseksualne, nikt nikogo nie widzi, a uprzejmość służy demonstrowaniu tego, że ma się klasę, a nie nawiązywaniu realnych kontaktów między ludźmi. Tego miasta nie interesuje nic poza sobą i jest bardzo samotne, ale ma dobry PR i ładne czcionki na szyldach. Czułam, że potrzebny jest spektakl, który będzie sprzyjał nawiązywaniu utraconego kontaktu. Ze sobą i z innymi. Tak powstała "Fantazja".

A jak spektakl w takim stopniu oparty na języku funkcjonuje w innym kręgu językowym? Czy wersja z napisami jest według ciebie "oglądalna"? A może pokusiliście się o granie po angielsku?

- Tak, czasem gramy po angielsku, a czasem z napisami. Zdarzyło się też, że graliśmy po angielsku, a napisy były po niemiecku. W Kanadzie np. będziemy grali po polsku na wyraźne życzenie organizatorów, bo uważają, że tak jest pięknie i że napisy nie szkodzą. Z jednej strony napisy fajnie działają, bo tworzy się sytuacja obiektu - aktora z podpisem. Jest jednak taki problem, że jak są napisy, to nie mogę improwizować i to naprawdę przeszkadza, bo ten spektakl czerpie swoją energię z tego, że dzieje się tu i teraz. Dlatego granie z napisami które zmusza do grania według scenariusza jest tu trudne.

Możesz powiedzieć coś o swoich artystycznych planach na najbliższą przyszłość?

- Akurat teraz chyba nie mogę mowić o swojej sytuacji zawodowej, bo wszystko w jest w stanie takiej zmiany, że nie wiem, dokąd zmierza w dalszej perspektywie. Pracuję teraz dla Komuny Warszawa, spektakl będzie miał premierę we wrześniu. Jeśli uda mi się podołać czasowo, to zrobię też pracę dla Zachęty, gdzie zostałam zaproszona. Mamy wyjazdy z "Fantazją" aż do późnej jesieni, potem - mam nadzieję - wracam na jakiś czas do Brazylii, a od nowego roku - do zaczętej rok temu pracy w Londynie. Jestem zafascynowana tym procesem w Londynie (reżyserka pracuje nad projektem w tamtejszym teatrze The Yard - red.), bo po pokazie work in progress było wiele emocji i obaw o skandal i jestem ciekawa, czy to się w ogóle wydarzy .

**

Autor: Marcelina Obarska

Absolwentka teatrologii. Zajmuje się tym, co na przecięciu dyscyplin: szczególnie filozofii i teatru. Uczestniczka projektów dramaturgicznych i performatywnych w Polsce i za granicą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji