Artykuły

Sen nocy letniej na Groblach

Scenariusz filmu, który nigdy nie powstał, a który chciał zrobić Andrzej Wajda: Kraków, Piwnica pod Baranami, Groble i miłość. W rolach głównych mieli wystąpić: Piotr Skrzynecki i piwniczni artyści. I jeszcze oni: Ona, On. Piotr sprawdzał Ich miłość, testował. Kusił Jego, a Jej nie zauważał, albo odwrotnie. Wystarczyła jedna noc z Piotrem, żeby się przekonać, czy ta miłość to jest na lata, czy na chwilę - o Piwnicznych miłościach pisze Renata Radłowska w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Małgorzata Litwin, z domu Morbitzer, żona Krzysztofa Litwina (tego "Piwnicznego nieokrzesańca, frywolnego improwizatora, rozpasanego wrażliwca, może nawet nadwrażliwca" przebierającego się w damskie sukienki; a potem właściciela filmowego psa Cywila): - Chce pani pisać o miłości w Piwnicy? To takie trudne. To znaczy będzie trudne, dla pani. Ale warto, trzeba. Bo widzi pani, dwa rodzaje miłości były w Piwnicy, dwa rodzaje miłości, które tam się rodziły. Pierwsza to taka, która zaczynała się i kończyła - z różnych powodów były te finały, a to zazdrość o Piwnicę, a to niepokój, że ona czy on, wybierze jednak Piwnicę; a to niebywanie w domu, a to alkohol. Druga miłość to taka, która się zaczynała i nigdy się nie skończyła. Była przez Piwnicę zahartowana, sprawdzona, przetestowana. I tej się udało. Ale nie, niech pani nie myśli, że w Piwnicy, i przez tę Piwnicę, to kochało się jakoś inaczej. Kochało się tak samo, jak w każdym innym miejscu. Tyle że kochało się tego wyjątkowego mężczyznę i tę wyjątkową kobietę. Wyjątkowych, bo z Piwnicy. Łatwo się było zakochać, ale utrzymać potem tę miłość... Mój Boże... I jeszcze do tego Piotr, który pozwalał albo nie pozwalał na miłość. Dlaczego? Bo jak ktoś się zakochiwał, to Piotr wiedział, że go straci raz na zawsze. Straci jedną, drugą osobę, a potem straci cały swój "dwór".

Małgorzata Litwin mieszka w domu, w którym wszystkie pokoje są słoneczne. Taki rozkład mieszkania, albo po prostu duże okna przepuszczają dużo światła. Na ścianach jej domu wiszą obrazy - Krzysztof, ona, syn, Krzysztof.

Piękna kobieta. Dobra. Mądra. Czuła.

1.

Scenariusz filmu, który nigdy nie powstał, a który chciał zrobić Andrzej Wajda: Kraków, Piwnica pod Baranami, Groble i miłość. W rolach głównych mieli wystąpić: Piotr Skrzynecki i piwniczni artyści. I jeszcze oni: Ona, On.

Przyjeżdżają do Krakowa na jeden z piwnicznych programów. Idą pod Barany. Zakochani. Młodzi. Piękni. Świata nie widzą poza sobą. Po występie Piotr zabiera ich do siebie, na Groble. Są zachwyceni. W kuchni na Groblach jest wódka, jest jedzenie, jest śpiewanie, jest rozmawianie. Piotr zaprasza tę parę, bo chce sprawdzić ich miłość, przetestować. Zrobi im taki "sen nocy letniej na Groblach". Patrzy na tego chłopaka, mówi do niego, innym opowiada o nim. O niej nic. W ogóle jej nie widzi. A jak on jej nie widzi, to i inni jej nie widzą. I chłopak też jej nie widzi. Piotr wyłuskuje chłopaka z tłumu, wyciąga go do przodu, zasypuje komplementami. Chłopak może nic nie mówić, albo mówić głupio, ale Piotr nim się zachwyca: "Jakże trafnie pan to ujął! Jakiż pan jest niezwykły, jakiż niesamowity, cudowny, niepowtarzalny!". A dziewczyna więdnie.

Krystyna Zachwatowicz (w Piwnicy "masa wdzięku i uroku"; ta, która śpiewała "Taka głupia to ja już nie jestem"; organizatorka piwnicznych występów, a na scenie zawsze w pięknych kapeluszach, sukienkach, piórach, woalach; scenograf, żona Andrzeja Wajdy): - Przypomniałam sobie o tym scenariuszu, kiedy rozmawiałyśmy ostatnio. Pani mówiła wtedy o tych miłościach piwnicznych. Próbowałam odnaleźć ten tekst, szukałam w archiwum. No i nie znalazłam. Tylko dwie kartki, karteluszki takie, z notatkami mojego męża. Więc nie dam pani scenariusza, bo go nie mam. Opowiedzieć za to mogę. Widzi pani, rzecz o tym, że wystarczyła jedna noc z Piotrem, żeby się dowiedzieć, czy ta miłość to jest na lata, czy na chwilę. Czy on w tym filmie miał być czarnym charakterem? Nie! Przecież jeżeli tej parze nie udało się teraz być razem, kiedy Piotr uwodził chłopaka, to czy udałoby się im za rok? Przy pierwszej lepszej burzy... To okrutna zabawa, ma pani rację. Ale on uświadamiał: nie wytrzymasz takiej nocy, nie wytrzymasz małżeństwa. Nie wytrzymasz takiej nocy, znaczy, że Piwnica ważniejsza od miłości.

2.

Dymny nie żyje. Barbara Nawratowicz od dawna nie mieszka w Polsce, niewielu piwniczan ma z nią kontakt (Marek Pacuła, trochę piwniczny reżyser i trochę konferansjer, ma do niej adres mejlowy, ale czy Barbara Nawratowicz w ogóle odbiera pocztę?).

O nich, o ich miłości opowiadają inni piwniczanie. Zapytani przy kawie, piwie. Przez telefon. Historię miłości Basi i Wieśka opisali w książce (Joanna Olczak-Ronikier, "Piwnica pod Baranami"), albo w pamiętniku (Kazimierz Wiśniak, szalony piwniczny scenograf).

"Od Kazia wiem, jak pojawił się Wiesio w Krakowie. Przyjechał studiować na Akademii z podbeskidzkiej wsi, gdzie jego matka była nauczycielką. Stanął w drzwiach pokoju w akademiku, krępy, zwalisty, z drewnianym chłopskim kuferkiem. Spytał, czy jest wolne łóżko. Kiedy się dowiedział, że jest, otworzył kuferek i zaczął wyjmować z niego to, co mu mama troskliwie zapakowała. Słoninę, garnek ze smalcem, powidła, placek, trochę jabłek. Rozłożył wszystko na stole, wyjął kozik, pokroił i zaprosił kolegów do jedzenia. Kiedy skończyli ucztę, byli już najlepszymi przyjaciółmi. Wiesio Dymny był mrukiem. Życzliwym i zawsze czymś zaabsorbowanym. Albo pisał, albo rysował. Wyjadał pani Brzozowskiej, córce Stanisława Brzozowskiego, naszej sąsiadce z Domu Literatów na Krupniczej 22, zupę z garnka, który stał we wspólnej łazience-kuchni, zostawiał karteczkę: To była zupa jak się patrzy (...). Myślę, że po wyjeździe z rodzinnych stron czuł się w Krakowie bardzo samotny. Przynależność do piwnicznej grupy wcale tej samotności nie łagodziła, przeciwnie - rodziła kompleksy" (Olczak-Ronikier).

Taki był Dymny.

"W przytulnym kącie, przy kominku, suszyła swoje łachmany przyprowadzona przez Piotra sierota Basia N."(pamiętnik Kazimierza Wiśniaka, zapis z października 1956 roku).

"Jesienią przywędrowała do Krakowa Basia Nawratowicz. Nikt nigdy się nie dowiedział, co robiła przedtem. W Krakowie chciała chyba skończyć prawo, ale wylądowała w Piwnicy, bardzo szybko uwiodła Wiesia, a jako osoba bezdomna zamieszkała u mnie" (Olczak-Ronikier).

On obcy w mieście. Ona tajemnicza, cicha. On szalenie w niej zakochany. Ona w nim zakochana.

Minął rok.

Dymny malował napisy, wyklejał piwniczne zaproszenia, pisał teksty. Zadebiutował balladą o upieczonym kocie. Potem nabawił się artystycznej wszechstronności - komponował, śpiewał, wymyślał scenografię.

Barbara? "Była rasową diwą. I choć nigdy przedtem nie miała do czynienia ze sceną, zachowywała się od razu jak Sarah Bernhardt. Specjalizowała się w repertuarze mroczno-perwersyjnym, do czego predestynował ją zmysłowy alt, powierzchowność femme fatale i kuszące ruchy wampa. W kabarecie szalenie, wbrew plotkom, pruderyjnym ona jedna reprezentowała seks, rozwiązłość, grzech - niby to z przymrużeniem oka, ale i z aluzją, że być może... kto wie?" (Olczak-Ronikier).

Ta miłość była burzliwa, namiętna, trudna. Okrutna. Falująca. Niszcząca. Budująca. Zazdrosna.

Tadeusz Kwinta (też piwniczanin, ze starego składu) opowiadał Joannie Olczak-Ronikier w jej książce: "Pamiętam tę aferę z konsulem francuskim, van Ghele, naszym ogromnym przyjacielem, który przestał przychodzić do Piwnicy od czasu, kiedy przesiedział cały wieczór w klozecie Domu Kultury, bojąc się wyjść, bo Wiesio, za rzekome uwodzenie Basi, postanowił go zabić".

Nawratowicz wiedziała, czego chce. Dymny się miotał. Jej spodobała się w nim jego dzikość, nieokrzesaność. Jemu to, że czuł się przy niej bezpieczny. Ona uczyła go nie bać się ludzi (może też były i inne lekcje - jak jeść nożem, jak trzymać widelec?). On ją - jak z bezsilności wpadać w siłę. Były między nimi: czułość, nienawiść, szaleństwo, brak spokoju, podejrzliwość, dobroć. A wszystko zbyt intensywne. Zbyt niepoukładane.

Miki Obłoński (jeden z pierwszych piwniczan): - Kochali się. Myślę, że on ją bardziej. Piwnica dawała im dużo czasu dla siebie. Chodzili po mieście, trzymając się za ręce, nad Rudawę, na kopiec Kościuszki. On nigdy nie mówił o swoich uczuciach, on chował je w tekstach, w rysunkach, muzyce. Zostawił kilka walizek, kuferków, takich opowieści o miłości. Miłości do niej, do innych kobiet. Potem jakoś to się odnalazło, ktoś na to wpadł.

Marek Pacuła: - Dotarłem do Basi jakieś trzy lata temu, ach, to już jest teraz inna kobieta... Powiedziała mi wtedy: "Wiesz, co było najgorsze z Wieśkiem? To, że nigdy nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać". Basia była największą miłością Wieśka, tak myślę. Ale on szukał kobiety destrukcyjnej, podobnej do niego, a Basia niszczenia nie chciała.

Uciekła od niego. Od Piwnicy. Od wszystkich.

Zmieniła miasto. Zmieniła kraj.

Dymny odchorował tę miłość.

Obłoński: - Nie odchorował, on ją przepił.

3.

Rok 1960, albo 1961, klub Jaszczury i Bal Szalonego Arlekina.

Bal prowadził Krzysztof Litwin. Podeszła wtedy do niego śliczna dziewczyna z dobrego krakowskiego domu (w którym były nobliwe ciotki, a jedna z nich nawet z profesorskim tytułem). Dziewczyna miała na imię Małgorzata. Ubrana była w czarną sukienkę (taką z lat dwudziestych; taką, w której tańczyło się charlestona).

Ona: - Pan ma melonik i laseczkę.

On: - Mam.

Ona: - A pożyczy pan?

On: - Czemu nie... Będzie pani pasować. Strój pani będzie teraz wyraźnie kompletny.

I pożyczył. Bal miał prowadzić dalej, ale nie prowadził, bo z nią tańczył. Próbowano go wciągnąć z powrotem na scenę, bezskutecznie.

Małgorzata Litwin: - Widziałam go już wcześniej, w Piwnicy. Wariat taki. Śmieszny i cudowny. Grał na gitarze, wygłupiał się, śpiewał, przebierał. Zachowywał się po Litwinowemu. Bo inaczej nie da się tego określić. Tak, po Litwinowemu. A na ten bal to wcale iść nie chciałam, zrezygnowałam z randki.

Pierwsze spacery: na Wawel, na Bielany, do Lasku Wolskiego. Piotr im się przyglądał. Uśmiechał, kiwał głową. Jesienią Krzysztof podarował Małgorzacie bransoletkę. Piotr ich lubił, Piotr się nimi zachwycał.

Powiedzieli w Piwnicy o ślubie. Piotr się wściekł. Były wymówki: "Ty mi zabierasz artystę, zabierasz Piwnicy Krzysztofa! Podcinasz mu skrzydła! Stały związek zabija artystę! Jak możesz?!".

A jeszcze tydzień wcześniej ją kochał, lubił, ściskał w policzki. Teraz nienawidził. Mieszał: kiedy przychodziła do Piwnicy piękna kobieta, mówił Litwinowi: "Ty, popatrz na nią. Zainteresuj się nią". Potem mu przeszło. Znowu ich lubił. Czasem jego bardziej, czasem bardziej ją.

Ślub wzięli w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 1963 r. Do kościoła św. Anny przyszli wszyscy piwniczanie. I w kościele odpalali sztuczne ognie. Litwinowie nie planowali przyjęcia. Po prostu poszli do domu, na rodzinny obiad. Za chwilę dzwonek: na progu stał Skrzynecki. Dzwonek: przyszedł Zygmunt Konieczny (piwniczny kompozytor). Dzwonek: Stanisław Radwan (też kompozytor). Ktoś wsadził psa do pieca i chciał go upiec. Nobliwe ciotki pękały ze śmiechu. Ciotka z profesorskim tytułem wsadziła na głowę durszlak i pół nocy tańczyła z Piotrem.

Kiedy Litwina odkryło kino i zaczął grać w filmach, ona do Piwnicy chodziła sama. Balowała do rana. To Piotrowi się podobało: że nie siedzi w domu jak porządna żona i nie czeka na męża. Nazywał ją swoją "rozbójniczką".

Urodził im się syn, Bartek. Ktoś musiał z Piwnicy zrezygnować. Ona prała, ona gotowała, ona kąpała dziecko, ona je przewijała.

Małgorzata: - Bardzo chciałam, żeby Krzyś był z nami. Żeby trochę poojcował. Ale była tylko Piwnica i Piwnica. Czy walczyłam z nią, z Piwnicą? Trochę. Ale bez przesady. Wiedziałam przecież, że z Piwnicą się nie wygra, i ja ją też kochałam. Ale Krzysiek był taki daleki... Raz wybraliśmy się z synem na spacer, był wtedy malutki, spał w wózku. Zrobiliśmy rundę po Plantach, ja poszłam do domu, żeby przygotować obiad, a Krzysiek miał przyjść za godzinę z małym. I przyszedł. Sam! Zostawił wózek z dzieckiem na Plantach. Zwyczajnie o nim zapomniał. Siedział na ławce, czytał gazetę, a mały był spokojny, więc mu o sobie nie przypomniał. Wybiegliśmy z domu jak szaleni, żeby szukać dziecka. Na szczęście wózek stał przy tej ławce, a w środku leżał nasz syn. Taki był Krzysiek - rozkojarzony, nieobecny, z innego świata. Miał urok rozbójnika, wdzięk dziecka.

Nowe programy, próby, pijane spotkania, noce tu i tam. Po prostu Piwnica.

Po dwudziestu latach rozstali się. Bo tak żyć się nie dało. Bo alkohol. Piotr tej miłości nie pomógł, nie lubił trudnych spraw.

Rozstali się, ale to ona wiozła go na odwyk. Ona pilnowała, żeby w tej klinice wyleczył się do końca, a nie tylko w połowie. Nie miała żalu, wiedziała: wychodzi za mąż za Krzyśka, czyli Piwnicę.

Mieszkali osobno, ale razem. Bo uzależnieni od siebie. Bo wdzięczni sobie.

Potem on umarł.

I co jej zostało?

- Jego wspomnienie. Był niezwykłym człowiekiem, niezwykłym artystą. Kimś najcudowniejszym.

Nazywał ją Kicią, Kiciuszkiem. Nazywał też Agatą, chociaż ona do dziś nie wie, skąd mu się to wzięło. Ich nazywał Johnem i Mary. Pisał do niej kartki na Poczcie Głównej, coś na nich rysował, coś wyznawał. Dostawała je po kilku dniach. Wędrowały kilkaset metrów, bo tyle było od poczty do jej domu.

Nie byłoby takiej miłości, gdyby nie Piwnica. Poplątanej. Mało łaskawej. Smakowitej.

4.

A może to mit? A może to tylko legenda? Może to nieprawda, że Piotr nie lubił miłości wokół siebie? Miki Obłoński mówi: pewnie, że tak. Czyli: nieprawda.

Obłoński: - Ale on chciał być królem. Do niego miały być kierowane wszystkie uczucia. Tylko jego trzeba było kochać. Bał się, kiedy ludzie z Piwnicy popadali w rodzinę. Bał się o Piwnicę. Potrafił jednak się wycofać, stanąć z boku.

Obłoński ożenił się z Emilią, która przychodziła do Piwnicy (piękne, szarozielone oczy). W podróż poślubną pojechali do Bułgarii. Nie sami. Zabrali Piotra.

Dał im dużo czasu tylko dla siebie. Mówił: "To ja teraz znikam, a wy pobądźcie ze sobą". Wychodził z domu bułgarskiego chłopa, w którym mieszkali, rano, a wracał wieczorem. Pili wtedy rakiję. Albo co było.

Do niczego się nie wtrącał. Nie zazdrościł. Nie pytał, nie komentował. Nie doradzał. Uszanował, że mają swoje sprawy. Więc w ciągu dnia Miki i Emilia czarowali siebie nawzajem, a wieczorem czarował ich Piotr. I tak było dobrze.

Obłoński: - Cudowniejszego kompana trudno było sobie wyobrazić...

A może to nie jest mit, może to nie jest legenda?

Marek Pacuła: - Był, oczywiście, że był zaborczy. Stary intrygant. Mówił mi: "Ty zostaw tę żonę, ty zostaw to dziecko. Piwnica ciebie potrzebuje. Ja cię potrzebuję". Ciężko mi było - z jednej strony żona i lojalność, z drugiej Piotr i... też lojalność. Nam się jednak udało.

I Leszkowi Długoszowi się udało, i jego żonie Basi.

I Zygmuntowi Koniecznemu.

Pacuła mówi, że to dlatego, bo Konieczny żonę chował w tajemnicy. Przed wszystkimi. Długo nikt nie wiedział, kim jest ta dziewczyna. Jak ma na imię. Jak wygląda. Czym się zajmuje. Podobno Konieczny bał się o nią: przyjdą razem do Piwnicy, popłyną.

- E, to nieprawda. Moja żona miała inne zajęcia. Jej Piwnica nigdy nie interesowała - tłumaczy dziś Konieczny. - Zresztą, ja pani powiem, jak było naprawdę: ona nie znosi piwnic. Ma klaustrofobię. Przysięgam, że mówię prawdę.

5.

Miłość w Piwnicy przytrafiała się często.

Ludzie spędzali ze sobą dużo czasu. Przyjaźń zamieniała się w miłość.

I ciągle przychodziły nowe kobiety, nowi mężczyźni. Za jakiś czas narzeczone, narzeczeni. Jeszcze później żony, mężowie.

Pacuła: - To cholernie romantyczne miejsce na miłość.

Małgorzata Litwin: - Duszne.

Piotr Ferster (dyrektor Piwnicy): - Piwnica zmiotła wiele miłości. Ale też wiele stworzyła. Ale jak ktoś już popadł w piwniczną miłość, to musiał bardzo się starać. Bo w Piwnicy można było się pokłócić, pobić i wyjść na miasto, zostawić to wszystko. A w małżeństwie? Człowiek przecież nie wyjdzie i nie zostawi. Wielu myślało, że jak sprawdza się takie zachowanie w Piwnicy, to i poza nią też.

Inne miłości?

Marek Pacuła chwilę się zastanawia.

- Bo wie pani, przychodziła do nas, do Piwnicy, striptizerka Luiza. Z koleżankami. A wiadomo, jakie to koleżanki...

- Taka miłość też była?

- No pewnie! Tak myślę...

Pierwszy piwniczny fortepian zamieniał się czasem w łoże kochanków. W ciągu dnia, bo wieczorem grał. Jak każdy inny fortepian.

6.

O Piotrze Skrzyneckim i Janinie Garyckiej lepiej nie pisać - tak mówi Krystyna Zachwatowicz.

- Po co? Trzeba ich zostawić w spokoju. Sami teraz sobie tłumaczą, co było między nimi albo czego nie było. A wy, dziennikarze, tak weszliście w ich życie... Dlaczego? Przecież my nigdy o tym nie rozmawialiśmy, nie analizowaliśmy, to było święte i koniec. Dajmy im spokój.

Ostatnie strony scenariusza do nigdy niezrealizowanego filmu Andrzeja Wajdy: noc na Groblach się kończy, chłopak i dziewczyna wychodzą. Razem. Ale przecież wychodzą bez siebie. Idą na dworzec, wsiadają do pociągu. Zaraz potem któreś z nich wyskakuje z pędzącego pociągu.

Ale które? I dokąd jechał ten pociąg? Kto układał rozkład jazdy?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji