Artykuły

Wojciech Malajkat: Nauczyciele, wytrwajcie

- Jest ciężko i czekają was czarne chwile zwątpienia, ale jeśli wytrwacie, jest szansa na zmianę waszej sytuacji, polskiej szkoły i naszego społeczeństwa - mówi do strajkujących Rektor Akademii Teatralnej w Warszawie, Wojciech Malajkat w rozmowie z Anitą Karwowską w Gazecie Wyborczej.

Anita Karwowska: Jest pan rektorem i wykładowcą Akademii Teatralnej, gra pan charyzmatycznego nauczyciela Johna Keatinga w "Stowarzyszeniu Umarłych Poetów" w Och-Teatrze, żona, nauczycielka, bierze udział w strajku. To muszą być dla pana ważne dni.

Wojciech Malajkat: Zawsze jest dla mnie ważne to, co się dzieje w Polsce. To kolejny trudny moment w naszej historii, kiedy ktoś już nie może wytrzymać i mówi, że dość. Ale że przeżyłem już w życiu wiele, nie ekscytuję się łatwo. Wiem, że wszystko ma swój rytm i że inni też to wiedzą.

Co to znaczy?

- Strajk trwa już tydzień i moim zdaniem emocje w pewnym sensie opadają. A to oznacza, że ktoś coś załatwia. Przyglądałem się zbyt wielu momentom niezadowolenia i zrywom, by nie wiedzieć, że drugiej stronie łatwo się z protestem obejść, grając na czas. Wtedy przychodzi znużenie, sytuacja staje się zbyt uciążliwa, w końcu czujemy się zmuszeni do odwrotu. Tak się działo z Teatrem Polskim we Wrocławiu i Teatrem Starym w Krakowie. Czas odgrywa kluczową rolę, bo potrafi zasypywać emocje piaskiem.

Nauczyciele przeżywają najtrudniejsze chwile w swoim zawodowym życiu. Jaka powinna być rola reszty społeczeństwa w tych dniach?

- Dzieje się krzywda. Za każdym razem, gdy tak jest, trzeba zrobić wszystko, by pokrzywdzeni zostali wysłuchani i by tę krzywdę naprawić. I mam tu na myśli nie tylko nauczycieli, ale też inne grupy zawodowy, np. pielęgniarki i lekarzy, którzy umierają ze zmęczenia na trwających kilkadziesiąt godzin dyżurach.

Patrzę szerzej niż ten strajk i mam szersze wobec naszego społeczeństwa oczekiwania.

Jakie?

- Najskuteczniej byśmy sobie pomogli, gdybyśmy wszyscy odpowiedzialnie chodzili do wyborów. Wtedy ma się prawo wysuwać żądania wobec władzy i mocne argumenty w ręku. Niegłosujący powinni siedzieć cicho. Niech pracują, robią to, co do nich należy, ale niech się nie odzywają. Nie mają prawa.

Strajk uruchomił energię społeczną. Głos zabierają artyści, trwa zbiórka na fundusz wsparcia dla nauczycieli, organizowane są manifestacje poparcia. Baliśmy się osamotnienia nauczycieli, a jednak nie są sami.

- Chyba nie są. Ale wie pani, dla mnie ważniejsze jest coś innego.

Co takiego?

- Marzę o tym, byśmy byli społeczeństwem obywatelskim. Nie solidaryzującym się w momencie, kiedy jest nagły poryw wiatru, ale interesującym się sobą nawzajem na co dzień.

Uwielbiamy brać sprawy w swoje ręce i być razem w chwilach przełomu - jak w powstaniu warszawskim, podczas upadku komuny, w żałobie po śmierci papieża i katastrofie smoleńskiej. Kiedy emocje opadną, znowu stajemy się ludźmi, którzy widzą nie dalej niż koniec własnego nosa. Czasem, gdy trzeba wyjść i pomachać chorągiewką, to wychodzimy i machamy. Nic więcej. By było inaczej, nie starcza nam samoświadomości i zapału.

Dlaczego?

- Nie wychowują nas dobrze rodzice, bo jeśli są pielęgniarkami, lekarzami rezydentami, pracownikami pomocy społecznej albo wymiaru sprawiedliwości czy jakąkolwiek inną grupą, która walczy o podwyżki, to nie mają na to czasu. Zajęci są pracą, by spiąć budżet, albo protestami.

Na obywateli nie wychowują też nauczyciele, ponieważ żyją poniżej godności własnej i jakiegokolwiek standardu. To sprawia, że im się nie chce starać. Mam wrażenie, że nikomu się nic nie chce w tym kraju. Albo chce się na chwilę.

O co jest dzisiejszy strajk?

- Wszyscy wiemy, że nie chodzi tylko o to, by nauczyciele lepiej zarabiali. Czytam, że strajk krzywdzi dzieci. Te dzieci są skrzywdzone już od bardzo dawna.

Na studia aktorskie przychodzi do nas młodzi ludzie, u których szkoła nie rozwinęła wyobraźni. Oni nie czytają, niczego w kinie czy muzeum tak naprawdę nie widzieli.

Aktor powinien mieć rozszalałą do granic możliwości wyobraźnię. Nie wystarczy się z tym urodzić, szkoła powinna to rozpętać. Podczas studiów robimy, co możemy, by dodać ich wyobraźni ognia, ale pewne limity zostały już narzucone.

Szkoła, do której pan chodził, była inna?

- Dzięki nauczycielom nauczyłem się czytać dobre książki, buszować po bibliotekach i oglądać ważne filmy. Teraz młodzi ludzie przychodzą obojętni, chłodni. Nie wyobrażam sobie, że artysta może nie być rozpalony od środka. Chociaż to dotyczy też innych zawodów. Mamy nowe, chłodne i obojętne pokolenie prawników, lekarzy i innych.

Kiedy pan zauważył tę zmianę?

- Uczę od dwudziestu lat. Od jakichś dziesięciu przychodzą do nas ludzie, którzy nie mają w środku żywiołu.

Szkoła ich tłamsi?

- Szkoła nic z nimi nie robi. Uczy rozwiązywać testy, nie inspiruje. I nauczyciele, i uczniowie bębnią to, co mają odbębnić.

Kilka dni po premierze "Stowarzyszenia Umarłych Poetów" ukazał się rządowy raport na temat szkolnictwa w Polsce, w którym władza sama mówi, że polska oświata tkwi w XIX wieku.

Promowanie powierzchownego uczenia, zabijanie spontaniczności, stawianie na grzecznych uczniów - to niektóre wnioski tego raportu zleconego przez resort przedsiębiorczości.

- Szkoła nie zabrnęła tam w ostatnich dwóch-trzech latach. Stoją za tym błędy popełniane przez dekady. Nikt nigdy nie zrobił porządnej reformy oświaty albo służby zdrowia. Nie jesteśmy zreformowani, bo nie jesteśmy społeczeństwem obywatelskim, nie chcemy się dać zreformować.

Grany przez pana John Keating walczy z taką szkołą. Oglądając jego lekcje - w pana wykonaniu w Och-Teatrze czy Robina Williamsa w filmie sprzed 30 lat - boleśnie widzimy, jak daleko jesteśmy dzisiaj od takiej szkoły.

- Sięgnęliśmy po wspaniały dramat i to sztuka się dla nas liczyła, nie mieliśmy intencji publicystycznego komentarza do sytuacji w kraju. Teraz dodatkowo nasz spektakl stał aktualny również w kontekście szkolnego buntu. To wszystko, co teraz się dzieje, w końcu się jakoś rozstrzygnie - z korzyścią lub nie dla nauczycieli. A my będziemy "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" dalej grali.

Zawsze aktualne.

- O szkole idealnej ludzie marzyli i będą marzyć zawsze. Ponieważ nie ma ideałów na świecie, to zawsze będziemy się ocierali o emocje związane z marzeniami o doskonałości. Czy jest strajk, czy go nie ma, czy system edukacji jest bardzo dobry, czy bardzo słaby, zawsze będzie mu brakowało tego czegoś, o czym ten spektakl opowiada.

Pamięta pan siebie sprzed lat, kiedy oglądał film Petera Weira?

- Byłem tak samo wzruszony jak jestem teraz, kiedy gramy i widzę płaczących ludzi, którzy nie mogą się doczekać, by tym chłopakom z Akademii Weltona zacząć bić brawo.

Dlaczego ta szkolna historia tak wzrusza?

- Bo tęsknimy.

Za czym?

- Za czymś, czego nie mamy. Wszyscy chcieliby wchodzić na te ławki [Keating namawia uczniów, by stanęli na biurku i spojrzeli na świat z innej perspektywy; w finałowej scenie chłopcy odważnie żegnają nauczyciela, wchodząc na swoje ławki, wołając "Kapitanie, mój kapitanie"]. Co wieczór pięćset osób chciałoby wejść na ławkę. Pięćset osób chciałoby być na takich lekcjach, żeby potem móc wejść na ławkę. Co znaczy, że każdego wieczoru pięćset osób nigdy na nią nie weszło. Zagraliśmy do tej pory dziesięć razy, czyli 5 tys. ludzi nie weszło na ławkę w swoim życiu. Jeśli będziemy grali to 20 lat, będzie ich już ponad milion. Tak naprawdę, w Polsce prawie nikt nie wchodził nigdy na ławkę.

Jest pan bezwzględny.

- Tak, jestem bezwzględny.

Wspomniał też pan kiedyś o tęsknocie za ludzką szkołą. Jaka to?

- To szkoła, w której wszyscy są ludźmi. Teraz tak nie jest. Nauczyciele i uczniowie są nieludzko zmęczeni. Ze wszystkich znanych nam powodów: przeładowania programu, XIX-wiecznych metod nauczania, niskich zarobków, opresyjnego systemu ocen i testów, braku czasu rodziców dla dzieci i ich oczekiwań, że szkoła ich wyręczy i je wychowa.

Aktorzy rozmawiają dziś między sobą o nauczycielach?

- Tak. Ja zazwyczaj mówię to, co w tej rozmowie, i wszyscy jakoś markotnieją.

Co powie pan nauczycielom?

- Wytrwajcie. Jest ciężko i czekają was czarne chwile zwątpienia, ale jeśli wytrwacie, jest szansa na zmianę. Na zmianę waszej sytuacji, polskiej szkoły i naszego społeczeństwa.

Do jakiego momentu?

- Póki nie zostanie załatwiona cała lista waszych postulatów.

Kiedy rozmawia pan o strajku ze swoją żoną, strajkującą nauczycielką, też jest tyle gorzkich słów?

- Wie, że chciałbym, żeby im się udało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji